środa, 22 lipca 2015

IPA... ale lipa...

02/06/2015

67. Lubuskie IPA (Browar Witnica) 5,6%
68. Bengal Lancer (Fuller’s) 5,3%
69. Admiral Lord Viscount Nelson (Browar Krajan) 6%
70. Imperium Atakuje (Pinta) 7,8%

Przyszła kolej na piwa typu IPA (India Pale Ale). Udało się zebrać trzy polskie wyroby i jeden angielski.  Bengal Lancer w swojej ojczyźnie jest takim sobie średniakiem, odpowiednikiem naszych koncerniaków. Dołączony został do tego zestawu jako swego rodzaju benchmark – wszystko, co będzie lepsze od Lancera, będzie można określić piwem dobrym. Wszystko, co uplasuje się poniżej Lancera, jest zdecydowanie niewarte uwagi. Nalewanie do szklanek – test piany – wygrał Bengal Lancer, który musiał być nalewany na raty. Nelson i Lubuskie pokryły się grzeczną, choć niezbyt obfitą pianą. Na Pincie piana niemal nie wystąpiła.

Lubuskie IPA wyraźnie pachnie intensywnym, świeżym chmielem, który momentami idzie w stronę aromatu świeżej marchewki. W smaku też przede wszystkim wali chmielem. Przez ten chmiel próbuje się przebić smak słodu, ale z sukcesem raczej ograniczonym. Po chwili pojawia sie jakaś owocowa słodycz, ale dość szybko zostaje przytłoczona przez chmielową gorycz. Po paru chwilach, po obejściu kolejki, wracam do Lubuskiego i… znowu ta cholerna, bagnista woda. Toż to wali jakimś błotem, bagnem, kiszonką. Nic dziwnego, że tyle chmielu muszą tu wrzucić.

Bengal Lancer w aromacie wydaje się miodowe, z lekkimi nutkami chmielu i słodu. Jagody ze słoika. W smaku jest łagodne, lekko miodowe (trochę ten miód to raczej miód sztuczny), bardzo przyjemne. Znowu owocowa słodycz – taka właśnie jagodowa. Być może to kwestia kolejności smakowania – po bardzo chmielowym Lubuskim wydaje się bardziej łagodne niż naprawdę jest. Wrócimy do niego za chwilę.

Admiral Lord Viscount Nelson (już dłuższej nazwy nie mogli mu wymyślić?) w aromacie jest świeżo owocowa – brzoskwinie, morele, czarny bez. W smaku jest przyjemne, owocowe – słodkie brzoskwinie, brzoskwinie z puszki. Trochę syntetycznej słodyczy, takiej jak w cukierkach Haribo Tropifrutti. W porównaniu z poprzednikami jednak jest dość płaskie, jednowymiarowe.

Imperium Atakuje, jak można było przewidzieć, bezlitośnie wali chmielem. Przez chmiel przebija się syntetyczna słodycz malinowa. W smaku dominuje słodowa, lekko owocowa słodycz (jakby stężony sok winogronowy), która już po chwili przykryta zostaje chmielową goryczą. Na moje naleganie, byśmy znaleźli w niej jednak coś pozytywnego, słyszę opinię, że jest to najlepsze piwo z Pinty, jakie dotąd smakowaliśmy, ale jest to jedyna pozytywna rzecz, jaką można o nim powiedzieć.

Oceniamy. Pierwsze miejsce jednogłośnie zajmuje Bengal Lancer. Jeśli przypomnimy sobie założenie wstępne, można sobie dać spokój z pozostałymi. Ale nie pójdziemy na łatwiznę. Nie, co to, to nie. Nie my. Drugie miejsce zajmuje Nelson. Trzecie Imperium Atakuje, a stawkę zamyka Lubuskie IPA. Absolutnie jednogłośnie. Może jednak polskie browary powinny dać sobie spokój z robieniem zupełnie im obcych gatunków piwa?...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz