173. Książęce Czerwony
Lager (Kompania Piwowarska) 4,9%
174. Rudawskie
(Browar Miedzianka) 5%
175. Kujawskie
Bursztynowe (Krajan) 6%
176. Jantar
Bursztynowy (Herrnbrau / Martin) 5,6%
Dzisiaj znowu się u nas zaczerwieniło, zabursztyniło. A
wszystko przez pewnych sympatycznych ludzi, którzy – z narażeniem zdrowia i
życia – dostarczyli nam dwa piwka z Browaru Miedzianka, w tym Rudawskie. No i
trzeba było znaleźć mu godną konkurencję. No i jakoś tak się porobiło, że nawet
Książęce znalazło się na naszym stole. Sam jestem ciekaw co z tego wyniknie.
Już po nalaniu piwa do szklanek okazało się, że mamy do
czynienia z kilkoma ciekawostkami. Po pierwsze, mój dzisiejszy faworyt, Jantar
Bursztynowy, ma barwę jasną, słomkową, tak daleko od bursztynu, jak tylko się da.
Ale może to kwestia matematyczna – dwa minusy dają plus, bursztyn jantarowy,
czy jantar bursztynowy nie mają nic wspólnego z bursztynem. Z drugiej strony,
masło maślane powinno jednak wyglądać i smakować maślanie, prawda? Sam nie
wiem. Tak czy owak, wyróżnia się bladością wśród pozostałych. Piana na każdym
się pojawiła, owszem, ale to na Jantarze i Kujawskim ewidentnie pochodzi z
nagazowania zawartości butelki CO2 pochodzącym z zewnątrz, nie z procesu
fermentacji. Nieco lepiej pod tym względem jest na Książęcym, a już doskonale –
piana gruba, sztywna i naturalna – na Rudawskim. Na pierwszy rzut oka, tylko
Rudawskie jest niefiltrowane.
Jantar Bursztynowy w co najmniej piętnastu miejscach na
etykiecie, kontretykiecie i na kołnierzyku zapewnia, że ma „naturalny smak”,
jest „niepasteryzowane”, warzone jest „z naturalnych składników”, „zgodnie z
Niemieckim Prawem Czystości”. I tak dalej. Co ciekawe, uwarzono je w browarze
Herrnbrau GmbH w Niemczech dla firmy Martin (plus dwie linijki skrótów) z
Zawiercia. Już miałem w tym miejscu jęknąć, że jednak nie jest to w pełni
krajowa rozgrywka, ale przecież i Kompania Piwowarska taka całkiem polska nie
jest.
Jantar pachnie rozpuszczalnikiem, miodem i spirytusem. Z
czasem pojawia się niewyraźny (ale przecież jesteśmy dociekliwi) akcent owoców
jarzębiny. W smaku jest ohydnie sztuczne, chemiczne, słodkie – wcale nie
słodyczą słodu jęczmiennego – z bardzo wyraźnymi akcentami spirytusowymi. Z
czasem pojawia się akcent soku jabłkowego. I nie jest to świeżo wyciśnięty,
naturalny sok jabłkowy, o nie! Z reporterskiego obowiązku wezmę jeszcze za
chwilę dwa łyki, ale już mam kandydata do zlewu.
Kujawskiego w aromat nie zaopatrzono. Gdzieś głęboko ukryty
siedzi sobie tam słód. W smaku jest przede wszystkim karmel. Okropny, sztuczny
karmel z gorzkim posmakiem. O, jest wielowarstwowość – po chwili pojawia się
spirytus. Ale jak już się pojawi, to rządzi niepodzielnie. No dobrze, nie tak
znowu niepodzielnie. W towarzystwie metalicznych akcentów blachy.
Rudawskie ma przyjemny, bardzo delikatny aromat
owocowo-słodowy. Plus jakiś taki kadzidłopodobny chmiel. W smaku jest pełne,
słodowe, bardzo przyjemne. Śliwki węgierki. Trochę karmelu. Lekko kwaskowate,
jakby szczaw. Dopiero po chwili pojawia się akcent chmielowej goryczki. Na
finiszu odrobina kawy.
Książęce nie ma aromatu. No nie ma. Jak dobrze poszukać, to
trochę słodu i kwiatów da się odnaleźć. W smaku jest spokojne, stonowane, ale
jakieś takie płytkie. Nie dzieje się tam zupełnie nic. Sprawia wrażenie, jakby
było popłuczynami po jakimś przyzwoitym piwie. Żadnych konkretnych akcentów
smakowych – ani na plus, ani na minus. Ot, wlać w siebie i zapomnieć. Choć nie,
przepraszam. Nie wlewać w siebie. Już drugi łyk przynosi charakterystyczną dla
kiepskich piw chemicznie-słodką ciężkość, jakieś takie oblepienie przełyku. Jakby
zjeść pół kilo krówek na raz. I gorycz. Niezbyt intensywną, ale intensywnie
nieprzyjemną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz