piątek, 19 sierpnia 2016

Gekon szuka kumpli



522. Szemesz Sesyjne IPA (Browar Golem) 3,7%
523. Cajaneiro Session IPA z owocami caja (Kingpin) 4,7%
524. Little Molly Session IPA (Doctor Brew) 5%
525. The Green Gecko IPA No 2 (Hatherwood/Marston’s) 5%

Nie tak dawno narzekałem, że jedna z moich ulubionych sieci handlowych poczuła się już tak pewnie na rynku, że przestała się podlizywać klientom i potencjalnym klientom zjawiskowymi czasem (a już na pewno niebywałymi cenowo) ofertami piwa z różnych zakątków świata. Jakież było moje zdziwienie, kiedy jakiś tydzień temu wszedłem do Lidla w Mrągowie i zobaczyłem dopiero co ustawione zgrzewki i kartony z angielskim i szkockim piwem. A że byłem na wakacjach, to intensywność spożycia napojów miłych znajdowała się w górnej strefie stanów wysokich, więc jak znalazł. Nie żebym narzekał – pod oknem mojej kwatery w Mikołajkach miałem dwa sklepy z bardzo szeroką ofertą świeżusieńkich piwek z Kormorana w nadspodziewanie przystępnych cenach. Jednak Kormoran był, jest i będzie, a już takiego palca biskupa znowu możemy nie uświadczyć przez kolejny rok. Trzeba się więc nachłeptać.

Natychmiast w Internecie pojawiły się opinie znawców piwa, jakoby to piwa te niczego nie urywały, sprzedawane były w skandalicznych bezbarwnych butelkach, a w ogóle to co to jest, takie angielskie piwo… No i racja, niczego nie urywają, bo niby jak mają urywać? Oferta Lidla to najbardziej standardowy standard brytyjskich piw, żadne tam cymesy. Ot, takie ichnie Tyskie, Żywiec i Warka. I daj nam Boże, by nasze koncernowe sikacze tak smakowały, jak tamto. Ale fakt, niczego nie urywają specjalnie.

Wśród niedawnej oferty lidlowej moją uwagę przykuły dwa – lager Scottish Charger i IPA The Green Gecko No 2. Pierwsze od razu sobie odpuściłem – lager o zawartości alkoholu 9% to jednak spore nieporozumienie. A jeśli komuś opłaca się go sprowadzać z tej Szkocji do Polski i sprzedawać po 2,99 za puszkę, to ja nie jestem ciekaw jak smakuje. Odpuściłem. Natomiast gęba mi się uśmiechnęła na IPA. Przypomniałem sobie moją niedawną wizytę w Edynburgu i pierwsze-lepsze IPA, które sobie zaordynowałem do obiadu na Grassmarket. I ono smakowało! Odżyła nadzieja na to, że jednak gdzieś na świecie są piwowarzy, którzy wiedzą jak ma smakować IPA, potrafią wyważyć proporcje, dobrać składniki, z niczym nie przesadzić. No i jak zobaczyłem tego gekona w Lidlu, to poczułem chęć nieprzepartą. Jeszcze tego samego popołudnia widziałem, że Green Gecko daje radę. I znowu – nie żeby to był jakiś kosmiczny wynalazek. Nic z tych rzeczy. Po prostu, konkretnie przygotowane, przyzwoicie uwarzone piwo. Uwarzone przez kogoś, kto wie jak przyzwoite piwo ma smakować, ale niekoniecznie ma ambicję zdobycia piwnego szczytu świata tą akurat warką.

No dobra, pomarudził. Uznałem, że jedynym odpowiednim towarzystwem dla lidlowego gekona będą piwa w stylu session IPA – i to ze względu na zbliżoną zawartość alkoholu, jak i spodziewaną powściągliwość w chmieleniu. Dlatego też na stole dzisiaj pojawiły się piwa nie całkiem może z tej samej półki, żeby nie powiedzieć beczki, ale takie, które mogą dać obraz jak angielskie IPA ma się do naszych kraftowych wynalazków. Dobór jest znowu – jak zwykle u nas – przypadkowy. Na stole pojawiły się te session IPA, które akurat w ostatnim czasie były dostępne w sklepach, gdzie zwykle robimy zakupy. I zupełnie przypadkiem są to piwa robione przez browary, którym jeszcze nigdy nie udało się nas zachwycić. I to lekko powiedziane. Wyroby Doctor Brew omijam szerokim łukiem od pewnego czasu, gdyż zwyczajnie spośród próbowanych kilku w żadnym nie zobaczyłem dna szklanki. Za to zlew opił się do nieprzytomności. Kilka próbowanych dotąd piw od Kingpina pokazało (ale tylko mnie, jakoś piwowarzy Kingpina nie chcą tego zauważyć), że kombinowanie z dwoma tuzinami różnych składników – słodów, chmielów, dodatków – nie ma prawa wyjść na zdrowie piwu. Więc i tu z pewną taką nieśmiałością wrzuciłem do koszyka ichnie Cajaneiro. Co do Browaru Golem, to wypiłem dotąd może trzy ich piwa – i za żadnym razem nie zapiałem z zachwytu. Wyglądać to więc może na wielką antypolską, lewacką konspirację, mającą na celu wykazanie jacy słabi są polscy kraftowi piwowarzy. Jeśli komuś tak to wygląda, to niech sobie ma, co ja mu będę tłumaczył?

No i dobra, wszystko wyjaśnione, tak więc czas odkapslować i przelać przez spragnione gardło. Ale najpierw do szklanek. Mamy dzisiaj dość spory rozrzut jeśli chodzi o barwę piw. Najjaśniejsze jest Little Molly, a przy mętności wynikającej z braku filtracji, przypomina nieco z wyglądu piwa pszeniczne. Cajaneiro to już przyzwoity bursztyn IPA, Szemesz jest pół tonu ciemniejsze, a zupełnie ciemne, niemal mahoniowe jest Green Gecko. Również piana na gekonie jest beżowa, podczas gdy na pozostałych piwach biała lub bliska bieli. Piana na Szemesz niemal nie wystąpiła w ogóle, a w każdym razie zniknęła w kilka chwil po nalaniu piwa do szklanki. Pozostałe trzy pokryły się przyzwoitą i w miarę regularną pianą. Tę konkurencję wygrało Little Molly.

Dobra, Dość gadania. Wąchamy, pijemy.

Szemesz Sesyjne IPA Single Malt and Single Hop (10 Blg, IBU 50, pasteryzowane, niefiltrowane, chmiel Chinook, słód Wiedeński, warzone w Browarze Czarnków) – w aromacie ananas, mango, frezje i jaśmin. I mnóstwo karmelu. Z czasem karmel przechodzi w karton. Generalnie mało wyraziście, harmonii w tym żadnej. Rokuje słabo. Smak jest lekki, żeby nie powiedzieć wodnisty. Natychmiast pojawiają się zaskakująco agresywne nuty goryczki i kwasu chlebowego. Powiedzieć by można, że to nowofalowo nachmielony podpiwek. Akcenty kawy, karmelu, gdzieś może jedynie echo jakichś owoców. Goryczka rozbudowuje się i zostaje na dłużej. Piwo słabe, w kierunku kiepskie.
Ocena: DO ZLEWU

Cajaneiro Session IPA z owocami caja (11,5 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane, warzone w Browarze Zarzecze) – w aromacie czarna herbata, białe grapefruity, nieco palonego zboża. Z czasem wychodzi bagienko. Płaskie to, zupełnie bez polotu. Smak jest pełny, owocowo-słodki, goryczka zdecydowanie lepiej dobrana niż w poprzednim piwie – robi swoje, okopuje się na flankach ale jakoś specjalnie nie dominuje. Smak bez porównania lepszy niż to, co sugerować mógłby aromat. Gdzieś w tle rzeczywiście pojawia się jakiś nieznany mi akcent owocowy – pewno to ten śliwiec mombin (aka caja), którego osobiście poznać nie było mi nigdy dane. Nieźle złożone, w miarę zbalansowane w smaku piwo. Trochę za dużo goryczy, która z czasem oblepia podniebienie i zalega tam nieprzyjemnie, ale poza tym, nie jest źle.
Ocena: JAKOŚ JE ZMĘCZĘ

Little Molly Session IPA (12 Blg, IBU 50, niepasteryzowane, niefiltrowane, warzone w Browarze Bartek) – w aromacie trochę żywicy, mnóstwo intensywnych grapefruitów, nutka mokrej szmaty na zmywaku. Z czasem szmata się ulatnia, a pozostaje głównie dość przyjemny aromat cytrusów i odrobina ananasa. Może nie będzie źle? Smak jest lekki, orzeźwiający, bardzo przyzwoity. Jest w nim bardzo przyjemna łagodność słodowo-owocowa, tylko subtelnie, naprawdę delikatnie skontrowana bardzo wyważoną, żywiczną goryczką. No fajne piwo, naprawdę.
Ocena: JESZCZE RAZ TO SAMO

The Green Gecko IPA No. 2 (13 Blg, pasteryzowane) – w porównaniu z poprzednimi piwami, niemal nie czuć w nim chmielenia. Jest tu sporo słodu, mnóstwo karmelu, rodzynek. Jest guma arabska, jest kalarepa. Odrobina kawy. Delikatne akcenty skórek cytrusowych. Smak jest pełny, pozbawiony goryczkowego szaleństwa, karmelowo-słodowo-kawowy. Czysta kraina łagodności w ciepłych, beżowo-brązowych odcieniach. Jest tu też wanilia, kolendra, miśki Haribo, coca-cola, zielone jabłka.
Ocena: JESZCZE RAZ TO SAMO

Ranking, znowu dzisiaj jednogłośny:

1. Little Molly
2. The Green Gecko
3. Cajaneiro
4. Szemesz

No i gdyby mi ktoś powiedział, że ja kiedyś pochwalę piwo Doctora Brew… Co też człowiekowi po stole chodzi i do szklanek się wlewa! Uczciwie i bez uprzedzeń powiedzieć trzeba, że Little Molly naprawdę zasłużyło sobie na najwyższe pochwały. Gekon dał radę, jak się spodziewano. Pozostałe dwa nie zaskoczyły jakoś specjalnie. Tak czy owak, lecę do Intermarche, może tam jeszcze znajdzie się chociaż jedna butelka Little Molly.


3 komentarze:

  1. Witam,
    w lidlu pojawiły się piwa i to dobre. Rok temu biskupi palec mi nie smakował, w tym roku smakuje bardzo. Spitfire też daje radę. Rok temu dawał bardziej. Green Gecko muszę skosztować. Piwa od Dr Brew odpuściłem sobie ponad rok temu gdyż nie dałem rady wypić kilku wynalazków, ale po tej zachęcie może zakupię te little molly. Cajaneiro piłem na festiwalu w Katowicach i raczej wtedy rozczarowanie było dla mnie.
    PS. Czy naprawdę piwa typu Spitfire czy Bishops Finger są w Brytani tak dostępne jak u nad np tyskie?
    pozdrawiam
    artur996

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chwała Lidlowi za te akcje z zagranicznymi piwami, nie ma dwóch zdań. Ja mam nadzieję, że pojawią się znowu może jakieś fajne belgijskie piwa, czy może znowu niemieckie w jakimś ciekawym wyborze. W tych cenach grzech byłoby nie spróbować. Te, które teraz dostępne są za 3,99 zł, w UK kosztują nieco poniżej dwóch funtów, w zależności od tego, w jakim sklepie kupowane.

      Tak, Spitfire, Bishops Finger, Bombardier, Hobgoblin, London Pride i podobne to absolutny poziom wyjściowy w UK. Rzecz tylko w tym, że mają tam taki ogrom browarów i marek, że niekoniecznie zawsze trafisz akurat na te wymienione.

      Usuń
    2. Aha, i jeszcze jedno. Teraz to się pewno zmieniło nieco, bo młode pokolenie lageropijców tam też przejęło kontrolę nad rynkiem, ale pamiętam czasy, kiedy przeciętnemu Anglikowi w pubie w życiu nie przyszłoby do głowy, że lager to piwo (beer). U nich piwo to było piwo, lager to lager, cydr to cydr. Żadnej wątpliwości :)

      Usuń