wtorek, 28 lipca 2015

Prawie do każdego jest jakieś ALE



177. Doctor Brew Cascade IPA (Doctor Brew) 5,6%
178. Cycuch Janowicki (Browar Miedzianka) 5%
179. Żywiec APA (Żywiec) 5,4%
180. Panzerfaust (Kraftwerk) 6,9%

Dzisiaj znowu mamy jakieś ale. A nawet cztery. Niecałkiem z tej samej bajki, ale nie zawsze udaje się idealnie dobrać zawodników w naszej konkurencji. Zaczęło się od tego, że wczoraj zasmakowaliśmy w piwie z Miedzianki (Rudawskie) i postanowiliśmy pójść za ciosem. W dalszym ciągu dzięki uprzejmości i cierpliwości Basi i Przemka, za co dziękujemy. Tak więc, był sobie Cycuch Janowicki, który spróbowaliśmy obudować piwami o mniej więcej podobnym charakterze – górna fermentacja, IBU w okolicach 40, takie tam. No i wyciągnęliśmy co tam w lodówce było. Plus Żywiec, który normalnie w naszej lodówce nie bywa. Za to bywa w obfitości niemałej w każdym sklepie, w którym półkę z piwem zainstalowano.

Po przelaniu zawartości butelek do szklanek, okazało się, że tak na pierwszy rzut oka Panzerfaust jest wyraźnie z innej bajki – pozostałe trzy piwa mają mniej więcej tę samą głęboko złotą barwę, podczas gdy Panzerfaustowi bliżej do ciemnego, brązowego koloru z lekkim rubinowym odcieniem. Doctor Brew też jest o pół odcienia ciemniejszy od Żywca i Miedzianki. W innej kategorii – piany – Doctor Brew jest zdecydowanie z tej kategorii, do której należy słynące z piany Grodziskie. Nalanie go w ciągu dziesięciu minut graniczy z cudem. Piana jest wysoka, naturalna, sztywna, trzyma się bardzo długo. Piana na Żywcu ginie w oka mgnieniu. Z innych cech napierwszorzutocznych – wszystkie cztery nie były filtrowane.

Doctor Brew Cascade IPA (14,5 Blg, IBU 56, niefiltrowane, niepasteryzowane) w aromacie ma świeże, zielone jabłka plus, naturalnie cytrusy. Nie są to jednak nieprzyjemnie gorzkie (nawet w aromacie) grapefruity, a raczej mieszanka limonek, pomarańczy i mandarynek. Jak nie lubię chmielu, tak ten aromat podoba mi się. Jest świeży i rześki, daje nadzieję na przyjemności na podniebieniu. Na podniebieniu jest lekkie, powiedziałbym nawet wodniste. Ale chmielem wali po kubkach, jakby Doctor chciał nas znieczulić natychmiast. Widać, że na NFZ robi, nie w prywatnej klinice. Innymi słowy – kiepsko. Parę kolejnych łyków i już wiem – Doctor Brew Cascade IPA to lekko aromatyzowany, chmielowy roztwór wodny. Zawiera też – pewno dla urozmaicenia – akcenty obleśnej, chlorowanej kranówy.

Cycuch Janowicki (12,5 Blg, IBU 42) przez warstwy grapefruitowej goryczki w aromacie przepuszcza wyraźne akcenty słodowe. Plus owoce – dojrzałe renklody i brzoskwinie. Takie bardzo dojrzałe, ciężkie. No i trochę jakby brzoskwiniowej ice tea. Tu też dobrze się zapowiada. W smaku jest rześko, lekko, ale zdecydowanie nie wodniście. Najpierw owoce – znowu te śliwkowate – po chwili wyłania się szlachetny, pięknie łechcący kubeczki słód, a dopiero po kolejnej chwili pojawia się delikatna chmielowa goryczka. Kurcze, w tej Miedziance wiedzą jak piwo robić!

Żywiec APA (12,5 Blg) intensywnie pachnie grapefruitami. W taki nieprzyjemny, twardo gorzki sposób.  Plus jakaś taka perfumowa kwiatowość. Rodem z tanich perfum. Po chwili pojawia się lekki akcent świeżego ananasa. W smaku jest… dziwnie. Ni pies ni wydra. Niby słód, ale jakiś taki wytrawny, niesłodowy. Niby zboże, ale jakoś bardziej chyba w smak obfituje zmiatany z podłogi w silosach zbożowych pył. Jakieś tam delikatne akcenty owocowe próbują wystawić łeb, stuknąć w podniebienie, odbić swoją obecność, ale robią to tak anemicznie i w sposób tak nieokreślony, że nie sposób je sensownie opisać. A przede wszystkim, smak jest płaski. Jak płaskowyż na Krecie. Ten sam smak, który zalewa podniebienie na początku, trwa i trwa. Niezmiennie.

Panzerfaust Silesian Rye India Pale Ale ver. 2.0 (16,5 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane), warzone w browarze Jan Olbracht w Piotrkowie Trybunalskim na zlecenie Kraftwerk – pachnie słodkim kompotem śliwkowym, trochę może powidłami. Ślady kandyzowanego ananasa. Po chwili aromat ten – z regału z kompotami i powidłami w supermarkecie – leci w kierunku sektora z karmą dla zwierząt domowych. Każdy, kto kiedykolwiek przeszedł między tymi półkami, wie o czym mówię. Taki konglomerat drażniących, nieprzyjemnych, wręcz obrzydliwych aromatów suchej karmy. W smaku czuć przede wszystkim gorycz tych zastępów chmielu, którym próbowano ukryć, że nie ma się pojęcia o robieniu piwa. Jest gorzko, nieprzyjemnie, cierpko. A po chwil – gorzko. Trochę paskudnego karmelu.

Gdyby trzeba oceniać smakowane dziś piwka, wygrywa – znowu bezdyskusyjnie – Cycuch Janowicki. Spojrzałem na mapy Google – do Browaru Miedzianka mam raptem 16km… Na drugim miejscu (znowu baaaardzo odległym) – aż boję się to powiedzieć – jest Żywiec. Trzeciego miejsca nie ma. Doctor Brew i Panzerfaust są jednakowo obrzydliwe – choć każde na swój sposób – i zasługują co najwyżej na miejsce czwarte. I niech sczezną w zlewie, do którego za chwilę trafią ich resztki. Tak ponad pół szklanki każdego…

Połowica moja, zapytana o jej ranking, powiada… Miedzianka, potem Żywiec, a potem nie wiem… Ale chyba ten (wskazuje tu na Doctor Brew), a ten (tu wskazuje na Panzerfausta) na końcu. I znowu tylko prawie się zgadzamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz