niedziela, 11 października 2015

Moc dzisiaj jest z nami

269. Gulden Draak (Brouwerij Van Steenberge) 10,5%
270. Komes Poczwórny Bursztynowy edycja jubileuszowa (Browar Fortuna) 10%
271. Piraat Triple Hop (Brouwerij Van Steenberge) 10,5%

Zima nadciąga, czas zainaugurować sezon grzewczy. A że słyszy się jakieś wieści o tym, jakoby przez braci Ukraińców, co to Putinowi gaz ponoć podbierają, u nas mogą być problemy, trzeba przetestować alternatywne metody grzewcze, w tym grzanie wewnątrzsystemowe. No i dlaczego nie za pomocą mocnego piwa. Dzisiaj postanowiliśmy zestawić trzy super-mocne – jak na mój gust – piwa. Dwa pochodzą z Belgii, a nawet z jednego browaru, jedno z Polski.

Wszystkie trzy piwa refermentują w butelce, tak więc czas spędzony z nami od momentu zakupu powinien tylko wyjść im na dobre. Gulden Draak i Piraat są z nami od czasu pamiętnej promocji na belgijskie piwa w Lidlu, czyli od drugiej połowy marca, czyli około pół roku. Komes natomiast kupiony został na przełomie roku, a nie wiadomo jak długo wcześniej stał w sklepie – nie jest to wszak najczęściej kupowane piwo. Założyć więc można, że odstał – to tu, to tam – jakieś dziesięć miesięcy. Oznacza to, że powinien już wyewoluować w kierunku obiecanej na kontretykiecie wytrawności i złożoności. Pity natychmiast po dokonaniu zakupu, w okolicach grudnia ubiegłego roku, wielkiego wrażenia nie zrobił, o ile mnie pamięć nie myli. Zobaczmy jak te trzy – niecałkiem przecież podobne – piwa poradzą sobie w starciu ze sobą.

Wszystkie trzy mają barwę głęboko bursztynową. Wszystkie trzy wytworzyły gęstą i obfitą pianę, która w przypadku Belgów opadła stosunkowo szybko, pozostawiając rozkoszne esy-floresy na ściankach szklanek. Piana Komesa nie była imponująca, jednak wydaje się najtrwalsza – równa i gęsta od dobrych paru minut.

Gulden Draak pachnie powidłami truskawkowymi, ciężkim słodem, karmelem, trochę drożdżami, trochę bardzo słodkimi rodzynkami. Aromat jest smakowity, apetyczny, aż prosi o spróbowanie. Zaskakująco, jak dla mnie, nie czuć alkoholu, co przy 10,5% to raczej wyczyn. W smaku jest ciężkie, słodkie, owocowo słodkie (słodkie, soczyste jabłka, gruszki), karmelowe. Odrobina lukrecji. W smaku już da się wyczuć moc tego potwora, ale jest to przyjemnie rozgrzewające doznanie, nie atak chamskiej gorzały na kubki smakowe. Smakowanie Gulden Draaka przypomina delektowanie się dobrym, gęstym, rozgrzewającym likierem, czy też ciężką, domowej roboty nalewką owocową. Bardzo przyjemne doznanie. Po paru chwilach całość robi się kremowa, deserowa, jeszcze bardziej przyjemna w smaku.

Komes Poczwórny Bursztynowy (19,5 Blg) w aromacie jest rzeczywiście wytrawny, oszczędny w szafowaniu nutkami aromatycznymi. Akcenty zbożowe, świeże. Tutaj też nie da się wyczuć potężnej, jak na piwo, mocy. W smaku jest lekki, zbożowy i owocowy – wczesne papierówki. Jest też lekko palony i jest to bardzo miła spalenizna. Coś trochę jak przypalony lekko słonecznik. Są też akcenty ziołowe. Na koniec pojawiają się lekkie nutki przypalonego karmelu i niejaka goryczka. Pojawia się też akcent alkoholowy, ale ten jest znowu bardzo przyjazny i nienachalny. Piwo bardzo wyważone w smaku, lekkie, przyjemne. Rzeczywiście idzie raczej w kierunku pewnej wytrawności, choć pewno jeszcze długa droga byłaby przed nim, gdyby nie nadejście zimnej jesieni. Po jakimś czasie, wraz ze wzrostem temperatury, w aromacie pojawiają się akcenty ziołowe – kolendra, rukola. Te same akcenty zaczynają dominować smak piwa. Robi się już mniej przyjemnie, wytrawność jest ziołowa, cierpka, piwo robi się płaskie, kwaśnie wręcz. Słabo. A nawet paskudnie.

Piraat, na pierwszy rzut nosa, ma aromat raczej nijaki. Lekka karmelowość, trochę nut alkoholowych. Nieco suszonych śliwek lub powideł śliwkowych. Bardzo jesienne piwo – jesienne owoce, przetwory owocowe, plus dym z ogniska na wykopkach. Po paru chwilach pojawiają się jakieś niefajne, fałszywe akcenty sztuczne, plastikowe. W smaku raczej ciężkie, owocowe, powidłowe, jeżynowe. Wyraźnie wyczuwalny alkohol, choć znowu nie jest to jakiś dokuczliwy element. Nieco akcentów korzennych – cynamon i gałka muszkatołowa. Do złudzenia przypomina śliwkowy grzaniec. Po paru chwilach raczej niewiele się tu zmienia – i to w aromacie i w smaku. Pojawia się jednak wrażenie, że opisywane wcześniej akcenty aromatyczno-smakowe są syntetyczne, mało naturalne, jak aromat kosmetyków kąpielowych. Smaku nie znam, nie próbowałem (tych kosmetyków, znaczy). W dalszym ciągu jednak jest to bardzo przyzwoite piwo.

Gdyby trzeba coś ocenić, ustalić ranking, kogoś nagrodzić, kogoś zganić, to dziś jesteśmy absolutnie jednogłośni. Wygrywa Gulden Draak. Potem przez jakiś czas nie ma nic, potem jest Piraat. I choć obydwoje kibicowaliśmy rodzimemu Komesowi, trzeba spojrzeć prawdzie w oczy – Komes zdobywa tylko brązowy medal.

P.S. Gdy następnego dnia wylewałem do zlewu resztki – tak się jakoś złożyło – Gulden Draak ciągle pachniał słodką przyjemnością, podczas gdy Piraat walił alkoholem, a Komes przybrał profil tekturowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz