02/06/2015
67. Lubuskie IPA
(Browar Witnica) 5,6%
68. Bengal Lancer
(Fuller’s) 5,3%
69. Admiral Lord
Viscount Nelson (Browar Krajan) 6%
70. Imperium Atakuje
(Pinta) 7,8%
Przyszła kolej na piwa typu IPA (India Pale Ale). Udało się
zebrać trzy polskie wyroby i jeden angielski.
Bengal Lancer w swojej ojczyźnie jest takim sobie średniakiem,
odpowiednikiem naszych koncerniaków. Dołączony został do tego zestawu jako
swego rodzaju benchmark – wszystko, co będzie lepsze od Lancera, będzie można
określić piwem dobrym. Wszystko, co uplasuje się poniżej Lancera, jest
zdecydowanie niewarte uwagi. Nalewanie do szklanek – test piany – wygrał Bengal
Lancer, który musiał być nalewany na raty. Nelson i Lubuskie pokryły się
grzeczną, choć niezbyt obfitą pianą. Na Pincie piana niemal nie wystąpiła.
Lubuskie IPA wyraźnie pachnie intensywnym, świeżym chmielem,
który momentami idzie w stronę aromatu świeżej marchewki. W smaku też przede
wszystkim wali chmielem. Przez ten chmiel próbuje się przebić smak słodu, ale z
sukcesem raczej ograniczonym. Po chwili pojawia sie jakaś owocowa słodycz, ale
dość szybko zostaje przytłoczona przez chmielową gorycz. Po paru chwilach, po
obejściu kolejki, wracam do Lubuskiego i… znowu ta cholerna, bagnista woda. Toż
to wali jakimś błotem, bagnem, kiszonką. Nic dziwnego, że tyle chmielu muszą tu
wrzucić.
Bengal Lancer w aromacie wydaje się miodowe, z lekkimi
nutkami chmielu i słodu. Jagody ze słoika. W smaku jest łagodne, lekko miodowe
(trochę ten miód to raczej miód sztuczny), bardzo przyjemne. Znowu owocowa
słodycz – taka właśnie jagodowa. Być może to kwestia kolejności smakowania – po
bardzo chmielowym Lubuskim wydaje się bardziej łagodne niż naprawdę jest.
Wrócimy do niego za chwilę.
Admiral Lord Viscount Nelson (już dłuższej nazwy nie mogli
mu wymyślić?) w aromacie jest świeżo owocowa – brzoskwinie, morele, czarny bez.
W smaku jest przyjemne, owocowe – słodkie brzoskwinie, brzoskwinie z puszki.
Trochę syntetycznej słodyczy, takiej jak w cukierkach Haribo Tropifrutti. W
porównaniu z poprzednikami jednak jest dość płaskie, jednowymiarowe.
Imperium Atakuje, jak można było przewidzieć, bezlitośnie
wali chmielem. Przez chmiel przebija się syntetyczna słodycz malinowa. W smaku
dominuje słodowa, lekko owocowa słodycz (jakby stężony sok winogronowy), która
już po chwili przykryta zostaje chmielową goryczą. Na moje naleganie, byśmy
znaleźli w niej jednak coś pozytywnego, słyszę opinię, że jest to najlepsze
piwo z Pinty, jakie dotąd smakowaliśmy, ale jest to jedyna pozytywna rzecz,
jaką można o nim powiedzieć.
Oceniamy. Pierwsze miejsce jednogłośnie zajmuje Bengal
Lancer. Jeśli przypomnimy sobie założenie wstępne, można sobie dać spokój z
pozostałymi. Ale nie pójdziemy na łatwiznę. Nie, co to, to nie. Nie my. Drugie
miejsce zajmuje Nelson. Trzecie Imperium Atakuje, a stawkę zamyka Lubuskie IPA.
Absolutnie jednogłośnie. Może jednak polskie browary powinny dać sobie spokój z
robieniem zupełnie im obcych gatunków piwa?...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz