sobota, 9 stycznia 2016

Ameryka kontra Belgia w konkurencji IPA na kraftowo



405. The Alchemist East Coast AIPA (Brokreacja) 6,4%
406. HedgeHog AIPA (Kraftwerk) 5,8%
407. Browning Belgian IPA (Kraftwerk) 6%
408. Opactwo Olbrachta Belgian IPA (Jan Olbracht Browar Rzemieślniczy) 7%

Wybrałem się do piwnicy poszukać czegoś do wypicia na wieczór. No i chyba zbyt dokładnie szukałem, bo dokopałem się do zapasów piw kraftowych, którym wkrótce upłynie termin przydatności do spożycia. A przecież – powołując się na klasyków – skoro zapłacone, to wypić trzeba. Dość trudno było zestawić jakąś sensowną stawkę, więc padło na cztery IPA, z czego dwa piwa to American IPA, a dwa to Belgian IPA. Kraftowe IPA – aż strach pomyśleć, że takie cymesy mogłyby się zmarnować.

No bo jeśli przeczytać co ma na etykiecie napisany taki HedgeHog –  cytuję w całości, bo taka literatura nie może ulec zapomnieniu: „HedgeHog American India Pale Ale to ikona piwnej rewolucji. Jasne piwo górnej fermentacji z charakterystyczną wysoką goryczką oraz eksplozją aromatu cytrusów oraz żywicy. Feria [zachowuję pisownię oryginalną] nut kwiatowych oraz perfum. Imperialna propozycja dla prawdziwych koneserów poszukujących wyrazistych smaków.” – to człowiek od razu do szafy biegnie po garnitur i krawat. Tak w dżinsach tego przecież pić nie wypada.

Dzisiejsze piwa zestawione zostały dość beztrosko, gdyż przypuszczam, że słuszna dawka amerykańskich chmielów zabije wszelkie inne akcenty aromatyczno smakowe, więc w gruncie rzeczy nie ma znaczenia co było tym czymś chmielone. Na dobrą sprawę, mogłem do stawki dorzucić jakiś American Lager, a nawet American Weizen, a różnicy za bardzo by nie było. Jestem uprzedzony? Wydaję wyrok przed spróbowaniem? Nie, raczej nastawiam się tak, by ewentualnie dać się miło zaskoczyć. Na co ciągle, niezmiennie liczę.

Kłamię trochę mówiąc, że wszystkie cztery dzisiejsze piwa to starocie na granicy terminu przydatności do spożycia. Otóż nie. Dałem się ostatnio skusić ofercie dwóch browarów kraftowych, których piw jeszcze nigdy nie piłem. W nadziei, że może jednak, może tym razem. Mowa o Brokreacji, której Alchemika właśnie za chwilę naleję do szklanki, oraz Trzech Kumpli, którego kilka piw czeka cierpliwie w piwnicy na swoją kolej. I wiecie co? Skusiłem się na nie, zapominając o swoim postanowieniu, że dość piw kraftowych, ze względu na… no, przede wszystkim ze względu na to, że ich piw jeszcze nie piłem, to jasne. Ale także ze względu na szatę graficzną etykiet. Zwykle nie wypowiadam się na ten temat, bo co ja się tam znam, ale tym razem trzeba zrobić wyjątek. Trzech Kumpli szczególnie ujęło mnie naprawdę świetną, wysmakowaną i konsekwentną szatą graficzną. Brokreacja – fajnymi rysunkami. I nie będę im wypominał, marudził, że dlaczego Alchemist, Lumberjack, czy Butcher, czemu nie swojski Rzeźnik, Drwal, czy Alchemik. Już mi się nie chce. Nie wspominając o tym, że akurat ta ostatnia nazwa – Alchemik – mogłaby zbyt niebezpiecznie kojarzyć się z twórczością pewnego nader poczytnego pisarza pochodzenia brazylijskiego, więc rozgrzeszam tę rozpanoszoną angielszczyznę.

Dość gadania, kapsle z głów, nalewam.

Jeśli chodzi o pianę, to HedgeHog nie zna takiego zjawiska. Pojawia się na jego powierzchni trochę dość grubych bąbelków, ale zdecydowanie pianą tego nazwać się nie da. Poza tym, zanika tak szybko, że nie ma w ogóle o czym mówić. Nienajlepiej w tej kwestii jest również w Alchemiku, a właściwie na jego powierzchni. Tutaj, co prawda, podczas nalewania pojawia się dość sympatyczna piana ze sporym udziałem średniej wielkości pęcherzyków, ale i ona zanika dość szybko, pozostawiając na powierzchni piwa co najwyżej wspomnienie piany. Przyzwoicie zachowują się nasi polscy Belgowie – zarówno Opactwo Olbrachta, jak i Browning, pokryły się pianą w zdecydowanej większości drobnopęcherzykową, i piana ta pozostała z nami przez dłuższy czas, mimo wyraźnej redukcji.

Raz po raz rzucam okiem na etykiety, na szklanki, czytam sobie i patrzę. No i czytam, że Opactwo Olbrachta jest „ciemnym belgijskim piwem”, podczas gdy Browning to „piwo jasne”. Patrzę na szklanki, no i za żadne skarby nie chce mi się to zgodzić. „Jasny” Browning jest wyraźnie, o co najmniej cały jeden ton ciemniejsze od „ciemnego” Opactwa! Cholera, ja się jednak nie znam na piwie. Albo ślepy jestem, czy coś.

The Alchemist East Coast AIPA (16 Blg, IBU 85, niepasteryzowane, niefiltrowane) – w aromacie wszechobecne cytrusy (głównie albedo grapefruita) i żywica, plus jakiś zielony akcent, jakby rukola. Spod tego wszystkiego dzielnie próbuje przebić się aromat słodu, może jakichś owoców, ale przychodzi mu to z niemałym trudem. W smaku jest – zgodnie z przewidywaniami – mnóstwo cytrusowej goryczki, ale wystąpiło też to, na co miałem po cichu nadzieję. W swoim gatunku jest to przyjemne piwo. Nie wiem czy ekstrakty chmielowe były dobrej jakości, czy umiejętnie je zestawiono, czy jaki diabeł, ale goryczka nie zalega. Jest goryczką, nie goryczą. Spod niej bez większych problemów da się wyczuć bazę słodową, całe mnóstwo bardzo przyjemnej, owocowej słodyczy. Całość jest naprawdę fajnie skomponowana, grzecznie poukładana. I o ile na pewno Alchemik nie zostanie zaraz moim ulubionym piwem, to jest naprawdę ciekawą ofertą dla szukających mocnych chmielowych wrażeń. Wielki plus i niemałe zaskoczenie.

HedgeHog American IPA (14 Blg, IBU 70, pasteryzowane, niefiltrowane, warzone w Browarach Regionalnych Wąsosz) – wbrew buńczucznym zapowiedziom z etykiety, HedgeHog nawet zapachnieć nie potrafi. I niechby nawet zapachniał znienawidzonym przeze mnie ekstraktem z amerykańskich chmielów, mnie to nie musi się podobać, ale niech ma ten obiecywany aromat. Są tacy, co to lubią. Ale nie, tutaj co najwyżej doszukać się można zapachu wody, którą płukano miskę, w której te chmiele były przechowywane. Plus stare, podgniwające zboże, zbierane podczas żniw trzy lata temu i zapomniane na strychu. No i trochę miodu rzepakowego. Strasznie nieprzyjemne coś, ten aromat HedgeHoga. W smaku jest tak nijakie, jak w aromacie. Smakuje przede wszystkim brudną wodą. W tej wodzie da się dostrzec jakieś akcenty zbożowe, sporo grapefruita (albedo), jakichś nawet owoców. Ale są to akcenty bardzo mało wyraziste, bardzo niepoukładane, bardzo nieprzyjemne. Słowem, pomyje.

Browning Belgian IPA (14 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane, warzone w Browarze Rzemieślniczym Jan Olbracht) ma bardzo łagodny, nieśmiały wręcz aromat. Są w nim bardzo łagodne cytrusy – wcale nie grapefruity – coś jakby mieszanka mandarynek i kumkwatów. Odrobina jeżyny.  W smaku jest tak trochę belgijskie, trzeba mu to przyznać. Słodowa baza, gdzieś tam echa karmelu, żywicy. Odrobina owoców, głównie brzoskwini. Trochę grapefruitowych w charakterze cytrusów. Wszystko jednak totalnie nijakie. Piwo nie ma żadnego pomysłu na siebie.

Opactwo Olbrachta Belgian IPA (16,5 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane) – w aromacie dominują akcenty korzenne – cynamon, gałka muszkatołowa, goździki. Odrobina drożdży, marmolada wieloowocowa, truskawki. Jedynie echo cytrusów. Przyjemny, obiecujący aromat. W smaku jest przyjemnie owocowe, zbożowe. Dopiero w smaku pojawiają się obiecywane przez amerykańskie chmiele cytrusy i żywiczne akcenty. Dość trudno tu doszukać się z kolei akcentów korzennych. Chmielowa gorycz dominuje coraz bardziej i zaczyna zalegać na podniebieniu. Nie jest jednak źle, pijałem zdecydowanie gorsze IPA.

No i teraz tak – mamy dwa wyraźnie różne gatunki piwa. Jednak różne, mimo obaw ze wstępu. To już wersja oficjalna. Jeśli spróbować je ocenić w poszczególnych kategoriach, to wśród AIPA nie ma w ogóle o czym mówić. Jest Alchemist, a potem lata świetlne najczystszej nicości.  Potem dopiero pojawia się HedgeHog. Właściwie to leci do zlewu. Wśród BIPA, wygrywa zdecydowanie Opactwo Olbrachta, za nim gdzieś o kilka długości Browning. Gdybym jednak spośród dzisiejszych czterech piw miał wybrać to, po które najchętniej sięgnę drugi raz, niezależnie od gatunku, to wygrywa Alchemist. Tak, wygrywa AIPA. Zaskoczenie dla mnie samego. Na drugim miejscu będzie Opactwo Olbrachta, na trzecim Browning. HedgeHog nie załapał się na podium. Jest tak daleko za pozostałymi, że tego podium nawet nie widzi z miejsca, w którym się znajduje.

Werdykt znowu jest jednogłośny. Zaczynam się martwić o swój stan, cholera.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz