czwartek, 16 czerwca 2016

Piwkowanie w Dufftown, czyli co tam, Panie, w szkockim krafcie?




480. To Boldly Brew (Spey Valley Brewery) 5,5% vol.
481. Typhoon, Single Hop Amarillo IPA (Windswept Brewing Co.) 6,2% vol.
482. Weizen (Windswept Brewing Co.) 5,2% vol.
483. Tornado, Single Hop Citra IPA (Winspwept Brewing Co.) 6,7% vol.
484. Old Peculier The Legend (Theakston Brewery) 5,6% vol.
485. Raven Ale, Gold Ale (The Orkney Brewery) 3,8% vol.
486. Bottlenose Bitter (Speyside Craft Brewery) 4,1%
487. Drygate Ax Man, Rye IPA (Drygate Brewing Company) 5% vol.

Korzystając z tygodniowego pobytu w Szkocji, postanowiłem sprawdzić jak ma się tutejszy przemysł piwowarski, z którym nie miałem kontaktu już prawie 3 lata. Sporo do nadrobienia, a jak się okazało na miejscu, i tutaj dotarł wirus kraftu. No ciekawe, pomyślałem sobie patrząc w sklepach na ofertę z browarów, o których nigdy wcześniej nie słyszałem, a nosząc w pamięci fakt, że akurat w Szkocji (i reszcie Wielkiej Brytanii) żadna rewolucja nie była potrzebna – tutaj od zawsze warzono doskonałe, świetnie wyważone piwa. Jak się okazało, być może właśnie w tym tkwi siła tutejszych kraftów – młodzi szkoccy piwowarzy najzwyczajniej w świecie wiedzą jak smakuje dobre piwo, dzięki czemu chyba udało im się w większości przypadków uniknąć błędów popełnianych przez kraft w Polsce. Nie ma tu mowy o chamskim, przechodzącym wszelkie granice chmieleniu, nie ma wszechobecnej fascynacji chmielami nowofalowymi, być może (ale to tylko przypuszczenie) jest dostęp do lepszej jakości surowców, no i nie ma tej kretyńskiej mody na wpieprzanie do piwa wszystkiego, o czym wzmianka będzie robiła wrażenie na etykiecie i skłoni kolejne rzesze naiwnych do zakupu kolejnej butelki piwa – nie spotkałem się w piwie z żadnymi herbatami, trawami cytrynowymi, czy innymi rokitnikami. Może niezbyt dokładnie szukałem.

Inny rzucający się w oczy trend to trzymanie się tego, co przez setki lat w piwowarstwie zrobiono i sprawdzono. Oni tutaj po prostu wiedzą, że nie porywa się z motyką na księżyc i nie warzy gatunków zupełnie obcych kulturowo, bo po co, skoro piwo w stylu belgijskim bez porównania lepiej zrobią Belgowie, pilznera lepiej zrobią Czesi, a najlepszy altbier to ten uwarzony w Düsseldorfie. Jak się wydaje, unikają w ten sposób masakrycznych porażek, na które człowiek natyka się raz po raz w wydaniu polskich piwowarów.

Szkoccy piwowarzy nie srają się podawaniem szczegółowych informacji na etykiecie – nie ma mowy o IBU, srIBU, z rzadka pojawia się informacja o rodzaju chmielu, najczęściej nie ma mowy o filtracji czy pasteryzacji, czasem w ogóle nie ma mowy o tym, jaki to gatunek piwa. I słusznie – piwo ma smakować, a nie robić wrażenie natłokiem informacji o składzie, sposobie fermentacji, ilości chmielów, czy leżakowaniu.

Co ciekawe, mimo stosunkowo łatwej dostępności dębowych beczek po whisky i burbonie, piwa leżakowane w beczkach spotyka się tu nader rzadko. Ciekawe dlaczego? Może oni po prostu już wiedzą to, czego polscy piwowarzy jakoś niekoniecznie chcą przyjąć do wiadomości – piwo najczęściej wcale nie zyskuje przez kontakt z beczką po whisky.

Żadnych „Imperial,” „Double,” „Triple,” czy coś. Piwo nie służy tu do uchlewania się. A jak piwowar potrafi, to i przy niskim ekstrakcie i zawartości alkoholu głębię smaku wydobyć potrafi. A gimbaza pije tu wódę, bo taniej wychodzi.

Koniec marudzenia. Czas najwyższy piwka otworzyć, do szklanek nalać i do ust unieść. Mamy dzisiaj do zrobienia osiem piw, z czego znane i lubiane są tylko dwa – pochodzące z Orkadów Raven Ale i stara miłość z czasów odkrywania radości brytyjskich piw górnej fermentacji, czyli sprzed co najmniej dwudziestu lat, Theakston Old Peculier. To ostatnie akurat warzone jest w Anglii i byłoby chyba najbliżej tego, co w Polsce określilibyśmy piwem koncernowym, pozostałe siedem w Szkocji, niektóre lokalnie, w okolicach Dufftown, w którym w tej chwili jestem. Na stole mamy piwo warzone przez browar Spey Valley dla uczczenia 10 rocznicy sklepu z whisky w Dufftown. No tutaj się trochę krzywię. The Whisky Shop w Dufftown istniał już dużo wcześniej niż 10 lat temu, o czym najwidoczniej jego obecny właściciel nie chce pamiętać, co akurat wcale nie liczy mu się na plus. Osobiście targałem whisky z destylarni Tomintoul w bagażniku własnego samochodu na zaopatrzenie The Whisky Shop w lecie 2000 roku. Co więcej, gdybym dobrze poszukał, to znalazłbym odręcznie wypisane pokwitowanie odbioru tej partii zaopatrzenia. Ale co tam, niech im tam będzie. Dziesiąta rocznica.

Ponadto, mamy dzisiaj na stole trzy piwa z browaru kraftowego Windswept Brewing Company z Lossiemouth. Dwa z nich to typowo kraftowe wynalazki – single hop IPA. Jest jeszcze Bottlenose Bitter z kraftowego Speyside Brewery, oraz Ax Man Rye IPA z browaru Drygate w Glasgow.

Zaczynamy zabawę. Jak poprzednio, obowiązują nieco zmienione reguły opisywania i oceniania. Piwa smakują i oceniają dwie osoby.

To Boldly Brew – uwarzone na 10-lecie sklepu z whisky w Dufftown, gdzie właśnie jesteśmy, kontynentalny słód, amerykańskie chmiele. Aromat mało przyjemny, truskawkowo-agrestowy, nieco gnilny, odrobina owoców egzotycznych. Słaby, wywietrzały, niewiele obiecuje. W smaku za to jest bardzo pozytywne zaskoczenie – smak jest pełny, owocowy, słodycz bardzo dojrzałego agrestu, trochę słodu, po chwili pojawia się bardzo fajnie wyważona goryczka. Mimo początkowego rozczarowania – bardzo przyjemne, świetnie ułożone piwo.
Ocena: ŚWIETNE

Typhoon – w aromacie owoce (głównie dojrzałe brzoskwinie), trochę gotowanej marchewki (ble!), odrobina kandyzowanych kumkwatów. Aromat ciężki i mało bogaty. Smak, z kolei, bardzo lekki i rześki, zbożowo-owocowy, z wyraźną, ale przyjemną goryczką chmielową. Fajne piwko, wypiłbym drugie.
Ocena: FAJNE

Weizen – klasyczny weizen: banany przede wszystkim, nutka farby olejnej, pszenica, drożdże, odrobina miodu, goździki. Aromat pełny, wyrazisty. Smak lekki, orzeźwiający, akcenty brzoskwiniowe (bardziej jak ice tea brzoskwiniowa niż świeże brzoskwinie), bananowe, drożdżowe, lekka kwaskowość. Bardzo fajnie wysycone – w sam raz, a na pewno nie za mało, jak to w pszenicznych piwach czasami bywa. Bardzo zacny przedstawiciel swojego gatunku, bardzo zacny.
Ocena: REWELACYJNE

Tornado – wyraźne cytrusy, głównie cytryna i limetka, pod spodem jakieś cięższe, dojrzałe owoce. I znowu sytuacja, w której wyraźnie czuć chmiel amerykański (tu: Citra), ale on niczego nie dominuje, nie przytłacza, nie przeszkadza. Bardzo miły aromat. W smaku jest kolejne pozytywne zaskoczenie – piwo jest zbożowe – bardzo wyraźnie zbożowe, a zboże jest delikatnie palone – a obok zboża leżą sobie owoce, brzoskwinie, truskawki, mango, a na to wszystko nakłada się chmielowa cytrusowość. Wszystko na swoim miejscu, wszystko wyważone, jedno uzupełnia drugie, nic z niczym tu nie walczy. Piękne piwo.
Ocena: REWELACYJNE

Theakston Old Peculier – w aromacie karmel, kawa z mlekiem, czekolada, palone zboże. Piękny, złożony, ciepły aromat. Aż się prosi by go wypić. Smak jest pełny, zbożowo-czekoladowy. Lekkie przypalenie, ale nie ma przepalenia. Lekka kwaskowość w tle. Chmielowa goryczka w odpowiedniej ilości i wzorcowo wręcz dopasowana. Bardzo sympatyczne, świetnie ułożone piwo.
Ocena: ŚWIETNE+

Raven Ale – bardzo zbożowe, żytnie, z delikatną nutką klasycznego chmielu. Lekka żywica (kalafonia?) Nie dzieje się tu wiele, ale to co się dzieje, jest dobre. Pomimo niskiej zawartości alkoholu, dość pełne w smaku, generalnie zbożowe, z lekką nutką cytrusową. Bardzo stonowane piwo, jednak mało złożone. Orzeźwiające, lekko drożdżowe. Lekki pszeniczny posmak. Wielkiego szaleństwa smakowego jednak tutaj nie ma.
Ocena: SŁABE+

Bottlenose Bitter – w aromacie zboże, nieco może przytostowane, kawa zbożowa, delikatne cytrusy, jabłecznik. Fajna, grzeczna rzecz. W smaku średnio pełne, przede wszystkim zbożowe, lekkie nutki owocowe – świeże jabłka. Pianki marshmallows. Nad tym wszystkim delikatny chmiel. Być może trochę za duże wysycenie.
Ocena: FAJNE

Drygate Ax Man – aromat ciężki, bogaty, owocowy – malina, czarna porzeczka. Nutka zamszu. Wyraźne żyto w zasypie. W smaku owoce walczą ze zbożem, z żytem. Jest tu mnóstwo dojrzałych truskawek, brzoskwiń, porzeczek, mnóstwo rodzynek, ale jest tu też ogrom żyta. Odrobina bananów. Nad tym wszystkim wisi chmiel – nie za mocny, nie za słaby. Świetne piwo.
Ocena: ŚWIETNE

Lada moment powrót do kraju, do polskiego piwkowania. Aż nie mogę się doczekać...

czwartek, 9 czerwca 2016

BrewDog x 10




470. Elvis Juice, Grapefruit Infused IPA, 6,5% vol.
471. Session IPL (prototype), Dry-Hopped Lager, IBU 20, 4,4% vol.
472. Candy Kaiser, Norddeutsches Retro Altbier, 5,2% vol.
473. This. Is. Lager. 21st Century Pilsner, 4,7% vol.
474. Hop Fiction Pale Ale, American Pale Ale, 5,2% vol.
475. Hopped-Up Brown Ale (prototype), IBU 85, 6,3% vol.
476. 5 AM Saint, American Red Ale, 5% vol.
477. Jet Black Heart, Oatmeal Milk Stout, 4,7% vol.
478. Arcade Nation, Black India Pale Ale, 5,2% vol.
479. Pumpkin King, 5,4% vol.

Wróciliśmy z browaru objuczeni zakupami. Niestety, trzeba było się ograniczać, a w sklepie w browarze stało ze dwadzieścia wersji różnych piw warzonych na miejscu. W tym kilka „prototypów” – piw, które są w fazie testowania, niedostępnych nigdzie indziej, tylko w browarze. Dwa takie prototypy trafiły na nasz stół – Session IPL i Hopped-Up Brown Ale. Zrezygnowaliśmy z Punk IPA, którego już napiliśmy się za wszystkie czasy (nie żeby było niesmaczne!), za to postanowiliśmy jeszcze raz podelektować się czerwonym ale 5 AM Saint, oraz jednym z lepszych stoutów, jakie zdarzyło mi się przelać przez gardło, Jet Black Heart. Ciekawym również jak w BrewDog poradzili sobie ze stylem altbier (Candy Kaiser), no i generalnie nudnym piwem dyniowym (Pumpkin King), piwem najwyraźniej stanowiącym wyzwanie dla piwowarów.

Skład moczygęb podczas dzisiejszego piwkowania jest odrobinę inny niż zwykle, a że piw mamy sporo do przerobienia, postanowiliśmy odbiec nieco od przyjętej na tym blogu formuły. No i ze względu na różnorodność stylów, nie robimy dziś rankingu. Zamiast tego, stosujemy bardzo uproszczoną skalę ocen – od „beznadziejne”, przez „słabe,” „fajne,” „świetne” do „rewelacyjne”. Albo, jeśli ktoś woli, oceny w skali od 1 do 5. Nie lubimy komplikować sobie życia. Poza tym, chodzi przecież przede wszystkim o przyjemność smakowania. A że okoliczności, w których odbywa się ta sesja są więcej niż niezwykłe – siedzimy w Manager’s House w destylarni Parkmore w Dufftown (północno-wschodnia Szkocja) – to przecież nie chcemy psuć sobie nastroju jakimś wysiłkiem organoleptyczno-sensoryczno-intelektualnym.

Aha, jeszcze jednak uwaga. Na etykietach piw dostępnych w Szkocji – również tych kraftowych, bo i tutaj ta zaraza się rozprzestrzenia – zwykle próżno szukać informacji o zawartości ekstraktu, filtracji, pasteryzacji, rodzajach słodu, czy chmielu. Często nie ma nawet informacji o gatunku piwa. Mi to pasuje – bo piwo ma smakować, a nie ogłuszać fachowym żargonem. Dotyczy to również BrewDoga – tutaj tylko „prototypy” podają IBU, ale już informacji o ekstrakcie nie ma. Stąd i w moim wpisie nie ma tych informacji.

No nic, szkoda gadać. Nalewamy, pijemy, oceniamy.

Elvis Juice (z dodatkiem skórki pomarańczy i grapefruita) – intensywny aromaty grapefruita – i skórki i owoców; słodki, owocowy, truskawka z kompotu, marakuja, limetka, persymona; grapefruit bardzo przyjemny w aromacie, bardzo grzeczny. Smak przede wszystkim owocowy, przyjemny – są tu owoce egzotyczne z aromatu, jest sporo cytrusów, odrobina jabłek. Chmielowa goryczka wzorcowa wręcz – pojawia się i natychmiast układa tam, gdzie jej miejsce w bardzo przyjemnym pochodzie akcentów smakowych na podniebieniu.
Ocena: FAJNE

Session IPL (prototype), chmiele Chinook, Amarillo, Simcoe, Citra, Mosaic – aromat ciężki, mało przyjemny – przede wszystkim zbożowy; chmiele musiały być dodane w śladowych wręcz ilościach, bo nie czuć ich w aromacie niemal zupełnie; akcent kiszonej kapusty. W smaku zbożowość przykryta czystą, żywą lukrecją i żywicą z czereśni. Posmak mentolowy na podniebieniu. Płaskie i mało rozbudowane. Bardzo delikatna i niespecjalnie zaakcentowana goryczka. Piwo generalnie słabe, mało imponujące.
Ocena: SŁABE

Candy Kaiser – bardzo wyraźny żytni zasyp, odrobina karmelu, delikatny dymek i spalenizna. Bardzo przyjemny, obiecujący aromat. W smaku (znacznie pełniejszym niż poprzednie) bardzo wyraźne akcenty zbożowe, karmelowe, kawowe (kawa zbożowa) i palone. Całość zgrabnie wyrównana chmielową goryczką. Przyjemne, godne polecenia piwo.
Ocena: ŚWIETNE

This. Is. Lager. – pachnie jak odświeżające piwo do picia przy grillu. Pils i już. W smaku po prostu pils. Najzwyklejszy, bez fajerwerków. Gładki, równy lager. Koncernowy wręcz. Wcale nie wybitny, a wręcz przeciwnie. Goryczka – typowo pilsowa – nie wiadomo skąd i jak, zupełnie niepasująca do reszty, nieprzyjemnie zalegająca. Świat wręcz zalany jest lepszymi pilsami. Zdecydowanie lepszymi.
Ocena: BEZNADZIEJNE

Hop Fiction Pale Ale – tłucze w nos cytrusami – skórka cytrynowa, grapefruit, limetka, trochę owoców egzotycznych, odrobina maliny. Smak pełny, owocowy – ciężkie, dojrzałe owoce, głównie egzotyczne (papaja), po czym następuje atak chmielowy w postaci akcentów lekkiej, rześkiej żywicy sosnowej – coś pomiędzy kwaskowatością a cierpkością w bardzo sympatycznym wydaniu. Ładnie ułożone, dobrze zharmonizowane piwo. Fajna rzecz, choć pojawia się tam jakiś niemiły, lecz krótkotrwały akcent.
Ocena: FAJNE+

Hopped-Up Brown Ale (prototype) - bogaty, mocny aromat z akcentami palonego węgla drzewnego, odrobiną kakao, gorzkiej czekolady. W smaku pełne, kawowo-palone, karmelowe. Trochę za dużo chmielu, który natychmiast przykrywa cały smak i pozostawia zalegającą goryczkę na podniebieniu. Bardzo płaskie, jednowymiarowe piwo, pozostawiające na podniebieniu gorycz grapefruitowego albedo. Paskudztwo.
Ocena: SŁABE

5 AM Saint – ciężkie owoce egzotyczne, trochę cytrusów, bardzo przyjemny aromat. Smak nieco cierpki, ale pełen owoców – truskawki, limonki, jabłka. W smaku jest dość cierpko, świeży słonecznik, odrobina zielonego jabłka, lekki posmak mięty. Goryczka na swoim miejscu, w odpowiednich proporcjach. Przyjemne, zrównoważone piwo, choć lane z patyka w browarze smakowało niebo lepiej.
Ocena: ŚWIETNE

Jet Black Heart – gorzka czekolada, kawa z mlekiem, skórka banana, żelki owocowe, rodzynki. Bardzo przyjemny, ciepły aromat. W smaku pełne, grzeczne, aksamitnie łagodne, doskonałe. Są tu akcenty gorzkiej czekolady, jest tu kawa z mlekiem, są mleczne karmelki. Goryczka tam, gdzie ma być, tyle ile ma być, taka jaka ma być. Przepiękne piwo. Jeden z lepszych stoutów, jakie w życiu piłem.
Ocena: REWELACYJNE

Arcade Nation Black IPA – gorzka, bardzo gorzka czekolada, a nad nią buzują amerykańskie chmiele, czyli cytrusy, owoce egzotyczne, żywica, trochę suszonych śliwek. Pachnie obiecująco. W smaku jest może trochę za bardzo wodniście, za mało ciała. Jednak jest dość fajnie, cytrusowo-kawowo z palonymi akcentami. Trochę za dużo cierpkiej, grapefruitowej goryczki, takiej rodem z albedo. Siada na podniebienie i zalega. Piwo wybitne nie jest.
Ocena: FAJNE

Pumpkin King – w aromacie guma balonowa, brzoskwinie, żołądkowa gorzka, odrobina anyżku, a jak się w to wszystko mocno wwąchać, to wyraźnie czuć miąższ dyni. Po chwili bardzo wyraźnie czuć z jednej strony dynię, a z drugiej słód. Smak jest pełny, ale jakoś mało wyrazisty, mało złożony – wyraźnie czuć dynię, ale i akcenty gumy arabskiej, odrobinę syropu klonowego, odrobinę cynamonu, przyprawy do pierników. Nie ma tu zupełnie ewolucji smaku. Piwo słabe, ale takie zwykle bywają piwa dyniowe.
Ocena: SŁABE

środa, 8 czerwca 2016

Piwkowie w BrewDog





I zdarzyło się, że trafiliśmy do Szkocji. To akurat wielkim wyczynem nie jest, bo Szkocja bliska memu sercu jest. Ale w tej Szkocji, tak przy okazji różnych objazdów, trafiliśmy do Ellon. A co to Ellon? Takie miasteczko nieco na północny zachód od Aberdeen. Tam, wśród niezbyt malowniczo prezentujących się hal zakładów skupionych w miejscowym business parku jest jedno miejsce, które bardzo chciałem zobaczyć od środka. Browar BrewDog.

Powie ktoś – jak to? Zaślepiony niechęcią do kraftu piwny ignorant chce zobaczyć kolosa kraftu? Ano, chce. Skoro można, to trzeba. A i do tej niechęci nie ma co się przyzwyczajać, bo kto wie, może i tam te krafty dobre robią. No i nie można nie zobaczyć miejsca, gdzie robione jest Punk IPA, piwo dostępne bodaj w każdym sklepie sprzedającym piwo w Szkocji, do jakiego dane mi było trafić. Toż to musi być jakiś moloch. A że Punk IPA spróbowałem przed przyjazdem do Ellon – i smakowało mi! – tym bardziej ciekaw byłem co oni tam jeszcze warzą.



Pierwszym i podstawowym powodem mojej pielgrzymki do Ellon było umówione wcześniej spotkanie z osobą zajmującą się uruchomieniem już bardzo niedługo niewielkiej kraftowej destylarni w ramach browaru. O tej stronie działalności BrewDog być może nie wszyscy wiedzą. Tak więc, w gruncie rzeczy pojechałem zobaczyć destylarnię Lone Wolf, a nie browar BrewDog. Skoro jednak jedno znajduje się na terenie drugiego, nie dało się zobaczyć destylarni nie zobaczywszy browaru.

Stało się więc, że ostatniego piątku zaparkowałem pod głównym wejściem do browaru BrewDog w szkockim Ellon. Z zewnątrz – hala jakich tu wiele, a przy tutejszym stłoczeniu wszelkiego rodzaju zakładów i zakładzików, trudno ocenić gdzie kończy się jeden, a zaczyna drugi. Ulewny, typowo szkocki deszcz wcale nie ułatwił mi oceny skali przedsięwzięcia z zewnątrz. Od samego wejścia jednak zaczęły się pozytywne emocje. Gdy tylko przekroczyłem próg browaru, przestał mi się lać na głowę deszcz. Ulga niewyobrażalna. Drugie pozytywne spostrzeżenie – do browaru wchodzi się przez bar. Jak tu się nie zachwycić? Bar urządzony w stylu industrialnym, prosty lecz sprawiający wrażenie miejsca przyjaznego. Tuż obok, nawet nie przez ścianę, kotły, warzenie, chmielenie, fermentacja. Co prawda, trochę podejrzanie niewielkim wydaje się ten browar widziany z baru, ale kto ich tam wie, może mają tu przyspieszacz czasu – jak w reklamie Vidaronu – i na powierzchni około 50 metrów kwadratowych (tak na oko) potrafią zrobić tyle piwa, żeby zapełnić półki w tych wszystkich sklepach, w których widziałem Punk IPA. Albo po prostu nikt tego piwa nie kupuje, stąd półkowe zaległości!



Po przeciwległej stronie pomieszczenia znajduje się bar, przy którym pięć podwójnych kranów. Na tablicy świetlnej napisali co mogą nalać. Fajnie – szkoda, że za kierowcę tu dzisiaj robię. Tym bardziej, że za jedyne 6 funciaków można sobie walnąć 25 ml Sink the Bismarck! Gdyby nie ta kierownica, z czystej ciekawości bym spróbował. Przecież całej butelki sobie nie kupię, bo po co? Nic to, innym razem. Bismarck już bardziej nie zatonie, a ja tu jeszcze się pojawię. W głowie kiełkuje myśl, że przecież w Szkocji dopuszczalna zawartość alkoholu we krwi to 0,5 promila, więc jakieś piwko walnąć będzie można. A nawet trzeba. Ale nie Bismarcka.

Pojawia się wreszcie mój gospodarz, zabiera nas na zakład. No i teraz okazuje się, że żaden Vidaron, żadne przyspieszanie czasu, żadna produkcja na małej powierzchni. Wędrujemy do hali pierwszego browaru. Browaru właściwego, bo właśnie dowiaduję się, że to, co widziałem tuż obok baru, to tylko taki mały browarek eksperymentalny. Tutaj warzy się nowe wersje, tu eksperymentuje się z nowymi recepturami, które dopiero po pozytywnej ocenie trafiają do masowej produkcji. Co ciekawe, te piwa w wersji próbnej można kupić w sklepie będącym odnogą baru, i osobiście spróbować co tam nowego się warzy w BrewDog.



Browar BrewDog nie jest browarem starym. Wybudowany został od zera w 2012 roku, kiedy to okazało się, że stary, oryginalny zakład we Fraserburghu to stanowczo za mało na skalę sukcesu zakładu i jego produktów. Jego wydajność – tego w Ellon – to 220 tys. hektolitrów piwa. Nieźle. Jak na kraft – wręcz niewiarygodnie. Tego też jednak było za mało. Tuż obok stanął nowy browar. Dwa razy większy. Właśnie zaczyna działalność. Kierownictwo ocenia, że jego mocy przerobowych wystarczy na 5 lat rozwoju firmy. A co potem? Jak będzie trzeba, to będzie trzeba – wybudować kolejny!

W związku z tym, że browar jest młody, nie zdążył pokryć się nawet śladem patyny, podziwiamy najwyższej jakości stal nierdzewną, uformowaną tu na kształt kadzi, kotłów, tanków i rur wszelakich. Wszystko lśni i w oczy kłuje nowością i czystością. Wędrujemy wśród tych zbiorników, podziwiamy rozmach przedsięwzięcia. Spacerujemy obok linii do butelkowania, trawersujemy pakowalnię. Na ścianach tu i ówdzie ogromne graffiti, czasem na tankach, z ukrytych głośników miejscami słychać muzykę motywacyjną – ścieżkę dźwiękową z Gwiezdnych wojen. Nie powiem, podoba mi się tu, podziwiam rozmach, słucham uważnie opowieści i wyjaśnień mojego gospodarza. Przechodzimy przez pomieszczenia biurowe, trafiamy wreszcie do drugiego, nowego, dwukrotnie większego browaru. Tutaj to już ma się wrażenie, że wzrok zaczyna się gubić, szukając dla siebie oparcia w dali drugiego krańca hali. W powietrzu unoszą się piwne aromaty – a to słód, a to chmiel, a to drożdże.



Trafiamy wreszcie w tę część nowego browaru, gdzie właśnie wczoraj przeprowadzono próbę szczelności urządzeń do destylacji alkoholu. Ta część zakładu – i to nie tylko w kontraście do reszty browaru – wydaje się wręcz miniaturowa. Robi jednak bardzo pozytywne wrażenie. O tym jednak napiszę, a częściowo już napisałem, w zupełnie innym zakamarku internetu.

Wracamy do baru, gdzie barman nalewa nam po cztery szklaneczki – cztery różne gatunki, cztery zupełnie różne smaki, kompletnie różne piwa. Dostajemy po 0,3 pinty (łącznie jakieś półtora dużego piwa, czyli za kierownicą dalej będę na legalu) Dead Pony Club, 5 AM Saint, Jet Black Heart i Punk IPA. Dead Pony Club APA – niezłe, całkiem niezłe. 5 AM Saint (red ale) bardzo sympatyczne, wyraźnie karmelowe, łagodne, fajne. Jet Black Heart (oatmeal milk stout) – to już rewelacja. Tak łagodny, grzeczny i harmonijny stout zdarza się nader rzadko. No i Punk IPA – klasyk gatunku. Co ciekawe, poza Jet Black Heart, wszystkie piwa chmielone są dość intensywnie nowofalowymi chmielami amerykańskimi, ale jakoś to tutaj nie przeszkadza. Albo piwowarzy wiedzą jak je poukładać, albo może mają dostęp do lepszej jakości surowców. Nie wiem, nie znam się. Wiem natomiast, że tego poziomu harmonii aromatów i smaków próżno szukać w wyrobach polskich browarów kraftowych. A szkoda.



O samym piwie z BrewDoga jeszcze napiszę. O innych szkockich piwach – tych kraftowych, jak i tych z bardziej tradycyjnych browarów – też będzie. Tymczasem powiem tylko, że browar BrewDog przekonał mnie do sensu kraftowych poszukiwań. Do domu przywiozłem 10 różnych piw, wyciągniętych z lodówek w sklepie w browarze. A potem, wieczorkiem, usiedliśmy i posmakowaliśmy. Ale o tym potem.

Kiedy wychodziliśmy z browaru, deszcz już nie padał, wyszło piękne słońce.