czwartek, 22 października 2015

Słów brak, ale...



292. Dziwok Summer Ale (Kraftwerk) 5,2%
293. Wrężel Summer Ale (Wrężel) 5%
English Pale Ale (Primátor) 5%

Zmęczeni nieco przygodami z pszenicznymi piwami z dwóch poprzednich sesji – a właściwie zmaganiami z obecnym w większości z nich „duchem kraftu” – postanowiliśmy wypłynąć na spokojne wody, w jakąś krainę piwnej łagodności. Wybór stylu angielskich pale ale wydał się nam jak najbardziej słuszny, tak więc postawiliśmy na stole dwa piwa oznaczone jako summer ale (Dziwok i Wrężel Summer Ale) oraz gościa z Czech, uwarzone w nachodzkim browarze Primátor English Pale Ale. Nie do końca to samo, ale z tej samej rodziny. Powinno być dobrze.

Każde piwo ma inny odcień – od najjaśniejszego, ciemno-słomkowego (Wrężel), przez słabą herbatę (Dziwok) do bursztynowego (Primátor). Wrężel i Dziwok są niefiltrowane, co widać na pierwszy rzut oka – zwartość szklanek jest mętna, a Wrężel przypomina wręcz wyglądem piwo pszeniczne. Primátor jest jedynym piwem filtrowanym w tym zestawie, czego znowu nie da się ukryć. Wszystkie trzy podczas nalewania wytworzyły przyzwoitą, naturalną, oblepiającą ścianki szklanek pianę, przy czym wydaje się, że w Primátorze jest ona najtrwalsza.

Dziwok (12,5 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane, warzone w Browarze Rzemieślniczym Jan Olbracht w Piotrkowie Trybunalskim) pachnie watą cukrową, zbożem, chmielem. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie jakiś niepokojący akcent zatęchłej, zagrzybionej łazienki, mokrych ręczników, gnijącego filcu w tle. Nie jest to akcent dominujący, ale od chwili gdy został zlokalizowany, nie pozwala cieszyć się pozostałymi. Z czasem, wraz ze wzrostem temperatury, na jaw wychodzą akcenty grapefruitowe i ona zaczynają dominować aromat piwa. Jednak filcowa stęchlizna ma się dobrze. W smaku jest wodniste, płaskie, chmielowe. Nie dzieje się nic. Jak w polskim filmie. Podgoryczkowana woda i nic więcej. Gdzieś daleko w tle, wysiłkiem woli chyba bardziej niż zmysłem smaku, wyczułem wreszcie pewną zbożowość. I całe szczęście, bo już miałem zakładać sobie na nos klamerkę – aromat starego, zbutwiałego ręcznika robi się nieznośny również podczas smakowania.

Wrężel (12 Blg, IBU 42, pasteryzowane, niefiltrowane) pachnie cytrusami, zapoconą koszulką, a przynajmniej atmosferą przebieralni przy sali gimnastycznej. Nie żeby to jakoś bardzo przeszkadzało. Poza tym, solidna, słodowa baza. Z czasem aromat robi się mniej przyjemny, na jaw wychodzi leciutki paw (tak, wymiociny), całość pogrąża się w nieuporządkowaniu, wręcz chaosie. W smaku jest znowu rozczarowanie. Jest woda, długo, długo nic, a potem pojawiają się – dość sympatyczne, trzeba przyznać – akcenty delikatnych cytrusów (głównie cytryna), akcencik miodowy, coś zielonego, trawiastego. Echo słodu pojawia się gdzieś w dalekim tle. Goryczka, choć nie jest jakoś specjalnie nachalna, zalega na podniebieniu w sposób raczej mało przyjemny.

Primátor (pasteryzowane, filtrowane) w aromacie ma nutki syntetycznych owoców z galaretek cukrowych na tle przyzwoitej, wyraźnej słodowej bazy. Po paru chwilach pojawiają się również akcenty truskawek z kompotu. W smaku ma najwięcej ciała ze wszystkich smakowanych dziś piw – jest tam wyraźny, głęboki akcent słodu, akcenty owocowe (truskawki), jest odrobina chmielu, jednak wyważonego, rodzimego (jeśli można tak powiedzieć o czeskim chmielu). Nie jest to wybitne piwo, nie jest to bardzo dobre piwo, ale zdecydowanie nie jest to piwo złe, nie jest to kandydat do zlewu.

Kiedy aromat we Wrężel Summer Ale przerodził się w kiszonkę, moja lepsza połowa stwierdziła, że to draństwo coś takiego w ogóle ludziom sprzedawać. Mamy sobie dać z tym spokój, wylać resztę do zlewu – zaordynowała. I chyba miała rację. Gnijący w zatęchłej łazience ręcznik w aromacie Dziwoka i smak przegniłej cytryny w tymże przekonały mnie, że tak właśnie postąpić należy. I dać sobie z tym paskudztwem spokój.

Dzisiejszy ranking wygląda następująco (i jest jednogłośny) – pierwszego miejsca nie przyznano. Drugiego też nie. Na trzecim jest Primátor English Pale Ale. Nie przyznano żadnych innych miejsc – pozostałych zawodników zdyskwalifikowano za oszukiwanie konsumentów, że są piwami, podczas gdy to tylko popłuczyny, nieudolnie sklecone z wątpliwej jakości składników, dobranych w niewątpliwą całość bez jakości. A z piwem mają wspólnego tylko tyle, że ktoś bezczelnie na etykiecie użył tego słowa. I niech sobie wyznawcy kraftu mówią co chcą. Czekamy na pierwsze przeszczepy podniebienia. Wydaje się, że jest ogromne zapotrzebowanie. Nobel w dziedzinie medycyny gwarantowany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz