niedziela, 23 października 2016

I znowu po robocie poszedłem do Po Robocie




[Tekst powstał odrobinę ponad tydzień temu, ale jakoś się nie złożyło...]

564. Sticklebract Singiel (Browar Maryensztadt) 5,5%
565. Hopsbant Fresh IPA (Browar Birbant) 6,7%
566. Piwo Ryżowe (Browar Wąsosz) 3,5%

Dzisiaj druga, nieco już skromniejsza odsłona zakupów w niedawno otwartym w Świdnicy sklepie Po Robocie (ul. Westerplatte 9, Świdnica). Tym razem piwka, o których nie miałem zielonego pojęcia, sięgając po nie na półkę. Podobnie jak poprzednio, nie mają one żadnego wspólnego mianownika, są przedstawicielkami trzech różnych stylów piwnych. Wszystkie trzy pochodzą z browarów kraftowych, co już na samym początku każe mi drżeć o przebieg dzisiejszego wieczoru. Na wszelki wypadek mam w lodówce ze dwie butelki Żywego z Browaru Amber, więc w razie potrzeby będzie można sięgnąć po coś sprawdzonego.

A dlaczego te, a nie inne piwka? Ano różnie. W przypadku Piwa Ryżowego z Browaru Wąsosz, zaintrygowała mnie najpierw etykieta, a potem informacje z tej etykiety – że tylko 9 Blg, że jedynie 3,5% vol., że z ryżem, wreszcie że to z Wąsosza. Wąsosz miewał w ofercie całkiem przyzwoite piwa, więc czemu nie dać szansę temu?

Sticklebract Singiel najpierw przyciągnęło moją uwagę mdłą, zupełnie nie rzucającą się w oczy kolorystyką, potem faktem, że jest to piwo zrobione na jednym słodzie i jednym tylko rodzaju chmielu. No a potem doczytałem skład, gdzie podano „słodY jęczmiennE”. Zgłupiałem, ale było już za późno, piwo już stało na ladzie i czekało na skasowanie. Poza tym, nie przypominam sobie kiedy ostatnio piłem coś z Browaru Maryensztadt, więc o taką decyzję było tym łatwiej. Swoją drogą, ciągle nie wiem czy tam były słody, czy tylko był tam słód.

Wreszcie Hopsbant Fresh IPA z Browaru Birbant. Tu chyba też zaczęło się od etykiety – trochę psychodelicznej, trochę przywodzącej na myśl beatlesowskie bazgroły z czasów Magical Mystery Tour. No i chyba złapali mnie tym „fresh”. Ja lubię jak jest świeżo i przyjemnie. Jakoś nawet te trzy niosące często zgrozę literki IPA nawet mnie nie odstraszyły tym razem. Zobaczymy co tam u Birbanta. Tam też dawno nie zaglądaliśmy.

Kapsle z głów, lejemy. Na wszystkich trzech poprawna piana drobnopęcherzykowa, zredukowana do cienkiej warstwy po kilku minutach. Najchętniej oblepia ścianki szklanki w przypadku Sticklebract Singiel. Jeśli chodzi o barwę, mamy dziś dość szeroki zakres – od bursztynowego Stickelbact Singiel, przez złote Hopsbant do słomkowego Ryżowego. Wszystkie trzy deklarują, że są niefiltrowane, jednak ten fakt jakoś specjalnie nie rzuca się w oczy w szklankach.

Sticklebract Singiel (13 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane) – w aromacie cytrusy (głównie skórka pomarańczowa) i żywica, świeże siano, marakuja, dojrzałe brzoskwinie, zboże. Po chwili pojawia się gryka. Aromat robi się coraz bardziej przyjemny. Być może za krótko czekaliśmy po wyjęciu go z lodówki. I rzeczywiście – jeszcze kilka chwil i pojawia się więcej fajnego. Na przykład, melasowa, ciepła, przyjemna słodycz. Fajnie, smacznie pachnie to piwko. Cza go w dziób.
W smaku natychmiast uderza chmiel, pojawia się goryczka. Chyba zbyt intensywna i zbyt jednowymiarowa. Dopiero po chwili do głosu dochodzi zboże i odrobina ciężkich owoców egzotycznych. I tyle. Żadnej finezji, żadnego polotu. Ot, gorzkie piwo. Ani fajne, ani niefajne. Totalnie nijakie.
Kategoria: JAKOŚ JE ZMĘCZĘ

Hopsbant Fresh IPA (16,5 Blg, IBU 80, pasteryzowane, niefiltrowane, warzone w Browarze Zarzecze) – skórka grapefruitowa plus albedo tegoż przesłaniają wszystko, co mogłoby się tam jeszcze w aromacie zadziać. Spod spodu próbują wychynąć ciężkie, soczyste owoce egzotyczne i trochę tymianku. Ale nie mają łatwego zadania. Grapefruit zatłukł wszystko. Dopiero po jakiejś chwili zaczyna pojawiać się akcent zboża, odrobina żywicy, robi się mniej nieprzyjemnie. Akcent pieczonego korzenia pietruszki. Skorupki krewetek smażonych w całości na oliwie z oliwek. Ciągle jednak aromat nie zachęca. Nic to, nie damy się, posmakujemy. Ważne, że już nie odrzuca.
W smaku jest zaskakująco dobrze. Jest całe mnóstwo akcentów owocowych, takich egzotycznych owoców – i kandyzowanych i świeżych. Plus świeży słonecznik. No i wychodzi po chwili zboże. Goryczka zupełnie nie przeszkadza, nie ma jej za dużo, nie ma jej za mało. Cholera, kto by się spodziewał po aromacie, że tak będzie smakowało! Odszczekuję wszelkie malkontenctwo wyrażone przy analizie aromatu. Dobre piwo, bardzo dobre piwo.
Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO

Piwo Ryżowe (9 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane) – w aromacie przede wszystkim jaśminowe mydło toaletowe, guma balonowa, kwiatowa woda toaletowa mojej babci. Zapach bardzo przyjemny, miły. Ale nie jeśli ja mam coś takiego pić. Ucieszyłbym się gdyby tak pachniała toaleta w PKP, ale nie piwo, do diaska. Po kilku chwilach pojawia się nieco bardziej przyjemny (konsumpcyjnie przyjemny) aromat grapefruita. Czekamy dalej, ale w aromacie nie robi się wiele lepiej. Ciągle mamy do czynienia z zestawem perfumowo-kwiatowo-toaletowym. Całe szczęście, że ta toaleta czysta się wydaje. Spróbujmy jednak.
Smak ma bardzo lekki, delikatny, jednak zdecydowanie nie wodnisty, jak można by oczekiwać po tak niskiej zawartości ekstraktu. Zaskakująco dobry. Nutki cytrusowe, głównie pomarańcza (owoc, nie skórka), może jakieś rozwodnione mango. Da się wreszcie wyczuć ten ryż. Taki jaśminowy ten ryż, kwiatowy. Nie jest źle, smak nadrabia za nieszczęsny aromat. I to nadrabia z nawiązką. Lekkie, delikatne, orzeźwiające, a przede wszystkim nietuzinkowe piwo. No i chmielenie w sam raz – goryczka świetnie kontruje wszelkie słodycze. Jest fajnie.
Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO

No i takie doświadczenie. Dwa piwa (Ryżowe i Hopsbant) mają ewidentny problem z aromatem. Mydlane akcenty Ryżowego i grapefruitowa domina w Hopsbancie jakoś nie zachęcały do niesienia piwa do ust. A tu bach – takie zaskoczenie. I w jednym i w drugim. Za to ten Sticklebract to jakaś pomyłka. Zdecydowanie pomyłka. Chyba jednak trzeba trochę pokombinować, pozestawiać, proporcje dobrać, żeby dobre piwo uwarzyć. Byle nie przekombinować

Dzisiaj żadnego rankingu nie ma – bo i niby jak? A które z tych trzech najchętniej jeszcze raz kupię? Pewno w lecie chętniej sięgnę po Ryżowe, a po Hopsbanta w porę bardziej ponurą i zimną. Ale trudno powiedzieć. Zbyt różne to piwa, by je zestawiać.

Przypomnę tylko jeszcze mieszkańcom Świdnicy i okolicy (ha! rym!), że piwek dostatek znajdą w zaprzyjaźnionym Po Robocie na ul. Westerplatte 9, co serdecznie polecam.

Jezus, Maria! Sam tam dawno nie byłem, a weekend tuż, tuż. Właściwie już.


wtorek, 11 października 2016

Jubileuszowo ze szwestką




562. Porter Cieszyński (Browar Zamkowy Cieszyn) 9,8%
563. Porter Jubileuszowy ze Szwestką (Browar Zamkowy Cieszyn) 10,5%
---. Komes Porter Bałtycki (Browar Fortuna) 9%
---. Okocim Mistrzowski Porter (Browar Okocim) 8,9%

Dużo niedobrego powiedziano, a przede wszystkim napisano w ostatnim czasie na temat Porteru Jubileuszowego z Browaru Zamkowego Cieszyn – a to, że drogi, a to, że w Tesco sprzedają go po cenie niższej od hurtowej dla tzw. sklepów specjalistycznych, że to strzał w kolano browaru, a to wreszcie, że to kiepski porter. Szczególnie to ostatnie zwykle włącza mi tryb przymusu spróbowania. Bo jeśli wśród tzw. beergeeków, czy tam hopheadów, mówi się o piwie, że jest słabe, to istnieje wielka szansa, że faktycznie piwo jest dobre. Tym bardziej, jeśli mowa o piwie uwarzonym przez któryś z godnych zaufania browarów – Amber, Kormoran, czy właśnie Browar Zamkowy Cieszyn.

No i stało się, że w ręce wpadł mi Porter Jubileuszowy z Cieszyna. A że w piwnicy stały jeszcze trzy inne portery, nie trzeba było szukać pretekstu, by przelać je do pokali i sprawdzić jak to jest z tym Jubileuszowym. Tym bardziej, że rzeczywiście, cena jest z księżyca (59,99 zł za pół litra plus okolicznościowy pokal). No i nie można było nie zestawić tego wynalazku ze zwykłym porterem właśnie stamtąd, z tego samego browaru, zobaczyć czy rzeczywiście robią nas na szaro, czy rzeczywiście nie warto wydać sporej kasy za przywilej smakowania piwa z limitowanej edycji, z indywidualnie numerowanej butelki (10438 w naszym przypadku), i tak dalej. Jak przypomni mi się casus ubiegłorocznego Porteru Grudniowego od Ciechana, to aż boję się sprawdzać co tam jest w środku.

Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach, więc kwestię ceny tego porteru odłóżmy na bok i skupmy się na tym, co za nią otrzymaliśmy. Porter Jubileuszowy z Cieszyna zapakowany jest w elegancką tubę, już na pierwszy rzut oka zbyt wysoką, by miała zawierać tylko półlitrową butelkę. Po otwarciu okazuje się, że wewnątrz, starannie zabezpieczony gąbką, znajduje się również gustowny, okolicznościowy pokal. Sama butelka i etykieta stanowią jedno z bardziej eleganckich opakowań piwa, jakie miałem w ręku. Słowa uznania dla browaru za odpowiedni wybór firmy zajmującej się dizajnem.

Porter Jubileuszowy uwarzony został z okazji 170-lecia Browaru Zamkowego Cieszyn, leżakował 18 miesięcy zanim trafił do butelek. W jego recepturze znalazły się suszone śliwki, a podczas leżakowania wykorzystano wiórki dębowe z beczek po whisky.

 Żeby dopełnić obrazu sytuacji, pozostałe dzisiejsze portery sroce spod ogona nie wypadły. Poza Porterem Cieszyńskim, który ukazał się na rynku rok temu i chyba nie zdążył jeszcze zebrać żadnych znaczących nagród (chyba że się mylę), i Komes i Okocimski Porter Mistrzowski uhonorowane zostały wieloma nagrodami, w tym takimi dość prestiżowymi. Tak więc Porter Jubileuszowy ma dzisiaj poważną konkurencję.

No dobra, nalejmy, bo jestem ciekaw co tu się dzisiaj wydarzy. Komes i Porter z Okocimia już się przelewały nam przez podniebienia, zrobiły niezłe – o ile pamięć nie zawodzi – wrażenie. Choć co do porteru okocimskiego wydaje się, że niekoniecznie wybitne. Porteru Cieszyńskiego (tej podstawowej wersji) nie piliśmy jeszcze nigdy. Czas najwyższy nadrobić tę zaległość, wszak już kilka razy pisaliśmy tu, że Browar Zamkowy Cieszyn jest jednym z niewielu browarów w Polsce, które nie zawodzą, które naprawdę potrafią zrobić dobre piwo.

Piana – jak to na porterach – sporo jej początkowo, ale dość szybko opada i redukuje się do pojedynczej warstwy upakowanych jeden obok drugiego bąbelków. I to na wszystkich czterech. Jedynie Jubileuszowy zostawił jakieś ślady tego opadania na ściankach naczynia. Pierwszy plus dla Jubileuszowego. Wszystkie wydają się wręcz czarne, nieprzejrzyste, choć chyba gwoli ścisłości trzeba by je określić jako ciemnobrązowe. Bardzo ciemno.

Porter Cieszyński (22 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane) – w aromacie słodka czarna kawa, trochę palonego słodu, karmel – i niewiele więcej. Aromat jest raczej płaski, mało złożony. Ale nie straszy, nie wali alkoholem, czego można by spodziewać się po sporej zawartości alkoholu. Zobaczymy jak będzie ze smakiem.
Smak pełen ciężkiej słodyczy, lekki akcent żelazisty (który za drugim i trzecim łykiem się ulatnia i nie ma go), paloność. Może trochę za bardzo słodkie, choć niekoniecznie. Przyjemnie rozgrzewa. Na koniec wyraźna lukrecja. Zyskuje przy bliższym poznaniu. Dużo zyskuje – koniecznie trzeba wziąć kilka łyków.
Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO

Porter Jubileuszowy ze szwestką (23 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane) – aromat ma wyraźnie ciekawszy, bardziej złożony – kawa z mlekiem, rum, cukierku kukułki, odrobina kwaskowatości, takiej trochę jak w coca-coli, da się wyczuć tę suszoną śliwkę (szwestka to śląskie określenie śliwki węgierki), do tego sporo lekkich akcentów kwiatowych. Wszystko harmonijnie poukładane, zachęca do zamoczenia dzioba w tej szklance. Kolejny plus dla Jubileuszowego – aromat pierwsza klasa.
Smak jest lekki, gładki, wręcz aksamitny. Niewiarygodny. Jest w nim deklarowana na etykiecie suszona śliwka, jest kawa, cola, wanilia, rodzynki, odrobina akcentów palonych, jest pysznie. Po prostu. Całość poukładana tak harmonijnie, tak złożona, że wierzyć się nie chce. Cudowna harmonia. Absolutnie doskonałe piwo. Gdyby tylko nie to, o czym dżentelmeni nie rozmawiają…
Kategoria: CUD, MIÓD, MALINA

Komes Porter Bałtycki (21 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane) – mocna czarna kawa, ziarno kakaowca, stearyna, jak ze świecy, w głębi pewien rodzaj oleistości – wędzone szprotki w oleju. Bardzo sympatyczny aromat, choć wyraźnie inny od pozostałych.
Smak jest gładki, fajny. Są tu delikatne akcenty palonego słodu, jest odrobina słodyczy – ale w sam raz, bez przegięć – są tu prażone orzechy laskowe. Fajna rzecz, naprawdę fajna.
Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO

Okocim Mistrzowski Porter (22 Blg, IBU 38, pasteryzowane, niefiltrowane) – tu w aromacie mamy lekko smrodliwą wodę z zanieczyszczonego potoku, akcenty kanalizacyjne, trochę kawy z mlekiem, kawy zbożowej, siana. Zdecydowanie najmniej ciekawy aromat dzisiejszego wieczoru.
Smak jest lepszy niż można byłoby oczekiwać po aromacie, choć nie dzieje się tutaj wiele. Jest kawa z mlekiem, słodzona, może odrobinę przesłodzona, odrobina palonego słodu. Problem ze smakiem tego piwa jest taki, że nie ma tutaj akcji. Smakuje jak kawowe draże – od pierwszego do ostatniego momentu działania smaku na podniebienie jest dokładnie to samo, constans. Żadnej akcji, żadnego rozwoju, żadnego zaskoczenia zza winkla. Nic. No i ja się pytam – mistrzowski porter? Mistrzostwo w czym?
Kategoria: DO ZLEWU

Dzisiejszy ranking jest prosty do ustalenia jeśli chodzi o pozycje skrajne. Nie ma najmniejszej wątpliwości które piwo wygrało, a które musi znaleźć się poza podium. Problem jest z miejscem drugim i trzecim – są to portery bardzo dobre, jednak nie jest tak łatwo ustalić który jest lepszy, idą łeb w łeb. Bierzemy więc po kolejnym łyku, i po kolejnym… I już wiemy. Ten na drugim miejscu wygrywa złożonością i harmonią. Ale tylko o włos. Oto dzisiejszy ranking, jednogłośnie:

1. Porter Jubileuszowy ze szwestką
2. Komes Porter Bałtycki
3. Porter Cieszyński
4. Okocim Mistrzowski Porter.

A przy okazji po raz kolejny zapytam retorycznie – co się stało z porterem bałtyckim, który pamiętam z czasów pierwszych eksperymentów z piwem (połowa lat osiemdziesiątych), a który miał jedynie nieco ponad 6 procent alkoholu i był rewelacyjnym piwem? Niech mi nikt nie mówi o przywiązaniu do tradycji i takich tam bzdurach…

EDIT: Piękny cieszyński pokal już po pierwszym spotkaniu ze zmywarką pozbył się części nadruku. W tej chwili na naszym pokalu widnieje napis PORT R. "E" zupełnie się zmyło. Tak gwoli ostrzeżenia.


piątek, 7 października 2016

Po Robocie - tekst niesponsorowany



557. Basista (Browar Profesja) 5,9%
558. Pospolite Ruszenie (Browar Łańcut) 5,1%
559. Wołek (Browar Miedzianka) 5%
560. Nocne Antały Märzenbier (Browar Miejski Gloger) 5,2%
561. Wojtek (Browar Koneser) 5,5%

Na pierwszy rzut oka widać, że dzisiejszy zestaw to kompletnie różne, nie mającego ze sobą nic wspólnego, przypadkowo ustawione obok siebie piwa. Jest jednak pewien mały, acz ważny element, który je łączy. Z jego to właśnie powodu piwa te znalazły się dzisiaj u nas obok siebie. I dzisiaj właśnie taki zestaw przez podniebienia sobie przelejemy. A co to za element? Wszystko się za chwilę wyjaśni.

Zapowiada się nam mała blogowa rewolucja. Od początku istnienia naszego bloga wychodziliśmy z założenia, że będziemy próbowali tylko tych piw, które są do kupienia niejako przy okazji, bez wypuszczania się na specjalistyczne łowy. I było to bardzo fajne założenie, a jakie wygodne! Nie trzeba było podejmować niemal żadnego wysiłku, a materiału starczyło na grubo ponad pół tysiąca różnych piw, ponad 150 postów. Na dłuższą metę jednak okazało się, że uzależnienie od tego, co nam podrzuci Tesco, Intermarche, Auchan, czy Lidl narzuca nam trudne do zaakceptowania ograniczenia. Kupujemy to, co jest, nie mamy większego wpływu na dobór kolejnych zestawów, zmuszeni jesteśmy do wylewania do zlewu piw, które raczej słabo nam podchodzą, ale akurat one były dostępne, więc na nasz stół trafiły. Że o możliwości zestawienia kilku piw prezentujących ten sam lub podobny styl nie wspomnę.

Jednym z powodów, dla których trzymaliśmy się zasady przypadkowych zakupów był fakt, że w naszym pięknym mieście znaleźć można wiele ciekawych miejsc (mamy, na przykład, wpisany na listę UNESCO Kościół Pokoju, a co!), jednak specjalistycznego sklepu z piwem znaleźć się nie da. A przynajmniej jeszcze do wczoraj znaleźć się nie dało. Wczoraj sytuacja uległa zmianie, po raz pierwszy podwoje swe otworzył sklep Po Robocie (Świdnica, ul. Westerplatte 9), no a skoro jest sklep, a na dodatek otworzyli go i prowadzą znajomi – nie będziemy już więcej dawać zarobić wielkim, międzynarodowym koncernom. Od dziś wspieramy lokalną inicjatywę. I tyle.

Kilka chwil po otwarciu sklepu wpadłem do Po Robocie i zgarnąłem z półek kilka piw. Nie kierowałem się żadnym kluczem dotyczącym gatunków. Ot, wziąłem to, czego od jakiegoś czasu miałem ochotę spróbować, lub to, co polecił Jarek – właściciel sklepu. I tak, w ręce wpadł mi Wojtek, piwo o którym słyszałem dużo dobrego. Poza tym, historia samego niedźwiedzia Wojtka jest mi znana z relacji kogoś, kto Wojtka znał osobiście, więc tym bardziej. Dawno nie piliśmy nic z Glogera, a to jeden z tych browarów, które podbiły nasze serca i udowodniły, że najtrudniejsze gatunki piwne potrafi okiełznać i przekuć w coś pysznego. Stąd do torby powędrowały Nocne Antały, piwo marcowe z Glogera. Wołek z Browaru Miedzianka to piwo, które kiedyś, w jakimś multitapie przywróciło mi wiarę w istnienie dobrego piwa wśród jakichś pomyj kraftowych, którymi wypełniono nam wtedy szklanki. Zresztą, Miedzianka jeszcze nigdy nie zawiodła, dlaczego więc miałaby zawieść teraz?

Basista i Pospolite Ruszenie to z kolei rekomendacje Jarka. Wielką sympatią do Browaru Profesja nie pałam – zarówno do piwa (jakoś nie udało mu się mnie zachwycić), ani do samego browaru – ale skoro jest szansa zmienić to podejście, to ja jestem za. Gdyby Basista wiedział jaki ciężar spoczywa na jego ramionach… Co do Pospolitego Ruszenia, to nie wiem o nim nic. Podobnie jak i o Browarze Łańcut. No i chętnie się przekonam. Tym bardziej, że APA to jeden z tych gatunków, moim zdaniem, gdzie dość łatwo się wyłożyć, pójść na łatwiznę i kiepskie piwo zasypać chmielem. Ku radości niektórych, wśród których akurat mnie nie ma. A jeśli APA jest dobrze skomponowane, to potrafi być przepięknym, bogatym i złożonym piwem (patrz Amber APA). I tego właśnie będziemy szukali.

Naturalnie, jeśli nawet dzisiaj zdecydujemy się na koniec zestawić jakiś ranking, na pewno nie będzie to proste porównanie spróbowanych piw. Co najwyżej stwierdzenie po które z nich sięgnęlibyśmy po raz drugi chętniej, a po które mniej chętnie. Zresztą, jeszcze nie zdecydowano czy jakikolwiek ranking dzisiaj powstanie.

Tymczasem polejmy, spróbujmy, bo ten wstęp zdecydowanie za długi się robi.

Basista, American Parmhouse Ale (13 Blg, IBU 26, niepasteryzowane, niefiltrowane, przygotowane z wykorzystaniem trzech różnych drożdży, w tym dzikich) – w aromacie – przedziwnym, nazwijmy rzeczy po imieniu – akcenty naftowe, pasta do podłogi, cola, akcenty kwaskowate, przemieszane ze słodkimi. Wyraźne Marmite (taki angielski ekstrakt drożdżowy, którego nikt normalny jadł nie będzie).  Całe mnóstwo ziół – rumianek, lubczyk. Aromat jest co najmniej intrygujący. Zobaczymy co się wydarzy na podniebieniu.
Smak – no co ja tu będę dużo mówił, smak jest przekozak! Są w nim te wszystkie akcenty, które na nos się rzuciły, jest tam akcja, interakcja, nieustanne ruchy wojska na podniebieniu. Są tam akcenty słodkie, są ziołowe, jest jakaś pasta do podłóg, ale w wersji, układzie, kompozycji, która każe się tą pastą na podniebieniu cieszyć. Jest jakaś woskowość. Coś naprawdę fajnego, choć być może nie każdemu posmakuje – tak jest różne od standardowych, popularnych gatunków. Jak dla nas (bo tu zgadzamy się obydwoje) jest to odkrycie wieczoru.
Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO

Pospolite Ruszenie, Amerykańskie Pale Ale (12,9 Blg, IBU 36, niepasteryzowane, niefiltrowane) – aromat jest zdecydowanie chmielowy – są tu cytrusy, jest żywica, grapefruit sweetie, jest trochę kandyzowanych owoców egzotycznych – papaja, ananas – ale też są kwiaty, winne jabłka, papierówki. Wygląda na to, że Browar Łańcut wie jak stosować amerykańskie chmiele. Aromat jest przepyszny, bogaty, gęsty – ma się wrażenie, że sam aromat da się ugryźć.
Smak jest dokładnie taki, jak zapowiada aromat – pełny, złożony, głęboki. Są tu przede wszystkim owoce leśne, głównie bardzo dojrzałe, soczyste dzikie jeżyny, wanilia, toffi, kolendra, brzoskwinia, odrobina lubczyku. A wszystko to poukładane jak mało kiedy. Bo jak moja żona mówi: „Takie APA to ja mogę pić!” to nie są przelewki. Co to, to nie! A ona tak mówi! I ja się z nią zgadzam. Jest tam gdzieś goryczka, nie za wiele jej, ale stoi tam, gdzie jej miejsce, robi swoją robotę – inaczej piwo byłoby słodkim ulepkiem. A nie jest. Jest naprawdę dobrze. Cholera, drugie piwo i drugi zachwyt.
Kategoria: CUD, MIÓD, MALINA (tutaj zaistniał pewien spór, ale to mój blog, ja tu decyduję; jak mówię, że cud, miód, malina, to cud miód i malina. I już)

Wołek, Kölsch (12,5 Blg, niepasteryzowane, niefiltrowane) – orzeźwiające akcenty – melon, agrest, czarny bez, akcenty mokrej, czarnej ziemi. Odrobina gruszek z kompotu i goździków. Prosi o wypicie, nie ma co do tego dwóch zdań.
Smak jest lekki, gryczany, słodowy, owocowy, są tu jabłka. Przy dwóch poprzednich piwach wypada dość blado, jakby tylko echo tego dobrego piwka z Miedzianki, które wcześniej pijaliśmy. Lekka kwaśność, wzmagająca wrażenie wysokiego nagazowania. Jakby Miedziance słabsza warka się trafiła.
Kategoria: SPRAWDŹMY PRZY OKAZJI CO Z TĄ WARKĄ, bo coś jest ewidentnie nie tak.

Nocne Antały, Märzenbier (13,8 Blg, IBU 25, niepasteryzowane) – w aromacie kolendra, akcenty lekko ziemiste, rumianek, wyprawiona skóra, mnóstwo zboża, nieco karmelu. Bardzo przyjemny aromat.
Smak – czysta poezja, symfonia delikatności i harmonii. Jest tu biszkopt, kawa, konfitura truskawkowa. Ogrom przepysznego zboża, prażony słonecznik, toffi, a przy tym lekkość i harmonia. W pewnym momencie wchodzą nutki ziołowe – tymianek, lubczyk. W Glogerze w dalszym ciągu wiedzą jak się robi doskonałe, świetnie poukładane piwo. I to jest wielka ulga, bo po natknięciu się na ich piwa w Tesco, zaczęliśmy się niepokoić, że może niekoniecznie ilość pójdzie w parze z jakością. Wszystko jednak jest tak, jak być powinno.
Kategoria: CUD, MIÓD, MALINA. Stanowczo

Wojtek, Golden Ale (14 Blg, pasteryzowane, warzone na licencji Beartown Beer Company Ltd. w Browarze Kaszubskim) – ma aromat piękny, bogaty, głęboki, a w nim jeżyny, dojrzałe brzoskwinie, kandyzowane papaje, żywica sosnowa, odrobina ziół, np. tymianku. Piękny, zachęcający aromat, świetnie poukładany.
Smak zachwyca – jest pełny, głęboki. Są tu akcenty kandyzowania wielkiej ilości różnych owoców, jest zboże, w tym palone zboże, a więc lekko goryczkowe akcenty spalenizny, jest sporo żywicy, ziół, jest syrop na kaszel, jest jałowiec. Goryczka, która z tego wszystkiego wynika, jest naprawdę świetna, nawet ona tutaj ewoluuje na podniebieniu. Z czasem jest jej być może trochę za dużo. Co nie zmienia faktu, że jest to doskonałe, świetnie zestawione piwo.
Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO

No i tak, wyszło na to, że spędziliśmy wieczór z naprawdę dobrymi piwami. W różnych stylach, ale każde miało coś ciekawego do zaoferowania. No, może poza tym Wołkiem, który trochę rozczarował. Jednak wiemy, że Wołek jest inny, piliśmy go kilka razy i nigdy nie zwiódł, dlatego teraz nie będziemy się nad nim wyznęcać. Tak czy owak, jest do wypicia bez większego obrzydzenia. Natomiast wszystkie pozostałe albo ocierają się, albo są niebezpiecznie blisko doskonałości.

Przypominamy – piwa te, i wiele innych można kupić w sklepie Po Robocie, przy ulicy Westerplatte 9 w Świdnicy. Sklep się dopiero rozkręca, więc wspomóżmy. Na pewno na dłuższą metę wszyscy mieszkańcy okolicy tylko skorzystają na tym, że mamy taki sklep pod ręką.

Uprzedzając wszelkie wątpliwości – tekst nie jest sponsorowany, za wszystkie piwa zapłaciłem normalną cenę. I wszystkie były tak dobre, jak napisano powyżej. A fakt, że dwa pierwsze zostały mi polecone przez obsługę, świadczy o poziomie kompetencji tejże. No i zwyczajnie chce mi się wesprzeć taką inicjatywę, więc czynię to tak, jak potrafię.


czwartek, 6 października 2016

Lagery wszystkich krajów, łączcie się!



---. Warmińskie Rewolucje (Browar Kormoran) 5,2%
555. Hite Pale Lager (Hite Jinro Co.) 4,3%
---. Dolomiti Pils (Birra Castello) 4,9%
556. San Servolo (Bujska Pivovara) 5,1%

Dzięki podróżującym po świecie znajomym wpadło nam w ręce chorwackie piwo. Żadne tam jednak Karlovačko czy Ožujsko – co to, to nie. Wpadło nam w ręce bardzo elegancko opakowane, opatrzone gustowną etykietą piwo, które twierdzi, że jest niefiltrowane, niepasteryzowane, a na dodatek refermentowane w butelce. Co więcej, opisywane jako piwo domowe. A przecież niby tylko lager! San Servolo Svijetlo Pivo. Mamy co do niego pewne obawy, bo nie wiemy jak długo i w jakich warunkach do nas jechało – czy nie dostało w pycho zbytnim upałem czy nadadriatyckim słońcem gdzieś w samochodzie. No bo skoro niefiltrowane i niepasteryzowane, to mogło mu się zrobić niefajnie. Dlatego czym prędzej zabieramy się do spożycia.

A jeśli taki chorwacki cymes nam się trafia, trzeba mu dobrać odpowiednie towarzystwo. Przeszukaliśmy więc sklepy w poszukiwaniu lagerów, które można by z nim zestawić. I wyszedł z tego taki międzynarodowy zestaw. Tym bardziej, że pewna sieć sklepów wielko powierzchniowych, z której usług regularnie korzystamy, zaoferowała nam piwo koreańskie. No co jak co, ale koreańskiego piwa nie pija się na co dzień. Hite zapewnia, że jest jasnym lagerem, a na dodatek piwem dolnej fermentacji. Na wypadek gdybyśmy pierwszemu zapewnieniu nie uwierzyli. Do zestawu dorzuciliśmy włoskie piwko Dolomiti Pils, które już kiedyś piliśmy i całkiem nieźle smakowało. A że akurat w którymś ze sklepów było, to nie zastanawialiśmy się długo.

Do tak interesującego zestawu trzeba było koniecznie dorzucić jakieś polskie piwo, jakiś nasz lager. Niech walczy, broni honoru ojczyzny! Zastanawialiśmy się nad Perłą, Harnasiem, Kasztelanem i paroma innymi Prażubrami. Wybór jednak padł na wyrób Browaru Kormoran, w którym na dobre zakochaliśmy się podczas ostatnich wakacji, w trakcie pobytu na Mazurach. Postanowiliśmy reprezentację Polski powierzyć Warmińskim Rewolucjom.

Dodatkowo, korzystając z oferty innej z naszych ulubionych sieci sklepów, dorzuciliśmy sobie Warsteinera. Poza konkurencją, niejako na skalibrowanie podniebienia. Rozbiegówka tak, rzec można. Taki tam dobry koncerniak, dla kontrastu. Nie będziemy go analizować, opisywać, oceniać. Co najwyżej jako punkt odniesienia.

Tak przy okazji (skoro już Kasztelan wywołany został kilka linijek wyżej), nie tak dawno wlało nam się do szklanek Kasztelan Świeże. Żeby nie było, że ograniczeni jesteśmy, że boimy się prawdziwych wyzwań. Jezus, Maria, co za obrzydliwe coś! Nie piwo, to z całą pewnością. Jakieś coś, co gębę wykręca swoją obrzydliwością bardziej nawet niż niejedna AIPA z polskich browarów kraftowych. Ale to tak na marginesie. Tymczasem lejemy nasze dzisiejsze lagery do szklanek…

Wszystkie spieniły się wręcz wzorcowo. Piana najmniej trwała była na koreańskim Hite, natomiast na Warmińskich Rewolucjach przepięknie oblepiła ścianki szklanki, zostawiając osad nawet w trakcie opadania. Podobnie było na powierzchni Warsteinera. Ewidentnie San Servolo jest niefiltrowane – widać to na pierwszy rzut oka.



Warmińskie Rewolucje (12,5 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane) – w aromacie przede wszystkim chmiele, odrobina akcentów cytrusowych, trochę gorzkiej czekolady, ugotowany zielony groszek, mnóstwo zboża. Po chwili wychodzi palony słód, akcenty kawy zbożowej, cykorii. Preparowany brązowy ryż. Odrobina karmelu. Palone suche, jesienne liście. Akcenty cytrusowe uciekły gdzieś. Piwo aż prosi, by je wychylić. Jak na lager, aromat jest wyjątkowo rozbudowany i ciekawy.
Smak jest pełny, na granicy wręcz dopuszczalności dla lagera, który ma wszak być piwem lekkim, orzeźwiającym. Bardzo fajny, choć niezbyt złożony smak – zboże, fajnie dobrany chmiel, gdzieś daleko jakieś nieśmiałe nutki owocowe. Wszystko gra i radochę gębie daje.
Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO

Hite Pale Lager (10,3 Blg, filtrowane, pasteryzowane, warzone z dodatkiem skrobi kukurydzianej) – pachnie landrynkowo, trochę jak oranżada, lekko ściekowy smrodek na drugim planie, dużo zboża przede wszystkim. Z czasem aromat wytrawnieje, pojawia się lekko palony słód. Ciągle jednak aromat zdominowany jest przez nieco sztuczne, oranżadowe akcenty. Nie jest tak dobrze, jak w Warmińskich Rewolucjach, ale aromat zdecydowanie nie odstrasza.
Smak jest lekki, jakby odrobinę zanieczyszczony akcentami owocowymi – brzoskwinia, jabłko. Goryczka ledwo sobie daje radę ze słodyczą. Trochę za dużo niezbyt naturalnego gazu, jakby piwo dodatkowo nasycono CO2. Pite po Rewolucjach wyraźnie rozczarowuje, choć zdecydowanie nie nadaje się do zlewu.
Kategoria: JAKOŚ JE ZMĘCZĘ

Dolomiti Pils – pachnie chlebem, takim świeżo wypieczonym prosto z piekarni – to przede wszystkim. Poza tym, sporo zboża, plus jakiś słodki owocowy aromat w tle, może czarna morwa. Suszone liście tytoniu. Po paru chwilach jest przede wszystkim słodowo, pojawiają się akcenty suszonych moreli. Prosi by je wypić.
Smak jest pełny, przepysznie zbożowy. Delikatne, nieśmiałe nutki owocowe i jakieś echo wędzonki tylko dodają piwu uroku, a świetnie dobrany – i co do rodzaju i co do proporcji – chmiel daje delikatną, subtelną goryczkę. Na sam koniec, gdzieś na dnie podniebienia pojawia się subtelna grapefruitowa goryczka.
Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO

San Servolo Svijetlo Pivo (11,9 Blg, niefiltrowane, niepasteryzowane, refermentowane w butelce) – ma bardzo bogaty, złożony aromat – na tle akcentów zbożowych, w tym pszenicznych, nutki oranżady, odrobina ananasa, akcenty drożdżowe. Po chwil ujawniają się akcenty ziołowe – lubczyk, suszony seler. Ciągle jednak wiszą gdzieś tam w tle delikatne nutki kandyzowanych owoców. Pachnie zachęcająco.
Smak jest bardzo ciekawy – pełny, złożony, gdzieś pomiędzy lagerem, a weizenem wręcz. Słodycz słodu, pszenicy, nutki owocowe, drożdżowe, świeży biszkopt. W tle siedzi bardzo fajna, karna goryczka – nie odstępuje ani na krok, ale nie rzuca się w oczy jakoś specjalnie – wypisz, wymaluj, nasi BORowcy podczas wizyty głowy państwa w popegeerowskiej wsi.
Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO

Warsteiner – żadnych fajerwerków aromatyczno-smakowych, ale smak lagera jest tu bardzo czysty, szlachetny wręcz. Aż się prosi, byś takiego lagera powszedniego dał nam Panie…

Ranking, jednogłośny dzisiaj:

1. Warmińskie Rewolucje
2. San Servolo
3. Dolomiti Pils
4. Hite Pale Lager

Gdyby musiał byś oceniany również Warsteiner, znalazłby się gdzieś pomiędzy Dolomiti Pils, a Hite. A jeśli wcześniej powiedziano, że to dobry, zacny, wręcz szlachetny lager, niech to będzie najlepszą rekomendacją tych trzech, które z nim wygrały.

Dzisiejsze piwka to także nie lada gratka dla kolekcjonerów kapsli piwnych.