13/07/2015
123. Peacemaker (Faktoria) 6,5%
124. Atak Chmielu (Pinta) 6,1%
125. Thompson (Krafwerk) 6,2%
126. East Coast IPA (Greene King) 4%
Po pewnej przerwie, spowodowanej nieprzewidzianymi (acz
niezwykle przyjemnymi) zawirowaniami wakacyjno-balonowymi, wracamy do naszych
degustacji piwnych. Dzisiaj nasz wybór padł na gatunek AIPA, czyli – mówiąc
krótko – dość intensywnie chmielone piwa górnej fermentacji, w których warzeniu
wykorzystano amerykańskie odmiany chmielu. Są ludzie, którym przechmielenie
piwa smakuje, więc to, co było swego czasu koniecznością – zastosowanie
większej ilości chmielu w celu lepszej konserwacji piwa na potrzeby długiej
podróży – teraz stało się normą, a wręcz trendem. Kretyńskim, moim zdaniem, bo
to trochę tak, jak by przepieprzyć rosół, albo przemajerankować flaczki. I
jeszcze się tym jarać. Ale cóż tam, o gustach się ponoć nie dyskutuje. Lejemy
piwo do szklanek.
Jak już parę razy się to u nas zdarzyło, mamy dzisiaj na
tapecie trzy piwka z browarów, które najpewniej nie mają zielonego pojęcia jak
się warzy piwa górnej fermentacji, oraz jedno z browaru na Wyspach, gdzie „ale”
warzy się od zawsze. Ot, taki benczmark. Jak wiadomo, w przypadku produktów o
niezwykle prostej technologii wytwarzania (jak np. piwo czy whisky), diabeł
tkwi w szczegółach, które wypracowuje się nie latami, nie dekadami, a wiekami. Przy
okazji zwracam uwagę na kompletnie idiotyczną zawartość alkoholu w wyrobach
polskich browarników. Na przykład, w porównaniu do piwa z Anglii, że o zdrowym
rozsądku nie wspomnę.
Póki co jednak, wszystkie cztery piwa pokrywają się gęstą,
grzeczną pianą – bez większej przesady w którąkolwiek stronę. Najsłabiej tutaj
wypada Atak Chmielu, na którym piana zanika dość szybko. Pokój wypełnia
cytrusowo-żywiczny aromat chmielu.
Peacemaker z Faktorii (15,1 Blg, IBU – 65) pachnie trochę
czarnym bzem, bardzo – cytryną. W smaku – perfumowany grapefruit. Gdzieś w tle
trochę słodu, kandyzowany ananas. Z czasem smak staje się pełniejszy, bardziej
owocowy, słodki. Innymi słowy, z czasem słodowa baza coraz skuteczniej walczy z
chmielową nadbudową.
Atak Chmielu (15,1 Blg, IBU – 58) pachnie skórkami
cytrusowymi – grapefruit, pomarańcza, limonka. Pod tymi cytrusami czai się
jakaś delikatna, owocowa słodycz. Z czasem pojawia się kwiatowy aromat
kwitnącego rzepaku. Mało przyjemny. Smak jest pełny, a ta owocowa słodycz – ile
razy już pinciarze tego dokonali? – walczy z chmielową, grapefruitową goryczą.
Niedługo trwa ta walka. Podniebienie usiewa owocowy trup, po którym stąpa
brudny bucior chmielu. Całych zastępów chmielu.
Thompson (warzony dla Kraftwerk w browarze Wąsosz, 15 Blg) bardzo
przyjemnie wygląda – na pierwszy rzut oka widać, że jest to piwo niefiltrowane,
sympatycznie mętnieje po przelaniu do szklanki. W aromacie nie dzieje się wiele
– ani chmielu, ani niczego innego. W smaku jest wodniste, mało charakterne. Nie
ma w nim za bardzo ani akcentów słodowych, ani nadmiaru chmielu. Trochę
brzoskwiniowej słodyczy, pokrytej mało wyrazistą, nieprzyjemną goryczką.
East Coast IPA z Greene King pachnie wędlinami – pokrytą
szlachetną pleśnią salami. Ser pleśniowy, huba drzewna, takie tam. Po pewnym
czasie akcent ewoluuje w stronę podgrzybków, lub nawet rydzów, smażonych na
maśle. Z cebulką. Akcenty chmielu są tu stonowane, znajdują się w tle, nie na
pierwszym planie. Smak jest przedni – owoce (niekoniecznie owocowa słodycz, po
prostu owoce), najpewniej morele, mnóstwo akcentów zbożowych, które przykryte
są dopiero po pewnym czasie bardzo przyjemnym smakiem chmielu. Nie goryczą, nie
goryczką, tylko smakiem. Bardzo przyjemna rzecz.
Czas na ranking dnia. Wygrywa – bezapelacyjnie – East Coast
IPA. Potem straszliwie długo nie ma kompletnie nic. Na dalekim drugim miejscu
Peacemaker, na trzecim Thompson. Stawkę zamyka Atak Chmielu. Najlepsza z żon
przestawiła miejsce drugi z trzecim, ale poza tym, zgadzamy się w zupełności.
Całe szczęście, że z Niemiec przywiozłem trochę naprawdę dobrych piw. Trzeba się
odtruć po tych wszystkich żałosnych krafciakach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz