środa, 22 lipca 2015

Pszeniczne raz jeszcze

14/06/2015 

86. Krušovice Pšeničné (Krušovice ) 4,6%
87. Pszeniczne Weizen (Browar Witnica) 5%
88. Primátor Weizenbier (Primátor) 4,8%
89. Sanrajza American Amber Wheat (Pinta) 5%
90. Schöfferhofer Hefeweizen 5%

Kolejny zestaw piw pszenicznych (wiem, wiem, nie wszystkie z tej samej bajki). I na dodatek takie trochę starcie tytanów. Są wśród nich te, które od dawna znamy i lubimy. No i ciekawe jak poradzą sobie w zaprezentowanym towarzystwie. Bo to zawsze ciekawe – czy to, co lubimy jest naprawdę dobre, czy jest dobre, bo to lubimy. Czy jakoś tak. Aha, na koniec ujawnię które to te ulubione. No i jest tu jeden chłopiec do bicia. Zdecydowanie. Ale tego chyba dość łatwo odgadnąć.

Test piany absolutnie wygrywa Schöfferhofer. Nalanie szklanki zabiera jakieś dwa popołudnia. Podobnie wredne, choć nie aż tak bardzo, są Primator i Krušovice. Pinta udaje, że wie co to piana, ale spokojnie nalewa się za jednym podejściem. Witnica nie udaje, że wie. Nie wie nawet, że powinna wiedzieć.

Krušovice Pšeničné grzecznie pachnie drożdżami, cytrusami, owocami, słodem. Smakuje również nienagannie – mnóstwo zboża, lekka kwasowość, delikatne cytrusy. Tak, jak powinno smakować piwo pszeniczne.

Pszeniczne z Witnicy śmierdzi. Po prostu, zwyczajnie śmierdzi. Jakimś bagnem, kanalizacją może nawet, a już na pewno takim zabrudzonym paskudnym potoczkiem. Ot, Pełcznica na wysokości Książańskiego Parku Krajobrazowego – wypisz, wymaluj. Smakuje jakby rzeczywiście do butelki nabrano wody z tejże Pełcznicy tamże. I pozwolono jej skwaśnieć. Cholera, do zlewu.

Primator ma nieco mniej intensywny zapach niż Krušovice, ale tam też                              

Schöfferhofer pachnie gumą Turbo. No i drożdżami, cytrusami, i tak dalej. I natką pietruszki. Bardzo ładnie pachnie. W smaku trochę chyba za mało ciała, nieco rozczarowuje wodnistością. Takie raczej piwo na upały. Jest jednak wzorcowo słodkie (brzoskwinia?), zbożowe, drożdżowe. Troszkę ziołowe.

Sanrajza wyróżnia się spośród pozostałych intensywnymi akcentami chmielu, nutkami cytrusowymi prosto z chmielu. Dominują nad wszystkim. A jak już troszkę wywietrzeją, pojawia się klasyczny aromat – bardzo zmęczonej ścierki do podłogi. Ni mniej, ni więcej. No dobrze, więcej – ścierki, którą wycierano rozlaną wodę z ogórków kiszonych. W smaku jest… słabo. Obrzydliwie niespójne, chaotyczne akcenty chmielowe wojują na całego z tym wszystkim co skutecznie udaje im się przykryć. Gdzieś tam jest ta pszenica, są cytrusy, są owoce. Ale dostają tęgie baty, krwawią obficie na tym polu bitwy, padają jak muchy. Nad wszystkim unosi się gorzkie, cytrusowe – jakby rzuć skórki pomarańczy i grapefruitów – buczenie roju chmielowych, wszechobecnych owadów, powodujących uczucie osaczenia, świadomość nieuchronnej zguby przez zażądlenie. Paskudne. Plus mało przyjemne akcenty ogórków małosolnych.

Oceniamy, ustawiamy, rankingujemy. Moim zdaniem, konkurencję wygrywa Krušovice Pšeničné. Bezapelacyjnie. Na drugim miejscu plasuje się Schöfferhofer. Na trzecim Primator. Miejsce czwarte – Sanrajza z Pinty. Pszeniczne z Witnicy jest poza jakąkolwiek konkurencją. Trzeba mieć tupet, by to coś nazwać piwem. Po konsultacji ze szczęściem żywota mego, okazuje się, że werdykt jest jednogłośny. I niech tak zostanie.

Na wszelki wypadek wyjaśnię które było starym ulubieńcem, które chłopcem do bicia, itp. Od dawna kocham się w pszenicznym z Krušovic i w Schöfferhoferze. Chłopcem do bicia była Witnica. Sanrajzy ani pszenicznego z Primatora nigdy wcześniej nie piłem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz