wtorek, 17 listopada 2015

IPA niejedno ma imię



334. Permon India Pale Ale (Pivovar Permon) 5,8%
335. Maorys Żytnie IPA (Browar Wielkopolski w Bojanowie) 5,5%
336. Nosferatu Black IPA (Raduga) 5,7%
337. Maxim Session India Pale Ale (Kraftwerk) 5,2%
338. Wrężel Simcoe Single Hop IPA (Wrężel) 7%

Niestrudzenie poszukujemy. W najbardziej zepsutej przez polskich domorosłych piwowarów kategorii, India Pale Ale, poszukujemy piwa, które da się wypić z przyjemnością. A przynajmniej bez obrzydzenia i odruchu szukania zlewu. Jak dotąd, udało się nam znaleźć co najwyżej kilka takich. Z reguły w tej kategorii mamy do czynienia z piwami, w których przeładowane, kiepsko zestawione, pewno też słabej jakości amerykańskie chmiele nie pozostawiają miejsca jakimkolwiek innym doznaniom aromatyczno-smakowym, a w najlepszym razie skutecznie je spychają na dalszy plan i psują radość smakowania piwa. Niestety, jesteśmy w mniejszości. Ich twórcy wkrótce znów pojawią się na kolejnym festiwalu piwa, poklepią się po plecach z twórcami równie obrzydliwych piwotworów, odtrąbią premierę czegoś nowego, będą koszulki, szklanki, otwieracze, rewolucyjni blogerzy się zachwycą, nagrody zostaną przyznane. I tylko nie wiadomo dlaczego coraz częściej słyszy się wśród piwoszy – nieśmiałe, póki co, ale jednak – przebąkiwania o tym, jak to fajnie byłoby napić się piwa, w którym będzie coś więcej niż tylko grapefruitowa gorycz. Widać piwna rewolucja jeszcze nie wyrosła z jednoczęściowych śpioszków i ciągle robi pod siebie, licząc na niewyczerpaną cierpliwość konsumentów.

Dość marudzenia. Kto wie, może dzisiaj, może właśnie w tej chwili stoi przede mną co najmniej jedno dobre piwo w stylu IPA. Kto wie…

A co przede mną konkretnie? Pięć różnych wariacji na temat stylu IPA. Mamy czeską wersję IPA. A że pochodzi z browaru Permon, to jest to klasyczna PIPA. Żytnie IPA o wdzięcznej nazwie Maorys (wszak oni tam - Maorysi, znaczy - nic innego nie piją, tylko żytnie IPA) z browaru w Bojanowie. Uważny czytelnik zauważył być może, że złamałem tu jedną ze swoich zasad, ale co tam, przychodzi kiedyś czas zapominania win, wybaczania błędów. No i taki czas właśnie nieśmiało puka do naszych drzwi. Poza tym, mamy dziś Nosferatu, Black IPA, czyli połączenie IPA i stouta, z grubsza rzecz biorąc. To piwo pochodzi z Radugi, jest jednym z „filmowych” piw stworzonych przez radugowych piwowarów. Stoi na stole Maxim, Session IPA z browaru Kraftwerk – niewyczerpanego źródła naszych piwnych frustracji. Ale kto wie, może wreszcie, może tym razem. Co prawda, zawartość alkoholu na poziomie 5,2% to co najmniej górna granica tego, co za „session” można by uznać, ale niech im będzie. Lubią się chłopaki uwalić szybciej niż później. De gustibus… Na koniec, mamy na stole Single Hop IPA, Simcoe z browaru Wrężel – piwo chmielone jednym tylko rodzajem chmielu. Taka piwna „singlovka”, jak swego czasu nasi czescy dostawcy określali whisky single malt. Tak czy owak, jeśli tylko jeden typ chmielu, to jest szansa na jakąś harmonię, jakieś poukładanie, jakiś ład na podniebieniu.

Nalewam. Piana wszędzie stosunkowo obfita, naturalna, dość szybko zredukowana do cienkiej warstwy. Najbardziej obfita i najtrwalsza w Nosferatu. No i pięknie. Raduga, jak dotąd, zawiodła boleśnie może tylko raz. A może nie tak bardzo boleśnie. Barwa – tutaj mamy dość sporą rozbieżność, jak można było się spodziewać. Wrężel i Maxim są najjaśniejsze, mają barwę bursztynową, Permon jest o jeden odcień ciemniejsze, Maorys brązowe, a Nosferatu – czarne, niemal nieprzenikliwe.

Wąchamy, pijemy. Czas najwyższy. Miejmy to już z głowy.

Permon IPA (niepasteryzowane, niefiltrowane) w aromacie ma przede wszystkim nachalny, gorzki grapefruit, trochę bardziej łagodnych cytrusów, pomarańczy, pewną żywiczność, woskowość. W smaku jest gorzkie, nagazowane, wodniste. Nutka smakowa surowej marchewki (z tych gorzkich) jest bodaj jedynym akcentem spoza cytrusowej goryczy, który da się znaleźć w smaku Permon IPA. Plus drzewo sandałowe. Takie z kadzidełek. Gorycz jest dominująca, zalegająca, nieprzyjemna. Nie chce się sięgać po kolejny łyk. Jeśli pominąć słowa nieprzyzwoite, to przy stole o tym piwie nie powiedziano nic. Cisza.

Maorys Żytnie IPA (15 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane) – w aromacie ciasto drożdżowe (takie z kruszonką), kawa, palony słód, maślane, mleczne, słodkie karmelki, świeża chałka z masłem. Bardzo przyjemny, miły dla powonienia, złożony aromat. W smaku też jest przyjemnie – akcenty zbożowe, kawy z mlekiem, wyraźna i dominująca goryczka, ale tak skomponowana z resztą, że nie zabija innych akcentów. Da się na podniebieniu również znaleźć tę drożdżówkę z aromatu. Biorąc poprawkę na naszą niechęć do amerykańskich chmielów, to Maorys smakuje zaskakująco dobrze.

Nosferatu Black IPA (14,1 Blg, IBU 60, pasteryzowane, niefiltrowane) – w aromacie grapefruit, kawa, ciemna czekolada. Aromat jest bardzo stonowany, przyjemny. W smaku jest kawa, są cytrusy, palony słód, przypalony karmel. Jest też posmak słony, morski. No i nie ma tragedii, mimo iż zestawienie IPA i palonych słodów oznacza u nas zwykle pakowanie się do zlewu. Nie dzieje się tu wiele, ale jednak jest jakiś porządek, jakiś ład. A o to chodzi przede wszystkim.

Maxim Session IPA (14 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane, warzone w Browarach Regionalnych Wąsosz) – aromat lekko kwiatowy, perfumowy, nieco bagnisty. W aromacie nie dzieje się wiele, jest mało złożony, płaski. I na pewno nie porywa. Po chwili pojawiają się nutki galaretek w cukrze. W smaku jest cytrusowo gorzkie, ale ta gorycz jest przełamana owocową słodyczą (brzoskwinie, ananasy), co w efekcie daje zupełnie znośne doznania smakowe. Z Maximem jest problem – z jednej strony, jest piwem najmniej wyrazistym w dzisiejszej stawce, co oznacza, że nie zniechęca, nie odrzuca. Z drugiej strony, jest piwem tak bezpłciowym, że nie wiem czy warto o nim mówić.

Wrężel Simcoe Single Hop IPA (16,5 Blg, IBU 75, pasteryzowane, niefiltrowane) pachnie grzecznie cytrusami i żywicą, jak podano na etykiecie. Odrobina nutek lubczyka, soku pomidorowego, który z czasem staje się coraz bardziej wyraźny i dominujący. W smaku jest tu słodycz landrynek i kandyzowanej skórki pomarańczowej, przykryta wprawdzie przez grapefruitową gorycz, ale dzielnie dająca sobie z nią radę. Nie dzieje się tutaj wiele więcej.

Gdyby uprzeć się na ranking, to u mnie wygrywa Maorys. Zdecydowanie. Na drugim miejscu plasuje się Nosferatu. Na trzecim Wrężel Single Hop IPA. Poza podium znalazł się dzisiaj Maxim, a po piętach drepcze mu Permon. Wygląda na to, że nieliczne browary kraftowe działające u naszych czeskich braci, prezentują poziom dużo gorszy niż ich polskie odpowiedniki. No ale tam naprawdę muszą się postarać, żeby wyróżnić się na tle przyzwoitych lagerów robionych masowo przez znane i lubiane browary. A nie ma nic bardziej zgubnego, niż bardzo chcieć.

Najlepsza z żon mówi, że jej zdaniem wygrywa Maorys, na drugim miejscu plasuje się Wrężel, a na trzecim Maxim. Poza podium jest Nosferatu, a stawkę zamyka Permon. Wygląda więc na to, że zgadzamy się w całej rozciągłości, za wyjątkiem miejsca Nosferatu, które moim zdaniem zasługuje na wyższą pozycję.

Przy okazji znowu (!) wywiązała się dyskusja, czy skoro z założenia nie lubimy, nie chcemy, nie trawimy współczesnych środkowoeuropejskich IPA, czy w ogóle powinniśmy sobie zawracać nimi głowę. Czy nie powinniśmy odpuścić całkowicie, a skupić się na piwach, które nam bardziej podchodzą. Coś w tym jest, ale być może nie należy ustawać w poszukiwaniach. IPA z definicji wcale nie jest gatunkiem piwa, który trzeba odrzucić. Historia zna przypadki IPA, które nam wręcz smakowało. Nie wolno odpuścić, nie wolno ustać w poszukiwaniach. Choć na jakiś czas być może trzeba sobie dać z nimi spokój (napisał, w myślach przeszukując zawartość lodówki i wspominając wszystkie IPA, APA, AIPA i parę innych piwnych wynalazków chmielonych nowofalowo, które tam się znajdują…). Jedno jest pewne – następnym razem to na pewno nie będzie IPA.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz