środa, 30 grudnia 2015

Piwne Święta po niemiecku



391. Weihnachts Bier Mönchshof (Kulmbacher) 5,6%
392. Sternquell Weihnachtsbier Festbier (Sternquell-Brauerei GmbH) 5,8%
393. Winterhopfen Festbier (Landskron Brau-Manufaktur) 5,3%

Podczas ostatniej wizyty za zachodnią granicą zgarnąłem z półek trzy piwa ewidentnie nawiązujące – przynajmniej szatą graficzną na etykiecie – do zimy i zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia. A kiedy jest lepszy moment na świąteczne piwo, jeśli nie w wigilię Wigilii? Są szkoły, według których w pierwszy bądź drugi dzień Świąt, ale czy naprawdę trzeba czekać aż tak długo? (Wpis pojawia się na blogu z pewnym opóźnieniem; piwo zniszczone zostało 23 grudnia.)

Nie wiemy nic o tych trzech butelkach. Nie wiemy również nic o ich zawartości. Spodziewamy się jednak wiele. Spodziewamy się ciężkiego, bogatego, słodkiego piwa o akcentach cynamonu, bakalii, czekolady, goździków, itp. Spodziewamy się uczty, na którą wszak zasłużyliśmy wkładając nieludzki wysiłek w unikanie prac związanych z przygotowaniami do Świąt. A w każdym razie, ograniczając je do niezbędnego minimum. Wśród wszechobecnej presji – radio, telewizja, reklamy, prasa – jest to naprawdę wysiłek nie lada. Dobre piwo należy się jak psu micha. I tyle.

Zdejmuję ostrożnie kapsle, żeby uszkodzić je jak najmniej – kto wie, może kiedyś dorobię się tablicy korkowej, do której je dumnie przytwierdzę. Przelewam do szklanek. Hmmm… Coś tu nie pasuje. Jakieś te świąteczne piwa jaśniutkie, leciutkie. Na pewno świąteczne? Sprawdzam etykiety – wszystko się zgadza. Jak byk stoi, że świąteczne.

Piana naturalna, drobnopęcherzykowa, obfita – pojawia się na wszystkich trzech piwach. Grzecznie osiada na ściankach szklanek. Tworzy jakże świąteczny lacing (sorry, jeśli nie w Święta, to kiedy mogę używać tak mądrych określeń?). Opada jednak dość szybko (stąd wiem, że lacing), po pewnym, stanowczo zbyt szybkim czasie, zanika niemal zupełnie. Jednak nie samą pianą żyje człowiek, a przynajmniej w Święta. Niesiemy więc te szklanki – pojedynczo, proszę się nie obawiać – do nosów i ust. I tutaj…

Weihnachtsbier Mönchshof pachnie zwykłym lagerem – mnóstwo zboża, odrobina chmielu. I to wszystko. Smak jest pełny, zbożowy, z błąkającymi się po podniebieniu nutkami chmielu. Przyzwoitego, niemieckiego chmielu. Solidny lager, naprawdę przyjemny, grzecznie ułożony, łagodny, pełny doskonale skontrowanej chmielem zbożowej słodyczy, jednak nic ponad to.

Sternquell Weihnachtsbier Festbier – kolejne rozczarowanie, jeśli chodzi o aromat. W szklance jest lager. Lekka nutka palonego słodu gdzieś w tle. W smaku mamy tutaj, poza typowo lagerową, słodową bazą, nieco więcej goryczki. Da się wyczuć minimalny udział tego palonego słodu, co go w aromacie czuć było, jest odrobina akcentów świeżych owoców. Poza tym, znowu bez fajerwerków. Nie żeby piwo było niesmaczne. Bynajmniej. Miało jednak być świątecznie!

Winterhopfen Festbier ma w aromacie nieco żywszych akcentów. Jakby świeże, zielone jabłka. Plus obowiązkowa (i dość ograniczona) paleta aromatów lagera. Odrobina orzechów. W smaku jest raczej lekkie, lagerowe, przyjemnie uzupełnione naprawdę miłym dla podniebienia chmielem, ma delikatne akcenty jabłkowe i biszkoptowe. Bardzo przyjemnie zestawione piwko, choć to znowu tylko lager. Ale naprawdę dobry lager.

Spore rozczarowanie. Spodziewaliśmy się czegoś wyjątkowego, czegoś, co naprawdę będzie się kojarzyło ze Świętami. A dostaliśmy trzy lagery. Bardzo przyzwoite lagery. O, dużo więcej niż przyzwoite. Ale jednak tylko lagery. Gdyby ten wieczór poświęcony był po prostu lagerom, a na stole znalazły się dzisiejsze butelki, pialibyśmy z zachwytu. Uznaliśmy więc, nie ma co się nastawiać, nie ma co śrubować oczekiwań, nie ma co się rozczarowywać. Trzeba po prostu piwo pić.

Wygrywa Winterhopfen Festbier – w kategorii lagerów, mistrzostwo świata. Na drugim miejscu jest Weihnachtsbier Mönchshof, na trzecim Sternquell Weihnachtsbier Festbier. Jednogłośnie. Przecież w Święta nie będziemy się kłócić o durne piwo.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz