piątek, 13 stycznia 2017

Polska pszenica po belgijsku




----. Podróże Kormorana Witbier (Browar Kormoran) 4,6%
614. The Dancer (Brokreacja) 5,2%
615. Mniszek (Browar Miedzianka) 5%
616. Collector (Browar Raduga) 4,6%

Przyszedł czas, by zająć się piwami pszenicznymi w stylu belgijskim, popularnie zwanymi witbierami. Warzone są zwykle z dodatkiem kolendry, skórki pomarańczy, czasem skórki cytryny, czasem rumianku. A na pewno z wielkim zapałem piwowarów. A dlaczego przyszedł ten czas? Bo jak będziemy dłużej zwlekać, to nawet przejmujący ostatnio chłód piwnicy nie uchroni części naszych zapasów przed zepsuciem i marnacją, związanymi z upływem terminu ważności. I choć pora nie ta – witbiery najlepiej smakują aplikowane w czasie letnich upałów – to czas najwyższy.

Zestawiliśmy cztery witbiery, które wyszły spod sprawnych rąk naszych polskich piwowarów, stąd przypuszczenie wyrażone w nagłówku, że ta pszenica to jednak polska, a jedynie po belgijsku przyrządzona. Choć co do tego pewności mieć nie możemy, bo współcześnie dostępne formy transportu czynią wszelkie opcje możliwymi.

Zestaw zaczęliśmy układać od Mniszka, zakupionego w miejscu powstawania, w Browarze Miedzianka jakiś czas temu, kiedy to zupełnie niespodziewanie, podczas podróży do Jeleniej Góry odkryłem, że Miedziankę mam po drodze i grzechem byłoby nie wpaść po kilka flaszek. Mniszek – i to nie jeden – wysuszony został krótko po powrocie z podróży. I sprawił ogromną frajdę. Do Mniszka dość szybko doszlusował Collector z Browaru Raduga. A to dlatego, że Raduga jakoś nam za bardzo nie podpadła, że ichnie piwa generalnie mają spory sens, wreszcie dlatego, że bardzo nam się podoba pomysł nadawania piwom nazw od tytułów starych, klasycznych dzieł filmowych. Z niecierpliwością czekamy na The Wicker Man. I wypijemy go, choćby był to przebrzydły RIS, leżakowany w beczkach po kiszonej kapuście. Podczas jakiś zakupów wpadliśmy w Tesco na The Dancer z Brokreacji. I znowu – Brokreacja zwykle sprawia radochę swoimi piwami, a ponadto te etykiety. Naprawdę fajne, nietuzinkowe, stosowane konsekwentnie. Nawet już Brokreacji wybaczamy te angielskie nazwy. Trudno, chcą być światowi – niech będą. Na koniec, do stawki dorzuciliśmy Podróże Kormorana Witbier. Z Browaru Kormoran, ma się rozumieć. Co prawda, już je piliśmy, już o nim pisaliśmy, ale w świetle tego, że – zgodnie z tym, co pisałem już co najmniej rok temu – właśnie browary regionalne, takie jak Kormoran, udowadniają, że potrafią konsekwentnie wypuszczać na rynek coraz to lepsze piwa, że nie cudują, nie wydziwiają, tylko doskonalą warsztat, w świetle tego wszystkiego chcieliśmy spróbować jak idzie Kormoranowi w sprawie witbierów. Dawno nie zaglądaliśmy do kormoranowych Podróży, więc czemu nie teraz? OK, zobaczmy jak poszło. Nalewamy.

Wszystkie piwa mają mniej więcej tę samą barwę, wszystkie mniej więcej tak samo się zmętniły (czyli nie bardzo, lecz wystarczająco, by nie czytać informacji na etykiecie o ewentualnej filtracji), wszystkie pokryły się przyzwoitą, drobnopęcherzykową, białą pianą. Najszybciej zredukowała się ona na Collector, mniej szybko, ale jednak zauważalnie, na Mniszku. Na The Dancer i Kormoranie utrzymała się najdłużej, w postaci niezbyt grubej, ale jednolitej, nieposzarpanej warstwy.

Podróże Kormorana Witbier (12,5 Blg, niefiltrowane, pasteryzowane) – w aromacie wyraźna skórka pomarańczy, brzoskwiniowa ice tea, sporo kolendry, pszenica. Ładnie ułożony aromat, ale może odrobinę zbytnio zdominowany przez kolendrę. Tak czy owak, pachnie przyjemnie. Po jakimś czasie kolendra się ugrzecznia, przestaje dominować, przeszkadzać. Robi się bardzo apetycznie w aromacie. Zobaczmy co w smaku.
Smak jest bardzo lekki, wyraźnie pszeniczny z bardzo harmonijnie dobranymi akcentami ziołowymi, głównie kolendrą. Swoje robią też akcenty skórek cytrusowych, przebija się też ten akcent brzoskwiniowy z aromatu. Pojawia się też akcent gruszkowy i waniliowy. Ewoluuje na podniebieniu, zdecydowanie nie jest nudne. Goryczka jest w sam raz, nieprzesadzona, właściwie dobrana. Bardzo sympatyczne, grzeczne piwo. Tyle że nie na tę porę roku. Orzeźwiające, w sam raz na letnie upały, a nie na sroga zimę.
Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO

The Dancer Witbier (13 Blg, IBU 20, niefiltrowane, warzone w Szczyrzyckim Browarze Cystersów „Gryf”) – w aromacie najpierw melon, akcenty cytrusowe (pachnie jak limonka przede wszystkim), niecałkiem dojrzałe banany, pszenica. Bardzo przyjemny, dobrze ułożony aromat, dryfujący dość wyraźnie w stronę weizena.
W smaku jest podobnie – The Dancer chwilami do złudzenia przypomina weizena. Są tu akcenty bananów, pszenicy, jest trochę przyjemnych, słodkich cytrusów, skórka pomarańczy, jest lekka ziołowość, głównie kolendrowa. Jest też nieco rumianku i jałowca. Na koniec odrobina maślanych nutek. Świetne piwo, chętnie się go napijemy, jak już odpuszczą mrozy.
Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO

Mniszek (12,5 Blg, niefiltrowane, niepasteryzowane) – mniej intensywne i wyraziste w aromacie. Wyraźnie mniej kolendry, na rzecz rumianku. Są tu też akcenty skórki pomarańczowej, wyraźna pszenica. Wydaje się zbytnio zdominowane przez rumianek, nieco zbyt kwaśne w aromacie. Zobaczymy co powie nam podniebienie. Zanim jednak wlejemy je na podniebienie, w aromacie zaczyna robić się grzecznie. Jest tam suszony rumianek, ale przestał dominować, uciekła kwasowość. Zrobił się przyjemny aromat rozgrzanej słońcem łąki. Pojawiła się dodatkowo prażona pestka dyni. Bardzo fajne piwo. Przynajmniej w aromacie.
Smak jest pszeniczny, drożdżowy, delikatnie ziołowy (wyraźny rumianek, mniej dominująca, ale wyraźnie obecna kolendra), lekko pomarańczowy. A ta pomarańcza to przede wszystkim świeża skórka, ale też kandyzowana skórka.
Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO

Collector Lemon Witbier (12 Blg, IBU 15, niefiltrowane, pasteryzowane, warzone w PPHU Jamard) – w aromacie obiecywane akcenty skórki cytryny, odrobina gorzkiej czekolady (?), pszenica. Ale przede wszystkim kolendra. Tony jej. Kolendrowo-ziołowy aromat zdaje się przysłaniać wszystko. Bardzo mało przyjemny aromat kiszonki. Poczekamy, może się ulotni. Daliśmy mu sporo czasu, kiszonka tam ciągle jest, kolendra nie ustępuje. Bardzo słaby aromat, aż nie chce się brać tego czegoś do ust. Czego się jednak nie robi dla ludzkości…
Smak jest bardzo lekki i… bardzo kwaśny. Zaczynamy podejrzewać, że albo w Radudze działa jakiś dywersant, albo Tesco przetrzymało tę partię gdzieś przy grzejniku, lub na słońcu. Cholera wie, ale piwo z Radugi nigdy nie smakowało aż tak źle. Nawet nielubiane przez nas gatunki w radugowym wykonaniu przekonywały nas, że jednak się da, że to nie do końca jest tak bez sensu. A dzisiaj? Są tam akcenty cytrynowe, nawet dość wyraźne, jak się w nie wsłuchać, jest trochę pszenicy, jest ziołowość. Ale przede wszystkim cholerny kwas. Po kilku łykach ten kwas zaczyna mi brzmieć jak sok z cytryny. Może to jednak o to chodziło piwowarom? W składzie jednak podali skórkę z cytryny, a nie świeżo wyciśnięty sok, a tutaj w smaku dominuje kwaśny sok cytrynowy. Masakra jakaś. Nie, nie chcę kończyć tej butelki. Zdecydowanie nie.
Ha! A tu nagle zwrot akcji. Przypominam sobie – nagle i niespodziewanie – że mamy w piwnicy jeszcze jedną butelkę Collectora. Lecę na złamanie karku dwa piętra niżej, odszukuję butelkę, wracam. To znaczy, wszystko to odbyło się jak mnie nie było przy komputerze. Czy też, nie było mnie przy komputerze jak to robiłem. Tak czy owak, zwalamy kapsel z drugiej butelki tego samego piwa, kupionego wcześniej w innym sklepie i trzymanego w piwnicy – ciemno i zimno, a termin ważności do 1 marca…
Nic się nie zmieniło, nie ma zwrotu akcji… Radugo, Radugo, cóżem Ci uczynił?
Kategoria: DO ZLEWU

Ustalenie dzisiejszego rankingu nie jest proste, jeśli chodzi o miejsca 1-3. Czwarte jest zarezerwowane dla Collectora. Jak zwykle w takich sytuacjach, odbywa się niniejszym ponowne lanie w pysk, mlaskanie, przewracanie oczami… Chyba mamy jakieś wyniki. Wiemy już co na pewno wygrywa. Mlaskamy więc teraz o miejsce drugie i trzecie… Bardzo wyrównana stawka… No dobrze. Już wiemy. I jesteśmy jednogłośni (!) Oto nasz ranking:

1. Kormoran Witbier
2. Mniszek
3. The Dancer
4. Collector

I jak najszybciej zapomnijmy o tym ostatnim.



sobota, 7 stycznia 2017

Polsko-niemieckie koziołkowanie



610. Lübzer Bock (Brauerei Lübz) 7%
611. Bock (Raduga, Inne Beczki, Faktoria) 6,9%
612. Koziołek (Pałacyk Łąkomin) 7,8%
613. Oettinger Bock (Oettinger Brauerei) 6,7%

Przejeżdżałem nie tak dawno przez Niemcy, bo mi S3 w kraju popsuli. Po to, by ją ostatecznie naprawić, ale tymczasem polecam jej unikać, szczególnie na odcinku między Zieloną Górą a Legnicą. Tak czy owak, zrobienie dodatkowych stu paru kilometrów przez zaprzyjaźniony kraj zaowocowało wydłużeniem podróży o 7 minut. O komforcie jazdy wspominał nie będę. Wracałem potem już po polskich drogach i ciężko tej decyzji żałowałem. Tak czy owak, jadąc przez piękną ziemię niemiecką, oddałem się w jednym miejscu pasji fotografowania – oni tam specjalnie przy autostradzie postawili takie zdalnie sterowane fotoaparaty. Wystarczy jechać trochę szybciej niż wartość wskazana na znakach drogowych – i sam się uruchamia. Z fleszem! Taka technika. W innym miejscu natomiast postanowiłem zatrzymać się w okolicy jakiegoś centrum handlowego w celu zapakowania sobie bagażnika piwem. Trafiłem dość pechowo na jakiś Kaufland, więc skazany byłem jedynie na ichnie koncerniaki, głównie lagery, parę kellebierów, bocków, kilka weizenów.

A że powiedziało się bock, to w drodze powrotnej wpadłem do dawno nie odwiedzanego Pałacyku Łąkomin (szczerze polecam wizytę, da się znaleźć w guglach), gdzie jakiś czas temu odkryłem zupełnie nieznany, malutki browarek, w którym ktoś naprawdę potrafi robić piwo. No i zgarnąłem co tam mieli w lodówce, w tym właśnie Koziołka. Do stawki dorzuciłem Bocka, będącego efektem współpracy trzech polskich browarów kontraktowych – Radugi, Innych Beczek i Faktorii – i konkurencja gotowa.

Biorąc pod uwagę fakt, że koźlak to koźlak, przez wielu uważany za gatunek nudny i niegodny uwagi, opis aromatu i smaku pewno ograniczał się będzie do kilku nutek, tych samych za każdym razem, a ocena głównie sprowadzi się do tego, jak zgrabnie udało się tych kilka elementów ze sobą połączyć. I tyle. No, w przypadku kooperacyjnego Bocka najpewniej dojdzie jeszcze nutka wędzonki, bo oni tam deklarują an etykiecie, że to koźlak ze słodem wędzonym. I tyle.

Niemieckie piwa tradycyjnie już milczą na etykietach na temat zawartości ekstraktu, poziomie IBU, filtracji, pasteryzacji, itp. Polskie piwa nie mają przed konsumentem tajemnic.

Proszę bardzo, pierwsza sesja piwna tego roku z jednym z najnudniejszych gatunków piwa. Kapsle precz, lejemy. Lübzer spienił się jak coca-cola – piana była burzliwa, a po chwili nie było po niej ani śladu. Podobnie kiepsko zachował się trójbrowarowy Bock, jednak tutaj przynajmniej jakieś śladowe ilości piany utrzymały się nieco dłużej na powierzchni piwa. Jakieś piętnaście sekund dłużej. Koziołek z Łąkomina i Oettinger Bock pokazały klasę, przynajmniej w zakresie piany – była ona gęsta i trwała, redukowała się powoli. Okazało się, że koźlak koźlakowi nierówny jeśli chodzi o barwę. Generalnie, niemieckie koźlaki były wyraźnie jaśniejsze, przy czym najjaśniejszy był Oettinger. Miał barwę tylko o odcień ciemniejszą od standardowego lagera, a na etykiecie nie było ani słowa o tym, że to jakiś helles bock. Wąchamy, próbujemy. Nie samym wzrokiem wszak człowiek się piwem karmi.

Oettinger Bock  – tu w aromacie przede wszystkim skórka chleba, nieco karmelu, odrobina palonego słodu. Przyjemny, zachęcający aromat, choć w głębi czai się tam nieco mniej przyjemny akcent działu farb olejnych jakiejś castoramy.
Smak jest słodki, karmelowy, nieco alkoholowy. Po chwili pojawiają się ziołowe akcenty goryczkowe. Jest też czerstwe pieczywo, lekka paloność. Rozgrzewające. Rewelacji tu nie ma, ale kto się jej koźlaku spodziewał. Poprawne piwo do wychylenia od czasu do czasu.
Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO

Bock (16,3 Blg, IBU 25, pasteryzowane, niefiltrowane, warzone w PPHU Jamard) – w aromacie przede wszystkim słodki karmel, cukierki raczki, ledwo cień obiecywanej na etykiecie dymności. Po chwili pojawia się ciężki, słodki syrop z ciemnych owoców.
Smak jest pełny, a w nim już wyraźna dymność, wędzonka. Poza tym trochę kawy, słodkich lizaków-kogutków, sporo zboża. Odrobina jeżyn, dzikich malin. Goryczka dobrana w sam raz, skutecznie kontruje słodycz, ale nie wybiega na pierwszy plan. Przyjemne piwo do powolnego sączenia.
Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO

Koziołek Bock (18 Blg, niefiltrowane) – w aromacie przede wszystkim przypalony karmel, odrobina lukrecji, nieco miodu.
Smak jest bardzo wyraźnie chlebowy, a chleb ten polany jest przerozkosznym, naturalnym miodem. Ponadto dużo zboża, syrop cukrowy, a wreszcie na koniec delikatna goryczkowa kontra. I o takiego koźlaka nasi dziadowie walczyli.
Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO

Lübzer Bock – ma aromat najmniej intensywny z całej dzisiejszej stawki. Jest tu odrobina coli, nieco prażonego słodu, trochę zboża w ogóle, odrobina skórki chleba. Bady ten aromat, mniej więcej jak piana, która (nie) okryła tego piwa po nalaniu do szklanki.
Smak jest lekki, karmelowy, delikatnie chlebowy, zbożowy. Odrobina kawy rozpuszczalnej. Stosunkowo wysoko – na tle dzisiejszej konkurencji – wysycone, co dodaje mu nieco głębszego wymiaru. Jednak niewiele mu chyba może pomóc, bo generalnie jest słabe, płaskie i nudne.
Kategoria: JAKOŚ JE ZMĘCZĘ

No i tak – z jednej strony baliśmy się, że wystawienie niemieckich, koncernowych bocków przeciw wyrobom polskiego rzemiosła, postawi je z definicji na straconej pozycji. Koncern jakoś nie lubi wygrywać z rzemiosłem. Z drugiej strony, to przecież Niemcy są specjalistami od koźlaków, więc nawet w wersji koncernowej powinni sobie poradzić. Okazało się, że nie doceniliśmy potęgi polskich rzemieślników. Co prawda, miejsce drugie i trzecie nie było tak zupełnie oczywiste – trzeba było tu trochę dłużej posączyć, pomlaskać i oczami poprzewracać, żeby podjąć decyzję – ale już miejsca pierwsze i czwarte przyznane zostały miażdżącą przewagą głosów zebranych. No i nasi górą. Jak na tych czterech skoczniach ostatnio. Z czego się bardzo cieszymy. I jednego i drugiego, znaczy.

Ranking jest dzisiaj jednogłośny i przedstawia się następująco:

1. Koziołek z Łąkomina
2. Bock z trzech browarów
3. Oettinger zza zachodniej granicy
4. Lübzer z Lübz, również za zachodnią granicą

Żadne ze smakowanych dzisiaj piw nie zostało kupione w zaprzyjaźnionym sklepie Po Robocie przy ul. Westerplatte 9 w Świdnicy, ale i tak serdecznie porobotną ekipę pozdrawiamy.