poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Kraft - czy to się nie przepłaca?



503. Nieproszony gość (Browar Dukla) 4,6%
---. Pierwsza pomoc (Browar Pinta) 4,1%
504. Pilzner (Inne Beczki) 4,7%
---. Pilsner Urquell 4,4%
505. Trybunał Niefiltrowany Pils 5%
506. Perła Chmielowa Pils 6%
507. Namysłów Pils 6%
508. Miłosław Pilzner 5,4%

Jako się rzekło na samym wstępie tego bloga, nie jesteśmy piwnymi freakami, hopheadami, piwnymi rewolucjonistami. Ani nic z tych rzeczy. Najczęściej wręcz przeciwnie. Kupujemy piwo przy okazji regularnych zakupów, przy okazji wyjazdów, przy okazji gdy nadarzy się sprzyjająca okazja. Nigdy, bądź prawie nigdy nie wchodzimy do specjalistycznych sklepów z piwem, nie chodzimy regularnie do multitapów, nie chłoniemy amerykańskiego chmielu wszystkimi porami naszej skóry. Wychodzimy z założenia, że piwo jest napitkiem pospolitym, a dobrej jakości piwo powinno być dostępne tak, jak dostępne są ogórki, musztarda sarepska, czy mąka krupczatka. Nie zżymamy się na to, że tuż obok tych nielicznych przyzwoitych stoją na półkach również koncernowe koszmary piwopodobne. Bo to trochę tak, jakby zżymać się na deszcz, że pada. I że mokry. A jak nam Grupa Żywiec czy Kompania Piwowarska zaserwują coś nowego, to chętnie sprawdzimy ile to warte. Bez uprzedzeń i żachania się, że są słabi i w ogóle do bani. I niech oni wreszcie odważą się coś porządnego uwarzyć…

No właśnie. Zakupy. Jak człowiek kupuje, to czasem patrzy na cenę. Nie za długo, żeby się nie zdenerwować. Piwa kraftowe, które pojawiają się tu i ówdzie również w sklepach zachodzących i nam drogę od czasu do czasu, są zawsze droższe od koncerniaków. Przyjęło się przyjmować to do wiadomości bez szemrania – przecież lepsze surowce, przecież bardziej staranny proces produkcji, przecież mniejsza skala, i tak dalej. Słowem – za dobry produkt gotowi jesteśmy zapłacić nieco więcej. Po jakimś jednak czasie człowiek zaczyna się zastanawiać. Skoro w zdecydowanej większości kraftowe wynalazki lądują lub prawie lądują w zlewie, to jak to jest z tym naszym za to płaceniem? Koniec końców, to przecież nasza ciężko zarobiona kasa bulgocze sobie radośnie w kanalizacji. Pomyśleliśmy sobie, że może warto spróbować napić się w ciemno i spróbować przekonać się na własnym podniebieniu, czy przypadkiem sami siebie nie robimy w balona. Czy jeśli postawimy obok siebie kilka piw mniej więcej tego samego gatunku, a wśród tych kilku zestawimy piwa koncernowe, te pochodzące z browarów regionalnych i wyroby kraftowe – czy przypadkiem nie okaże się, że przepłacamy, cholera jasna! No bo jeśli za koncerniaka trzeba dać około trzech złotych, za regionalne pod piątkę, a za kraft nawet w okolicach dychy (no dobra, w Tesco 8-9 zł), a okaże się, że te tańsze wcale nie gorsze niż te droższe – to po co przepłacać (jak powiedział pewien mędrek w reklamie proszku do prania).

W najbliższym czasie zrobimy więc sobie kilka testów na ślepo. Postawimy obok siebie piwa z różnego rodzaju browarów i zobaczymy co z tego wyniknie. Na początek bardzo niekraftowy gatunek – pils. Mamy 8 różnych piw, każde z innego browaru, każde inaczej warzone. Nalewamy je do szklanek, mieszamy, próbujemy, oceniamy, rankingujemy, a potem sprawdzamy co jest co i wyciągamy wnioski. Również te na przyszłość, portfelowe w charakterze. Powyższe zdjęcie wykonane zostało długo przed wiwisekcją zawartości butelek i nie ma żadnego związku z kolejnością smakowania.

W dalszej części wpisu posługuję się numerkami zamiast nazw piw, a co który numerek oznacza okaże się zupełnie na końcu. Mam nadzieję się nie pomylić, nie narazić na szwank rzetelności wyników. No i – co ważne – odkładamy na bok naszą milion razy wyrażaną tutaj niechęć do kraftu. Bo co będzie, jeśli okażą się lepsze? Cholera, bez dalszego gadania lejemy, oceniamy, wąchamy, smakujemy.

Piana najszybciej zredukowała się – niemal do zera w szklankach 2, 3, 4 i 7. Piwa nr 1, 5, 6 i 8 pokryły się pianą dość trwałą, drobno- i średniopęcherzykową. Największy ubytek piany – niemal zupełnie do zera krótko po nalaniu w szklance nr 3. W barwie piwa różniły się od siebie o co najwyżej pół odcienia. Najciemniejsze i najmniej klarowne było piwo nr 5.

Piwo nr 1 pachnie karmelową herbatą, trochę jak roibos. Akcenty śmietankowe, toffi. Trochę chmielu, sporo zbożowości. Znowu bardzo przyjemny, pełny aromat. W smaku kremowe – ni to śmietankowe, ni karmelowe. Goryczka chmielowa bardzo zgrabnie równoważy słodkie akcenty toffi i karmelu, ale nawet nie próbuje niczego dominować. Fajna harmonia na podniebieniu. Aż szkoda, że na finiszu pojawia się jakaś tekturowa, zakurzona cierpkość, pustość.

Piwo nr 2 ma aromat lekko słodkawy, czuć w nim tylko odrobinkę chmielu. Poza tym, właściwie standardowa wodnistość. W smaku minimalna słodycz, lekkie akcenty owocowe (brzoskwinie), brak chmielu i goryczki niemal totalny. Poza tym, gładkie, stonowane, płytkie. Piwo, do którego wracać się nie chce.

Piwo nr 3 – w aromacie znowu lekkie bajoro i bagno, ale nad nim unosi się bodaj najprzyjemniejszy, najbardziej naturalny, jak dotąd, chmiel. Tym bardziej, że bagniste akcenty dość szybko się ulatniają. W smaku wyraźna goryczka, ziołowość, pod którymi ukrywa się przyjemna zbożowość. Piwo nie zachwyca, jednak zdecydowanie nie jest pozbawione charakteru, wyrazistości. Przyjemne, nawet eleganckie, rzec można, choć bardzo ascetyczna ta elegancja.

Piwo nr 4 – głąb kapuściany na pierwszy niuch, ale po chwili już jest przyjemnie zbożowo. Chociaż nie, na trzeci niuch jest tam jakaś pietruszka, seler, pełne włoszczyznowe paskudztwo. Po chwili się to jednak ulatnia i pozostaje tylko zbożowość, wcale nie nieprzyjemna. W smaku jest znowu przede wszystkim woda. Woda podprawiona dość przyjemnie akcentami zbożowymi. Niewiele w nim się dzieje, obecność chmielu przejawia się tylko w postaci lekkiej ziołowości, delikatnej goryczki – zdecydowanie jednak chciałoby się jej tutaj trochę więcej. Ogólnie nie jest złe, choć pozostawia lekki niedosyt.

Piwo nr 5 – w aromacie rozgrzany słońcem drewniany pomost, świeże siano z zachwaszczonej, zapuszczonej łąki. Generalnie, pachnie wakacjami. Smak jest pełny, owocowy – świeża truskawka, niedojrzałe gruszki ulęgałki. Straszna szkoda, że chmiel dobrany do tego piwa zupełnie nie współgra z akcentami piwa – wisi gdzieś nad smakiem zasadniczym, ma się do niego nijak, jakby odgrywa zupełnie inne przedstawienie usiłując wprosić się na tę samą scenę. Bardzo nieuporządkowany smak, a szkoda, bo piwo ma potencjał.

Piwo nr 6 pachnie lekko chmielowo, poza tym słód. Odrobina ziołowości i lekko trąci zgnilizną. Aromat raczej mało apetyczny. W smaku gorzkie, dosyć chmielowe, lekko ziołowe. Pod tymi chmielowo-ziołowymi akcentami – woda. Bardzo płytkie, cienkie piwo.

Piwo nr 7 – w aromacie bagniste bajoro i palony plastik. Bardzo mało przyjemne. W smaku jest przede wszystkim kwaśne i siedzi w nim ta plastikowa paloność. Jest zdecydowanie bardziej wysycone CO2, co trochę mu pomaga, ale nie ratuje przed zlewem w naszej kuchni. Po drugim łyku już wiadomo – tutaj jedynie bąbelki na języku robią jakąś robotę. Masakrycznie cienkie piwo.

Piwo nr 8 pachnie czekoladowo, jak lody kakaowe, po czym dość przyjemny, ciepły słód. Jak dotąd, najbardziej pełny, przyjemny aromat. W smaku nieco kakaowo-czekoladowej słodyczy, troszkę nutek palonych, żywicznych, ziołowych. Początkowo zapowiada się świetnie, najlepiej z całej stawki, jak dotąd, ale kończy się czystym smakiem mleczu – cierpkość i gorycz, które przesłaniają wszystko. Bardzo niefajne piwo, bardzo niefajne. A zapowiadało się tak dobrze…

Już podczas smakowania nietrudno odgadnąć niektóre piwa. Nawet jeśli odgadnąć by się nie dało, jasno widać (i czuć), wiadomo które są kraftowe, które na pewno nie. A my je wąchamy, siorbiemy, mlaskamy, cmokamy. Najczęściej jednak krzywimy się, niestety. Z jednej strony na płaskość tych, które ewidentnie pochodzą z koncernów, z drugiej – na nieporadność recepturową, niepoukładanie i zmarnowany potencjał tych ewidentnie kraftowych. A może się mylimy? Ha, człowiek ani by się spodziewał jak bardzo w odbiorze smaku pomaga mu etykieta, podany na niej skład, informacje dodatkowe. Jednak sami chcieliśmy. Ustawiamy ranking i wreszcie sprawdzamy kto jest kto.

Mój ranking wygląda następująco:
5, 1, 4, 3, 6, 2, 8, 7 – choć tak naprawdę, moim zdaniem tylko cztery pierwsze piwa nadają się do picia, a pierwsza trójka z niemałą przyjemnością. Na pozostałe już dłużej patrzeć nie chcę.

Ranking najlepszej piwoszki świata, z kolei, wygląda tak:
1,  4, 5, 8, 2, 3, 6, 7

Różnimy się nieco w ocenach, jak widać, choć bywało nieraz gorzej. Dyskutujemy jeszcze przez chwilę, zanim sprawdzimy co za piwko w której szklance, próbujemy się nawzajem przekonać, ale każde pozostaje przy swoim. Spisujemy protokół rozbieżności.

Oto nasze dzisiejsze piwka:

1. Pierwsza pomoc, Browar Pinta – 10,5 Blg, 4,1% vol., IBU 33, uwarzone w Browarze Zarzecze w Pietrzykowicach, pasteryzowane
2. Namysłów Pils – „dla tych, co się znają”, 12 Blg, 6% vol., pasteryzowane
3. Pilsner Urquell – 11,8 Blg, 4,4% vol., pasteryzowane
4. Trybunał  Niefiltrowany Pils – 10,1 Blg, 5% vol., pasteryzowane, niefiltrowane
5. Nieproszony gość, Browar Dukla – niepasteryzowane, niefiltrowane, 12,5 Blg, 4,6% vol. – zero ściemy na etykiecie (nie podają jaki chmiel, jaki słód, itp. – wszystko do znalezienia na stronie browaru)
6. Miłosław Pils – chmielone na zimno, 12,2 Blg, 5,4% vol., m.in. chmiel aromatyczny z rodziny Golding, pasteryzowane
7. Perła Chmielowa Pils – 6% vol., pasteryzowane, chmiel lubelski – „to dzięki niemu Perła Chmielowa ma tak doskonały smak i unikalny aromat”
8. Pilzner Bohemian Pils, browar Inne Beczki, 12 Blg, 4,7% vol., pasteryzowane, niefiltrowane, odrobina słodu żytniego w zasypie, chmiel Saaz, uwarzono w Browarze Zodiak koło Kłodawy.

No i co się okazuje? Po pierwsze, trzeba głośno odszczekać wszystko zło, które się powiedziało o Pincie. Ich Pierwsza pomoc w zestawieniu z innymi pilsami okazuje się aż nadto dawać radę. Po drugie, jednak wygrywa kraft, co z przykrością niemałą przyznać muszę. W obydwu rankingach w pierwsze czwórce co najmniej dwa piwa to krafty. A nawet trzy. Po trzecie, nie dziwi zgodnie ostatnia pozycja Perły – Boże co za sik! Nigdy wcześniej tego nie piłem i nigdy więcej nie mam zamiaru. Honoru regionalnych broni dzielnie Trybunał. Miłosław nie zaskoczył w żadną stronę. Rozczarował Pilsner Urquell. Tym bardziej, że jeśli wziąć pod uwagę kryterium, które nas skłoniło do takiego porównania, czyli cenę, to cóż, nie ma oczywistych odpowiedzi – Pilsner Urquell kosztował 4,99 zł, podczas gdy Pierwsza pomoc Pinty tylko złotówkę drożej (zakupy robione w tym samym sklepie). Wygrywa bezapelacyjnie Trybunał, który kosztował tylko 2 zł za buteleczkę 330 ml, a który znalazł się w pierwszej trójce obydwu rankingów.

Jedno jest pewne, spodobała się nam ta zabawa, jeszcze ją powtórzymy z innymi gatunkami.

4 komentarze:

  1. Brakuje jednej bardzo ważnej pozycji. Pilsa manufakturowego z Jabłonowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa... Nam też go brakowało. Podobnie jak Prażubra. Ale nie można mieć wszystkiego ;-)

      Usuń
  2. Witam,
    mam uwagę odnośnie cen piw. Piwa zazwyczaj kupuję w sklepie specjalistycznym, bądź w monopolowym gdzie mają krafty (okolice Chorzowa, Katowic i Bytomia). Jestem przerażony jak tesco (i inne hipermarkety też zresztą) winduje ceny. Pinta pierwsza pomoc kosztuje w sklepie 4,50 w tesco 5,99 (promocja ostatnimi czasy skreślone 6,99 i tylko 5,99). Piwo z Kormorana 1na100 w tesco 5,89 a w sklepie 3,50. Wczoraj w tesco pojawił się pils marynka z wąsosza za 5,50. Ja w sklepie płace za to ok 3,50.
    pozdrawiam
    artur996

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! No i wyszło, że nie kłamię mówiąc o tym, że nie poluję na piwo w sklepach specjalistycznych. ;-) Trochę to dla mnie zaskoczenie, bo wydawało mi się, że w hipermarketach z definicji będzie taniej. Okazuje się, że niekoniecznie. Dzięki za cynk, będę musiał się rozejrzeć za innym źródłem zaopatrzenia.

      Cholera, i cała filozofia jak krew w piach... ;-)

      Usuń