środa, 14 października 2015

Zadyma na całego



272. Cyrulik Smoked Berliner Weisse (Browar Profesja) 3,6%
273. Siwy Miś (Kopyra/Widawa) 6,2%
Bernardyńskie (Browar w Grodzisku Wlkp) 6,5%
274. Darz Bór (Browar Gościszewo) 6%

Jesień, z kominów coraz częściej i coraz bardziej intensywnie unosi się dym. Jesienny wieczór to idealna pora na spróbowanie zadymionych, wędzonych piwek, które zebrały się nam gdzieś w okolicach lodówki, choć większość z nich to zdecydowanie letnie klimaty. Jak często bywa w takich sytuacjach, to znowu niekoniecznie ten sam styl w czterech odsłonach, jednak wszystkie cztery łączy dym. W szranki dzisiaj stają: (1) Cyrulik z wrocławskiego browaru Profesja, piwo w stylu Smoked Berliner Weisse, (2) Siwy Miś dubeltowy, grodziski, pieruńsko łokopcony, efekt kooperacji Browaru Kopyra i Browaru Widawa, piwo którego jestem szczególnie ciekaw ze względu na sympatię do autora receptury, (3) Bernardyńskie mocne, pszeniczne, dymione z Browaru w Grodzisku Wlkp., piwko znane już dość dobrze i lubiane, oraz (4) Darz Bór, piwo wędzone z rodzinnego browaru Gościszewo. Również już przez gardło przelewane. Z przyjemnością dla podniebienia niemałą.

Przelewam piwo do szklanek i oto co się dzieje. Cyrulik wytworzył panię jak Coca-Cola – pojawiła się dokładnie tak szybko, jak znikła. Bez śladu. Miś spienił się grzeczną, białą pianą drobnopęcherzykową, w miarę trwałą, osadzającą się na ściankach szklanki. Bernardyńskie, jak przystało na piwo z Grodziska, pieniło się wręcz całymi godzinami, pozostawiając na ściankach absolutny wzór lacingu. Do wysłania do Sevres. Darz Bór zachowało się poprawnie – beżowa piana była gęsta, opadła wkrótce do przyzwoitej, niezbyt grubej, lecz trwałej warstwy.

W związku z tym, że mamy do czynienia z różnymi stylami piwa, różne też są ich odcienie. Darz Bór jest bursztynowe, Cyrulik blado-słomkowe, pół odcienia ciemniejszy jest Siwy Miś, a Grodziskie ma barwę nieco ciemniejszego białego wina. Wszystkie są co najmniej lekko zmętnione, przy czym najbardziej klarowne jest Darz Bór.

Cyrulik (9,4 Blg, IBU 7, niepasteryzowane, niefiltrowane, uwarzone specjalnie na Beer Geek Madness 3) pachnie bardzo przyjemnie. Jak się wyraziła jedna z osób degustujących – pachnie śniadaniem – oscypek (czy zwykły żółty ser wędzony) i drożdże. Świeży chleb. Aż chce się złapać w drugą rękę jakiegoś stouta i śniadanie będzie pełne. Z kawą. Lekki dymek z liściastego drewna, unoszący się nad lokalną, tradycyjną piekarnią. W smaku piwo jest lekkie i kwaskowate, trochę jak woda z cytryną. Akcenty wędzone są oczywiście obecne również w smaku. Piwo raczej płaskie, wodniste, orzeźwiające. Na letnie upały – jak znalazł. Trochę szkoda, że letnie upały już się skończyły na ten sezon.

Siwy Miś (16 Blg, niefiltrowane, niepasteryzowane) jest bardzo wędzony w aromacie. Zapach ni to skóry, ni to piwnicy, w której przechowywane są przetwory owocowe – kompoty, dżemy. W tle owoce – śliwki suszone, delikatne słodkie cytrusy – mieszanka kumkwatów z mandarynką. Echo lukrecji. Po chwili, ze wzrostem temperatury, pojawiają się wyraźne akcenty żywiczne, czy też może lakieru do mebli. W smaku jest znowu cytrynowo-cytrusowo. A nawet w stronę kwasku cytrynowego. Ciała to piwo nie ma, a już przy tym poziomie ekstraktu (16 Blg) chciałoby się poczuć coś więcej niż tylko kwaskowate orzeźwienie.

Bernardyńskie (13 Blg, niepasteryzowane, refermentowane w butelce) ewidentnie zepsuło się od czasu pierwszych warek. Sukces uderzył do głowy piwowarom z Grodziska, czy jak? To, co kiedyś pięknie pachniało, teraz zwyczajnie wali ściekami i kloaką. I starym, skwaśniałym moczem w męskiej ubikacji dworcowej. Odrzuca stanowczo i bezdyskusyjnie. Co za rozczarowanie! Dla jasności, piwo ma termin ważności do 12 marca 2016, a przechowywane było w przyjaznych dla piwa warunkach. Mimo sporego obrzydzenia aromatem, ciągnę dwa łyki. W smaku jest lekkie, kwaskowato-gorzkawe, bez jakiś wyraźnych motywów smakowych. Owszem, lekka dymność, owszem, jakieś rozwodnione cytrusy. Ale szału i zachwytu z pierwszych spotkań z Bernardyńskim nie widać zupełnie. Ot, się porobiło.

Darz Bór (14 Blg, pasteryzowane) – najpierw maliny, sok z malin, herbata z sokiem malinowym. Po ułamku sekundy nozdrza uderza wędzonka, dymność. W tle troszkę niepokojących akcentów zbutwiałego drewna, ale jakoś specjalnie nie przeszkadzają na dłuższą metę. Smak jest pełny, przyjemnie owocowy – są to suszone, bądź wręcz wędzone owoce. Słodycz jest w dziesiątkę, nieprzesadzona. Jakieś akcenty ziołowe. Wszystko ułożone w przyjemną, harmonijną całość. Gdzieś na końcu pojawia się delikatna goryczka, stanowiąca jakby klamrę, zakończenie etapu smakowania piwa.

Dzisiejszy, absolutnie jednogłośny ranking wygląda następująco. Na czele stawki Darz Bór, potem spora przerwa, pustka jakaś taka. Na drugim miejscu Cyrulik. Brąz zdobywa Siwy Miś, a Bernardyńskie, które właściwie powinno zostać zupełnie zdyskwalifikowane za swój ekskrementalny aromat, ciągnie się w ogonie. Podkreślić trzeba, że poza Darz Borem i Cyrulikiem (choć i tu są pewne wątpliwości), dzisiejszych piw pić się nie dało. A już gdyby chcieć je pić z przyjemnością… W zlewie wylądowała większość Grodziskiego i jedna trzecia Misia. No naprawdę nie dało się tego dopić. W najbliższym czasie zamierzam kupić jeszcze jedną butelkę Grodziskiego i dać mu kolejną szansę. Być może ten egzemplarz, ta konkretna butelka przeszła jakieś traumatyczne przeżycia w drodze pomiędzy browarem, a naszą lodówką. Chcę wierzyć, że to tylko wypadek.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz