sobota, 17 października 2015

Prawie same stouty



275. Górnik (Browar Miedzianka) 5,5%
276. MILCoffeeL (Reden) 5%
277. Scottish Oat Stout (Belhaven) 7%
278. Dobry Wieczór (Pinta) 4,5%
279. Turbo Geezer (Kingpin) 8,3%

Dzisiaj na ciemno i okołostoutowo. Właściwie to same stouty plus Górnik z Miedzianki, dla którego w najbliższym czasie najpewniej nie znajdziemy konkurencji w stylu rauchbier, więc dorzuciliśmy go do stoutów. A i wśród tych pewna rozbieżność stylowa – jest coffee milkstout (MILCoffeeL), są oat stouty (Belhaven i Dobry Wieczór), jest nawet double Irish espresso stout (Turbo Geezer). Czterech zawodników z Polski, z polskich kraftów, i jeden ze Szkocji. W stosunku do Turbo Geezera mam spore oczekiwania – człowiek, który je robi jest naprawdę świetnym bloggerem, bodaj jedynym w polskich internetach, którego da się czytać z przyjemnością, i który wie o czym pisze.

W trakcie nalewania do szklanek, Turbo Geezer pokrył się nieśmiałą, nietrwałą, beżową pianą. Wkrótce prawie jej nie było, a do końca degustacji nie pozostał po niej nawet ślad, w tym na ściankach szklanki. Dobry Wieczór z Pinty wytworzył brązową, niezbyt obfitą pianę, która znikła natychmiast, zupełnie do zera. W szklance z Belhaven pojawiła się naturalna, stosunkowo trwała, beżowa piana. W MILCoffeeL piana zredukowała się niemal do zera w ciągu pół minuty. Na Górniku przyzwoita, beżowa piana dość szybko opadła do cieniutkiej warstwy. Jak się jednak okazało, była ona najtrwalsza z całej dzisiejszej piątki.

Górnik (13,4 Blg, IBU 33) pachnie wędzonką, kawą, wyprawioną skórą, zawiera akcenty spalenizny podczas świniobicia, gdy opalana jest sierść świnki i podjada się trochę skóra i tłuszcz. Jakieś akcenty jodowe, morskie. Wędzony żółty ser. Trochę nutek jakby prosto ze świeżo otwartej paczki solonych krakersów. W smaku jest lekkie, raczej wytrawne, z akcentami wędzonki, wędzonego sera. Po chwili pojawiają się nutki suszonych śliwek, gruszek, odrobina gorzkiej czekolady, kawy.

MILCoffeeL Coffee Milkstout (16 Blg, IBU 32, niefiltrowane, niepasteryzowane) – etykieta twierdzi, że jest to „wariacja na temat stylu, jakim jest milkstout. Specjalnie do tego celu sprowadziliśmy z Brazylii kawę Arabica, delikatnie paloną w małej rzemieślniczej palarni kawy w Katowicach. Feel the moc brazylijskiej coffee z Milco.” Na dobrą sprawę, już w tym momencie powinienem dać sobie spokój z piciem tego piwa. Naprawdę, odrobina szacunku dla samego siebie. A jednak… W aromacie naturalna, czarna kawa, jakieś słodkie akcenty, coś jak czarne, kawowe karmelki. Po chwili jakieś świeże, zielone akcenty roślinne – jakby aromat świeżo ułamanej łodygi tataraku, świeżych buraków cukrowych. W smaku jest zgodnie z obietnicą na etykiecie – jest to piwo o smaku kawy z mlekiem, zakończonym nieprzyjemną goryczką o charakterze roślinnym – mlecz, tatarak. Nic tu ciekawego się nie dzieje. Do ulubionych go sobie nie wpiszę.

Scottish Oak Stout w aromacie ma owoce jarzębiny, powidła śliwkowe, melasę, tylko odrobinę kawy, palony słód, nieśmiały akcent gumy arabskiej i lukrecji. W smaku jest bardzo gładkie, przyjemne. Jest słodko i kawowo. Kremowo, może nawet śmietankowo. Jest przyjemna spalenizna, a zabawę kończy niezbyt intensywna goryczka.

Dobry wieczór Oatmeal Stout (13,1 Blg, IBU 32, pasteryzowane, niefiltrowane) pachnie przyprawą maggi, spalonym (nie palonym, nie prażonym) zbożem, Po chwili, jak już dość nieprzyjemny i intensywny aromat przyprawy się ulotni, pojawia się trochę toffi, prażony, skarmelizowany miód, oblany mleczną czekoladą (ktoś zna batoniki Crunchie?). Robi się przyjemnie. W smaku jest nieprzyjemnie. Od samego początku kubki smakowe atakuje jakaś kwaśna gorycz o charakterze roślinnym – jakby wgryźć się w łodygę jakiejś rośliny, na przykład kukurydzy. Plus chlust kranówki prosto w gardło. Obrzydlistwo pierwszej wody. W smaku nie dzieje się nic – w momencie nabierania tego czegoś do ust robi się nieprzyjemnie, wodniście-kwaśno, a potem jest… dalej tak samo.

Turbo Geezer Double Irish Espresso Stout (19,1 Blg, niefiltrowane, pasteryzowane) w aromacie ma przede wszystkim akcenty palonego denaturatu podczas opalania drobiu po oskubaniu z pierza. Łącznie z akcentami palonych resztek owego pierza. Domyślam się, że to jest to, co miało się kojarzyć z aromatem podwójnego espresso. Chyba nie wyszło. Zobaczymy, może Turbo Geezer potrzebuje chwil paru by się otworzyć. A może za bardzo je schłodziliśmy. Poczekamy, jesteśmy cierpliwi. Ostatecznie, jeśli piwowar wrzucił w to coś tyyyyle składników (na etykiecie wymieniono ich całe setki, w tym wanilię burbońską, cukier kandyzowany i płatki dębowe whisky(???)), to coś dobrego musiało z tego wyjść. No po prostu musiało. Z czasem rzeczywiście, aromat ewoluuje w stronę czarnej, mocnej kawy z dodatkiem bodaj amaretto. Plus spalenizna i pożoga. Spalone zboże, spalona słoma, spalony karmel. Piwo pachnie tak, jakby nawet wodę użytą do jego warzenia najpierw spalono, a dopiero potem wlano do kadzi. W smaku jest słabo. Turbo Geezer jest wodnisty, z akcentami naprawdę kiepskiej jakości, taniej kawy rozpuszczalnej – słowem, kwas i chemia. Drewniana cierpkość, nieprzyjemny akcent alkoholu. Ogółem, smakuje jak naprawdę słabej jakości, zwietrzała gorzka czekolada w płynie. Plus alkohol. Albo zwietrzałe, stare, marnej jakości czekoladki z likierem.

Ranking znowu jednogłośny. Wygrywa Górnik, na drugim miejscu plasuje się Belhaven, na trzecim Turbo Geezer. Poza podium wylądowały MILCoffeeL i Dobry Wieczór, przy czym przepaść między czwartym a piątym miejscem jest wręcz galaktyczna. Pinta powinna umieszczać na etykietach swoich piw drukowane ogromnymi literami przeprosiny za to, że nie potrafią robić piwa, a mimo to każą sobie za nie płacić, oraz zapewnienie, że bardzo się starają i regularnie pogłębiają swoją piwowarską wiedzę, a także ćwiczą umiejętności. Naprawdę, jeśli kiedyś znajdę piwo z Pinty, które będzie dobrze smakowało...

Z ostatniej chwili. Już pod koniec tej degustacji zajrzałem tu i ówdzie w internety i dowiedziałem, że się laureat trzeciego miejsca u nas, Turbo Geezer, dostał dziś złoty medal na odbywającym się właśnie Warszawskim Festiwalu Piwa. Aż strach bierze na myśl jak musiała smakować konkurencja.

3 komentarze:

  1. Witam. Gwoli ścisłości Turbo Geezer zdobył złoty medal w Ustroniu na konkursie Golden Beer Poland w kategorii ciemne ale. Startowało 6 piw: http://www.agroindustry.pl/wp-content/uploads/2015/10/GBP_WYNIKI_na_WWW.pdf
    Na Warszwskim Festiwalu Piwa był organizowany konkurs piw domowych i laureatem został Łukasz Kubicki piwem w stylu American Barley Wine. Wiadomość zła dla Pana: zwycięskie piwo zostanie uwarzone razem z browarem Pinta.
    Poza tym na rzeczonym festiwalu był lany na kranie Kingpina Turbo Geezer leżakowany w beczce po burbonie.
    Pozdrawiam,
    Grzegorz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój błąd, nie doczytałem. Wiadomość wpadła mi przy okazji różnych relacji z Warszawskiego Festiwalu Piwa.
      Wiadomość o planach warzenia zwycięskiego American Barley Wine we współpracy z Pintą jest mi znana. I wcale nie jest to ani dobra, ani zła wiadomość. Najprawdopodobniej i tak po nie nie sięgnę, chyba że przypadkiem, niechcący. Jednak może to być dobra wiadomość dla Pinty. Skoro to taka dobra, nagradzana receptura, to może wreszcie uda się im uwarzyć smaczne piwo. Byłby to dla nich kamień milowy, moim zdaniem. Byłaby to tym samym dobra wiadomość dla całego światka piwoszy w Polsce. Wbrew pozorom, jak dotąd, Pinta, Reden, Kraftwerk i im podobni robią wszystko, by zniechęcić szerokie rzesze do wszystkiego, co pochodzi spoza koncernów.

      Przy okazji, zachęcam do lektury dawno przeterminowanego wstępu do niniejszego bloga, który ukaże się dosłownie lada chwila. Być może wyjaśni on choć trochę moje podejście do piwa w ogóle, piwnej rewolucji i pewnych niepokojących zjawisk w polskim krafcie.

      Usuń
  2. No cóż, należy pogratulować nagrody. Widać szanowne jury stwierdziło, że złoty medal jest zasłużony. U nas Turbo Geezer nie cieszył się poklaskiem, ale notki są subiektywne, jak to rzeczone zostało w nagłówku bloga.

    OdpowiedzUsuń