czwartek, 14 stycznia 2016

Dziś robimy na czarno




416. Zlatý Bažant Tmavé (Heineken Slovensko) 3,8%
417. Eibauer Schwarzbier (Privatbrauerei Eibauer) 4,5%
418. Eibauer Porter (Privatbrauerei Eibauer) 3,5%
419. Fortuna Czarne (Browar Fortuna) 5,8%
420. Freibergifch Schwarzbier (Freiberger Brauhaus) 4,9%

Dzisiaj na czarno, bo się nam nazbierało i boimy się, że zepsuć się może. Dzisiejsze ciemne piwa to w gruncie rzeczy ciemne lagery (piwa dolnej fermentacji), za wyjątkiem Eibauer Porter, które znalazło się tutaj w drodze wyjątku – zwyczajnie nie było dla niego konkurencji. No bo jak tu wsadzić portera o mocy 3,5% między „prawdziwe” portery? Takie o mocy 5-7% - to by było nieludzkie. Tym bardziej, że w naszej strefie klimatycznej łatwiej o portery bałtyckie, a to niezupełnie to samo. Że o średniej zawartości alkoholu na poziomie 8-9% w tychże bałtyckich nie wspomnę. Tak więc, mamy dziś cztery ciemne piwa dolnej fermentacji, jedno górnej, trzech przedstawicieli dumnych, niemieckich piwowarów, gościa ze Słowacji (ludzie, przestańcie gadać, że Zlatý Bažant to czeskie piwo!), no i gospodarza, dorzuconego tu z czystej ciekawości. Fortuny Czarnego w ustach nigdy dotąd nie miałem, zawsze jakoś omijałem tę okolicę w odwiedzanych sklepach. Wśród gości z Niemiec mamy dwa piwa pochodzące z tego samego browaru, Privatbrauerei Eibauer – jedno górnej (ów porter), drugie dolnej fermentacji. Zobaczymy więc jak pójdzie również bratobójcza walka. Tymczasem kapsle z szyjek, nalewamy.

Kolor – Bażant jest niemal idealnie czarne. Pół odcienia jaśniejsze – a raczej pół odcienia mniej ciemne – jest Fortuna. Niemieckie piwa mają wyraźne brązowe i rubinowe przebłyski, przy czym najmniej ciemne z ciemnych jest Eibauer Porter.

Fortuna Czarne na etykiecie chwali się „słodyczą palonych ziaren”, na kontretykiecie chełpi się „delikatnie gorzkim, rzemieślniczo palonym słodem”. Dysonans poznawczy rozrywa mnie od wewnątrz na strzępy. Czuję się jakbym właśnie kupił sobie polędwicę łososiową z indyka i za chwilę miał przystąpić do degustacji.

Piana na wszystkich pięciu piwach obfita, wysoka, gęsta, naturalna. Klasyczny lacing tylko w Bażancie, trochę w Eibauer Schwarzbier. Na pozostałych piana opadła i zredukowała się do cieniutkiej warstwy stosunkowo szybko. Na Fortunie dość szybko przestała w ogóle istnieć.



Zlatý Bažant Tmavé (10 Blg, pasteryzowane) – w aromacie kawa i guma arabska, karmel, lekki, delikatny chmiel. Odrobina orzechów laskowych, jakieś lekkie akcenty dymne, palony słód. W dość przyjemnym, harmonijnym, kremowym smaku przede wszystkim akcenty palonego słodu, kawy, słodkiego karmelu. Przyjemna równowaga między słodyczą, a goryczką. Fajne, lekkie, orzeźwiające piwo.

Eibauer Schwarzbier – w aromacie zboże, mokre, podgniłe drewno, takie na starym, drewnianym pomoście nad jeziorem. Po chwili pojawiają się akcenty pomarańczy, nutki zbożowe stają się bardziej wyraźne, wychodzą na pierwszy plan. Echo prażonych orzechów włoskich. Smak jest bardzo lekki, niemal wodnisty, raczej wytrawny, z bardzo delikatnymi akcentami zboża, prażonego słonecznika, lekkiego dymu. Delikatny, stonowany, ale całkiem przyjemny dla podniebienia napitek.

Eibauer Porter – w aromacie marmolada, smażone owoce, suszone figi, palony słód. Po chwili pojawia się zboże, i bardzo wyraźny akcent soku pomidorowego. Jak dotąd, najciekawszy, najbardziej złożony aromat. W smaku jest pełne, wyraziste, słodkie. Są tu akcenty karmelu, słodu, jest tu mnóstwo owoców – takich jakby skoncentrowanych, przysmażonych nieco na konfitury, akcenty słodkiej fasoli azuki (taki japoński wynalazek). Smak bardzo bogaty, złożony, jednak jak na piwo, brakuje mu jakiejś chmielowej, goryczkowej kontry. A przy tak niskiej zawartości alkoholu, smakuje jak jakiś przedziwny napój gazowany. Nie żebym chciał je zaraz wylać do zlewu, co to, to nie.

Fortuna Czarne (13 Blg, pasteryzowane) pachnie coca-colą, a właściwie nie coca-colą, a bardziej syntetycznym aromatem coli. Takim jak w różnego rodzaju żelkach, lizakach, a – jeśli ktoś pamięta takie wynalazki – wypisz wymaluj cola w proszku, dawno temu sprzedawana w polskich sklepach. Plus jakieś takie bardzo rześkie nutki cytrusowe. W smaku przede wszystkim wyczuwa się wysokie wysycenie – jakby rzeczywiście piło się jakąś tanią, w garażu rozlewaną colę. Jest słodko, karmelowo, kolowo. Dość szybko robi się klejąco i mało przyjemnie. Obiecywana na kontretykiecie goryczka palonego słodu praktycznie nie istnieje, a ogólne wrażenie jest takie, jakby się piło nie piwo, a jakąś przesłodzoną, gazowaną miksturę coli, kawy i cukru.

Freibergifch Schwarzbier nie zachwyca bogatym aromatem. Właściwie to pachnie jak woda zabrudzona lekko akcentami zboża i woskowej pasty do podłóg. Aromat bardzo słaby, rozczarowujący na całej linii. W smaku – płaskim i mało wyrazistym – jest sporo goryczki, akcentów słodu, lekkiej spalenizny, gorzkiej czekolady. Wszystko to jednak nie porywa, nie zachwyca, gdyż dawkowane jest nader oszczędnie. W tym piwie występuje bardzo wyraźny i mocno doskwierający brak chęci zachęcenia piwosza by kupił sobie kolejną butelkę.

Jeśli chodzi o mój dzisiejszy ranking, to wygląda na to, że piwa zupełnie niechcący do zdjęcia ustawiły się w kolejności przyjemności smakowania. Wygrywa Zlatý Bažant Tmavé, choć kilka razy musiałem moczyć pysk na zmianę w nim i w Eibauger Schwarzbier, żeby ustalić lidera, a stawkę zamyka Freibergifch Schwarzbier. Szczegółowo wygląda to tak:

1. Zlatý Bažant Tmavé
2. Eibauer Schwarzbier
3. Eibauer Porter
4. Fortuna Czarne
5. Freibergifch Schwarzbier

U mojej współdegustatorki kolejność jest nieco inna. Za wszelką cenę jednak staramy się być stadłem zgodnym, nawet z zaciśniętymi zębami. Tak więc, pozostaje mi tylko odnotować jej ranking i podpisać kolejny protokół rozbieżności:

1. Eibauer Schwarzbier
2. Zlatý Bažant Tmavé
3. Freibergifch Schwarzbier
4. Fortuna Czarne
5. Eibauer Porter

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz