14/06/2015
86. Krušovice
Pšeničné (Krušovice ) 4,6%
87. Pszeniczne
Weizen (Browar Witnica) 5%
88. Primátor
Weizenbier (Primátor) 4,8%
89. Sanrajza
American Amber Wheat (Pinta) 5%
90. Schöfferhofer
Hefeweizen 5%
Kolejny zestaw piw pszenicznych (wiem, wiem, nie wszystkie z
tej samej bajki). I na dodatek takie trochę starcie tytanów. Są wśród nich te,
które od dawna znamy i lubimy. No i ciekawe jak poradzą sobie w zaprezentowanym
towarzystwie. Bo to zawsze ciekawe – czy to, co lubimy jest naprawdę dobre, czy
jest dobre, bo to lubimy. Czy jakoś tak. Aha, na koniec ujawnię które to te
ulubione. No i jest tu jeden chłopiec do bicia. Zdecydowanie. Ale tego chyba
dość łatwo odgadnąć.
Test piany absolutnie wygrywa Schöfferhofer. Nalanie
szklanki zabiera jakieś dwa popołudnia. Podobnie wredne, choć nie aż tak
bardzo, są Primator i Krušovice. Pinta udaje, że wie co to piana, ale spokojnie
nalewa się za jednym podejściem. Witnica nie udaje, że wie. Nie wie nawet, że
powinna wiedzieć.
Krušovice Pšeničné grzecznie pachnie drożdżami, cytrusami,
owocami, słodem. Smakuje również nienagannie – mnóstwo zboża, lekka kwasowość,
delikatne cytrusy. Tak, jak powinno smakować piwo pszeniczne.
Pszeniczne z Witnicy śmierdzi. Po prostu, zwyczajnie
śmierdzi. Jakimś bagnem, kanalizacją może nawet, a już na pewno takim
zabrudzonym paskudnym potoczkiem. Ot, Pełcznica na wysokości Książańskiego
Parku Krajobrazowego – wypisz, wymaluj. Smakuje jakby rzeczywiście do butelki
nabrano wody z tejże Pełcznicy tamże. I pozwolono jej skwaśnieć. Cholera, do
zlewu.
Primator ma nieco mniej intensywny zapach niż Krušovice, ale
tam też
Schöfferhofer pachnie gumą Turbo. No i drożdżami, cytrusami,
i tak dalej. I natką pietruszki. Bardzo ładnie pachnie. W smaku trochę chyba za
mało ciała, nieco rozczarowuje wodnistością. Takie raczej piwo na upały. Jest
jednak wzorcowo słodkie (brzoskwinia?), zbożowe, drożdżowe. Troszkę ziołowe.
Sanrajza wyróżnia się spośród pozostałych intensywnymi
akcentami chmielu, nutkami cytrusowymi prosto z chmielu. Dominują nad
wszystkim. A jak już troszkę wywietrzeją, pojawia się klasyczny aromat – bardzo
zmęczonej ścierki do podłogi. Ni mniej, ni więcej. No dobrze, więcej – ścierki,
którą wycierano rozlaną wodę z ogórków kiszonych. W smaku jest… słabo.
Obrzydliwie niespójne, chaotyczne akcenty chmielowe wojują na całego z tym
wszystkim co skutecznie udaje im się przykryć. Gdzieś tam jest ta pszenica, są
cytrusy, są owoce. Ale dostają tęgie baty, krwawią obficie na tym polu bitwy,
padają jak muchy. Nad wszystkim unosi się gorzkie, cytrusowe – jakby rzuć
skórki pomarańczy i grapefruitów – buczenie roju chmielowych, wszechobecnych
owadów, powodujących uczucie osaczenia, świadomość nieuchronnej zguby przez
zażądlenie. Paskudne. Plus mało przyjemne akcenty ogórków małosolnych.
Oceniamy, ustawiamy, rankingujemy. Moim zdaniem, konkurencję
wygrywa Krušovice Pšeničné. Bezapelacyjnie. Na drugim miejscu plasuje się
Schöfferhofer. Na trzecim Primator. Miejsce czwarte – Sanrajza z Pinty.
Pszeniczne z Witnicy jest poza jakąkolwiek konkurencją. Trzeba mieć tupet, by
to coś nazwać piwem. Po konsultacji ze szczęściem żywota mego, okazuje się, że
werdykt jest jednogłośny. I niech tak zostanie.
Na wszelki wypadek wyjaśnię które było starym ulubieńcem,
które chłopcem do bicia, itp. Od dawna kocham się w pszenicznym z Krušovic i w
Schöfferhoferze. Chłopcem do bicia była Witnica. Sanrajzy ani pszenicznego z
Primatora nigdy wcześniej nie piłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz