sobota, 30 stycznia 2016

Pilsy cztery



438. Szwejk Bojan (Browar Wielkopolski w Bojanowie) 4,7%
439. Nieproszony Gość (Browar Dukla) 4,6%
440. Beck’s Pils (Anheuser-Busch InBrev) 6%
441. Lwówek Wrocławskie (Browar Lwówek) 4,2%

Dzisiaj przyszła kolej na pilsy. Po drodze miała, to zaszła. Przeciwko jednemu niemieckiemu koncerniakowi, Beck’s Pils, wystawiliśmy dwa piwa z polskich browarów regionalnych Szwejka z Browaru w Bojanowie i Wrocławskie z Browaru w Lwówku Śląskim. Na dokładkę, jako naszą Wunderwaffe wystawiliśmy kraftowego (a właściwie restauracyjnego) Nieproszonego Gościa z Browaru Dukla. Wielcy rewolucji kraftowej mówią o takich pogardą, że to „monokultury trzech piw” (sic!), ale myśmy się jakoś specjalnie nigdy nie przejmowali wielkimi. Niech se gadajo co chco. Nasze doświadczenia z małymi, restauracyjnymi browarami są o niebo lepsze niż z wszelkimi innymi rewolucyjnymi trendseterami. Browar, który istnieje fizycznie, a nie tylko zleca innym warzenie piwa, to browar, w którym piwowar zna swoje miejsce. W każdym sensie. A jeśli nie robi dwudziestu ośmiu różnych piw w ciągu jednego roku, to jest w stanie „dotrzeć się” i ze sprzętem i z procesem i z dostawcami surowców.

Lwóweckie Wrocławskie i Szwejk to, z kolei, starzy znajomi. W czasach, kiedy niemiecki właściciel browaru w Lwówku zmagał się – jak się na koniec okazało, bezskutecznie – z realiami polskiej rzeczywistości gospodarczej, piwo z Lwówka było symbolem najwyższej jakości. A później zmienił się właściciel browaru. Szwejk, z kolei, swego czasu spożywany był w sporych ilościach, i to bynajmniej nie w celach degustacyjnych, za przeproszeniem. Po prostu, było to jedyne piwo lane w najbliższej mi knajpie, takiej, do której można było przejść się piechotą i sącząc ten cud sztuki browarniczej drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych, zachłystywać się panoramą pewnego miasta – ogródek piwny tej knajpy znajdował się na tarasie na stoku góry, skąd rozciągały się naprawdę sympatyczne widoki. Cóż, stare dzieje. I dla mnie i dla obydwu browarów. I dla miasta, które teraz wygląda już zgoła inaczej.

Dość wspominek, lejemy. Wszystkie cztery piwa po nalaniu do szklanek wyglądają tak, jak powinien wyglądać standardowy lager – barwa złocista, kilkucentymetrowa piana, głównie średniopęcherzykowa, po kilku chwilach jedynie marne wspomnienie piany w postaci cienkiej warstwy na grubość pojedynczej warstwy bąbelków. Żadnych odstępstw od normy. Na pierwszy rzut oka można by sądzić, że do czterech szklanek nalano tego samego piwa.

Szwejk Bojan (11 Blg, pasteryzowane, filtrowane) pachnie troszkę mlecznym karmelem, toffi, zbożem. Aromat nie jest skomplikowany, ale nie jest też nieprzyjemny. Trochę brakuje tu chmielu, który zrobiłby coś z tą słodyczą aromatu. Smak natomiast jest zupełnie nieuporządkowany. Początkowo smakuje jak zachmielona woda – w ogóle nie czuć tu słodowej bazy, tych słodkich akcentów z aromatu, piwo jest wręcz cierpkie. Odrobina akcentów dymnych, podwędzanych. Trochę prażonego słonecznika. I tyle. Żadnych powodów, by pójść do sklepu i kupić kolejną butelkę.

Nieproszony Gość Pils (12,5 Blg, niepasteryzowane, niefiltrowane) – w aromacie przede wszystkim zboże, słód, odrobina karmelu, jakieś raczej niemiłe nutki perfumowe, trochę landrynek. Po chwili pojawia się trudna do określenia słodycz – niby to głóg, niby dzika róża. Smak nie tak lekki, jak pozostałych pilsów – co nie dziwi zważywszy na poziom ekstraktu i stosunkowo niski poziom odfermentowania – słodowy, owocowy (jabłka, gruszki) raczej słodki, jednak i tutaj nie udało się dobrać chmielu tak, by komplementował słodową bazę. Jak dla mnie – o jeden chmiel za daleko. Jest tu bardzo niefajna, zalegająca gorycz, ale jest też ten pożądany, fajny akcent chmielowej powiewu błąkającego się po podniebieniu już po przełknięciu. Jest też jakiś niepokojący, mało przyjemny chemiczny akcent – jakby pasta do podłóg, czy coś w tym stylu. Piwo nie jest złe, jednak do ideału mu jeszcze trochę brakuje.

Beck’s Pils (13 Blg) ma aromat wytrawny, zbożowy, słodowy, odrobina chmielu, kasza gryczana, orzechy, odrobinę konopi indyjskich. W smaku jest bardzo przyjemnie – zrównoważone, zharmonizowane akcenty słodowo-zbożowe, jest echo owoców (głównie słodkie, soczyste jabłka), jest chmiel w postaci akcentów lekko ziołowych, trawiastych, ale w naprawdę przyjemnej postaci. Tak, tego pilsa chce się jeszcze. Poproszę o dolewkę.

Lwówek Wrocławskie (10 Blg, pasteryzowane) – w bardzo delikatnym aromacie ma toffi, zboże, słód. Odrobina przypraw – kardamon, cynamon, takie piernikowe trochę. Tylko echo chmielu. W smaku najpierw rzuca się na podniebienie wysokie wysycenie. Jak już bąbelki odpuszczą, czuć wyraźnie słodową bazę, zboże, odrobinę bardzo stonowanej owocowej słodyczy, zdecydowanie za mało chmielu. Wygląda na to, że w Lwówku postawiono na to, że słodycz kontrowana będzie przez dwutlenek węgla. Piwo nie jest nieprzyjemne, do wylania się nie nadaje. Ale, jak wspomniano na wstępie, starzy górale pamiętają piwo lwóweckie robione za poprzednich właścicieli. I tak łatwo nie dadzą się nabrać. To zdecydowanie nie była dobra zmiana.

Dzisiejszy ranking (jednogłośny, jak się okazuje):

1. Beck’s Pils
2. Lwówek Wrocławski
3. Nieproszony Gość
4. Bojan Szwejk

No i jak to jest, że niemiecki koncerniak rozwala dwa polskie browary regionalne i jeden kraftowy/restauracyjny? To naprawdę nikt u nas nie potrafi uwarzyć porządnego pilsa? Słabo, panowie piwowarzy, słabo.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz