poniedziałek, 13 listopada 2017

Jest moc!



624. Basior American Barleywine (Pałacyk Łąkomin)25 Blg, 11,5% vol.
625. Nomono Rye Triple IPA (Browar Solipiwko) 24,5 Blg, 9,8% vol.
626. Art+ 11 Double Cherry Rauchweizenbock (Browar Stu Mostów) 18,5 Blg, 6,5% vol.

Nie ma nas. Zwyczajnie nas nie ma. Piwkowie przestali istnieć, wymarli. Internetowo, znaczy. Raz po raz po głowie chodzi chęć napisania czegoś. Raz po raz brak wieczornych sesji porównawczych doskwierać zaczyna. Cóż, życie przestawiło się nam zupełnie, więc i do pisania o piwie coraz trudniej zasiąść. A jak się już coś zaniedba raz – każdy rasowy leń to wie – zmobilizować się do powrotu z każdym dniem trudniej.

Nie żeby nie było o czym pisać. Bynajmniej. Piwo się u nas przelewa regularnie – a to przez gardło, a to przez syfon pod zlewem. Regularnie.

Tymczasem zdarzyła się taka oto historia – i znowu jesteśmy. Nie potrafię powiedzieć na jak długo, ale jesteśmy. Tak czy owak, byliśmy w Pałacyku Łąkomin, gdzie – jak pewnie nie każdemu wiadomo – znajduje się coraz bardziej prężnie działający i coraz śmielej sobie poczynający browar. Jego wyroby urzekły nas już kilka lat temu, jako dowód na ryzykowną skądinąd tezę, że istnieją piwowarzy, którym nieobce są takie pojęcia jak umiar, harmonia, wreszcie smak. Przy okazji pobytu w Pałacyku nie można było zagadnąć pani na recepcji o możliwość zakupu piwa, po czym okazało się, że tuż obok stoi niewielka lodówka, z której całymi garściami wyciągać można. No i wyciągnęliśmy.

Wieczór po długiej i nieprzyjemnej podróży (deszcz, wiatr – ktoś pamięta niedawny huragan?) trudno wyobrazić sobie bardziej rozkosznie niż przy szklance – lub dwóch – dobrego piwa. I okazało się raz jeszcze, że w Łąkominie potrafią sobie poradzić z materią dla wielu piwowarów kraftowych nie do przejścia – ze stosowaniem amerykańskich, nowofalowych odmian chmielu. Tutaj nawet lager chmielony po amerykańsku urzeka aromatem i harmonią smaku. Że o American Wheat nie wspomnę.

Zachwyt nad tymi piwkami zrzuciłem jednak na karb zmęczenia i pragnienia, spowodowanych siedzeniem za kierownicą w samochodzie brnącym po wciąż budowanej S3. I przecudnej urody koliczności przyrody w Łąkominie. Swoją drogą, jak to jest, że w weekend dwa tygodnie temu byliśmy jedynymi gośćmi w całym Pałacyku? Dlatego gdy wyjeżdżałem, do bagażnika wrzuciłem jeszcze parę butelek. Żeby na spokojnie się im przyjrzeć. A może porównać z ofertą innych browarów. Może nawet coś o nich skrobnąć.

Bardzo żałuję, że nie zdobyłem się na heroizm włączenia komputera i uruchomienia Worda, gdy piłem przywieziony z Łąkomina ichni pils niemiecki. W swojej kategorii – czysta poezja. Ale też znowu – nie miałem do czego się odnieść, po jakiegokolwiek innego pilsa do sklepu pójść mi się nie chciało. A to już lenistwo skrajne, zważywszy na fakt, że z naszego nowego mieszkania mam dwa kroki do co najmniej dwóch sklepów, w których co jak co, ale przyzwoite lagery bym znalazł – i czeskie, i polskie, i niemieckie. Tak więc pozostaje mi tylko dać słowo, że piwko to (nie ma go na ratebeer, ocen-piwo, ani nigdzie indziej, a nazwy się nie nauczyłem, butelkę wyrzuciłem) jest doskonałe. Przed chwilą napisałem do browaru, jeśli odpowiedzą zanim skończę pisać ten tekst, to wszystko będzie jasne.

Tak więc stało się, że mamy w domu parę piw z Łąkomina, a że piwa te są nieutrwalane za bardzo, trzeba jak najszybciej się ich pozbyć. Przez przewód pokarmowy i kanalizacyjny. W tej kolejności, nie inaczej. I nalałem sobie Basiora… Powąchałem, spróbowałem… I wiedziałem, że trzeba, po prostu trzeba o nim napisać. To było zbyt piękne, żeby przeszło bez echa, żeby powierzyć tylko mojej ulotnej pamięci. A że nie miałem za bardzo innych barley wine pod ręką, dorzuciłem do stawki to, co pod ręką było, czyli zestawienie ni pies, ni wydra. Ale co tam, nie porównujemy, nie zestawiamy. Po prostu, delektujemy się.

Kryterium wyboru piwa podczas tego „dorzucania” do Basiora była jedynie moc piwa. Stwierdziliśmy, że skoro jest moc, to moc być musi. Czy jakoś tak. Stąd padło na Nomono Triple IPA z browaru Solipiwko i słabiutkie przy całej dzisiejszej konkurencji Art+ 11 Double Cherry Rauchweizenbock z wrocławskiego Browaru Stu Mostów. Więcej już byśmy nie dali rady. Absolutnie.

Tak więc, mamy kolejny wpis (hura!). Czy to oznacza powrót do o piwie po klawiaturze klepania? Nie wiem. Być może tak, być może nie. Zależy to od zbyt wielu czynników. Zobaczymy. Tymczasem zabierzmy się za te trzy piwa, co na zdjęciu…

Przelewamy pozostałe dwa do szkła. Art+ wcale się nie spieniło. Pozostałe dwa tylko odrobinę i niezbyt trwale. Wąchamy, próbujemy. Cieszymy się i radujemy. Raz bardziej, raz mniej. Jak to w życiu.


Basior pachnie jakby nos wsadzić do silosu wypełnionego świeżo wymłóconym zbożem. Do tego słodycz dżemu czereśniowego, własnej roboty krówki smażone na patelni (ktoś pamięta?), sporo miodu, coca-coli, cukierków truflowych, skórka chleba. Złożony i niesamowicie harmonijny aromat zachwyca, uruchamia ślinianki. Trudno się doczekać pierwszego łyka.

Smak jest pełny, słodki, karmelowo-kawowy. Skondensowane, słodzone mleko z tubki. Słodycz idealnie wręcz skontrowana chmielem, który tutaj wcale nie występuje w postaci jakiejś prostej, nachalnej goryczki. Tutaj po chwili od wzięcia piwa do ust pojawia się pewna korzenność. Coś jakby cynamon, gałka muszkatołowa. Jest też cytrusowość – jakby karmelizowane kumkwaty. Po chwili ujawnia się delikatna żywiczność. Echo czekoladowo-kokosowego Bounty. Na końcu, niejako w finiszu, pojawia się przepyszna, nieco wytrawna (może tylko w kontraście do całej słodyczy wcześniej) zbożowość. Każdy z akcentów smakowych zna swoje miejsce, pojawia się w odpowiednim momencie, współgra z całą resztą. Coś pięknego, pełen zachwyt. Dawno czegoś tak ciekawego – tak intensywnego i bogatego nie piliśmy. I ani przez chwilę nie czuć tu alkoholu. Ani na ćwierć brudu za paznokciem. Mistrzostwo.

Kategoria: MIÓD, CUD, MALINA



Nomono pachnie świeżo – zachwaszczona łąka, rumianek, ogródek z piwoniami, marmolada różana. Pod spodem karmel, trochę bardzo dojrzałych, soczystych owoców tropikalnych, odrobina gorzkiej czekolady. Są też cytrusy i odrobina żywicy, ale to nie one grają pierwsze skrzypce. Bardzo ciekawy, intrygujący aromat.

Smak jest pełny, nie tak słodki, jak powyżej, ale zdecydowanie słodki, owocowy. Złamany natychmiast cytrusową goryczką. Jest tu mango, dojrzałe nektaryny, jest tu grapefruit, z każdym łykiem dochodzący coraz bardziej zdecydowanie do głosu. Ale jest tu też bardzo wyraźna marmolada różana, jest świeża kolendra. Jest ciekawie, wielowymiarowo. Z czasem pojawia się żywica, nieco cierpka, wytrawna. Zważywszy że jest to – koniec końców – IPA, jest to piwo doskonałe.

Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO



Art+ 11 pachnie przepięknie – jest tu dym, jest kremowość, jest lekka kwaskowość – jak w agreście – są wreszcie wiśnie. Po kilku chwilach wychodzi świeżo wyprawiona skóra. Taka z torby skórzanej, z którą biegałem na studiach. Dobrze utrzymana stajnia. Zachwytom nie ma końca.

Smak wypada świeżo i radośnie – na tle wcześniej smakowanych dzisiaj piw. Jest tu natychmiastowy atak wiśni, przy akompaniamencie dymu, suszonych śliwek i klimatów prażonego zboża. Smak jest bez porównania mniej złożony i rozbudowany niż w dwóch poprzednich przypadkach, ale dalej trafia w ośrodek radochy na mapie naszych kubków smakowych. Jest dobrze, miło i przyjemnie.

Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO



Nie ma sensu robić tutaj tradycyjnego rankingu – piwa reprezentują tak skrajnie różne gatunki, że sensu to nie ma. Z opisów wynika jasno, że gdyby chcieć poustawiać je w kolejności po które chętnie sięgnąłbym raz jeszcze, to kolejność sama się nam ustawiła. I jest to werdykt jednogłośny obydwojga spijających ten nektar.

Na koniec – jak byłem mniej więcej w połowie tekstu, w skrzynce pojawiła mi się odpowiedź z Łąkomina na pytanie o nazwę tego ichniego pilsa niemieckiego. Czyli nie dość, że dobre piwo robią, to i klienta traktują poważnie. Kolejny plus. Pils niemiecki z Łąkomina, o którym wspominałem, nazywa się więc Landsberger Kraft. Jeśli ktoś stawia sobie za punkt honoru dodać nowe piwo na Ratebeer (ludzie miewają różne ambicje), polecam szybką wycieczkę do Łąkomina, zakup rzeczonego i wrzucenie opisu. Bo ciągle jeszcze nie ma.

W lodówce mam jeszcze Der Amerikaner (lager chmielony po amerykańsku) i AmeryŁANin (American Wheat). I wielką ochotę, by sobie przypomnieć jak smakują.