sobota, 5 grudnia 2015

Marzec, wrzesień, październik, grudzień



366. Kormoran Marcowe (Browar Kormoran) 5,8%
367. Löwenbräu Oktoberfestbier (Löwenbräu) 6,1%
368. Spaten Oktoberfestbier (Spaten-Franziskaner-Brau) 5,9%
Po Godzinach Marcowe (Browar Amber) 5,8%

W ofercie któregoś z supermarketów nie tak dawno pojawiło się na chwilę piwo marcowe z Niemiec, z samego Monachium, zwane tam Oktoberfestbier, więc grzechem ciężkim byłoby przejść obok obojętnie. Nie zgrzeszyłem, dzięki czemu zawitały u nas Löwenbräu Oktoberfestbier i Spaten Oktoberfestbier. Nie można nie wystawić przeciwko Bawarczykom tego, co u nas najlepsze, naszych najdzielniejszych wojów, stąd ponowna obecność na naszym blogu Marcowego z serii Po Godzinach z Browaru Amber (już raz załapało się u nas na numerek, więc stoi powyżej nienumerowane), oraz Marcowe z Browaru Kormoran. Tego ostatniego nie piliśmy nigdy wcześniej, ale Browar Kormoran zrobił i wypuścił niemało dobrego – obok tego mniej dobrego, ale wypominać nie będziemy – więc i tym razem pokładamy w nim nadzieję.

Piwo marcowe to – w skrócie – odmiana lagera (piwa dolnej fermentacji), warzona z zastosowaniem nieco zmodyfikowanej, dekokcyjnej metody zacierania. Warzone jest na wiosnę, leżakuje przez całe lato i tradycyjnie spożywane jest jesienią. W Niemczech, w Bawarii, skąd pochodzi ten rodzaj piwa, warzone jest z myślą o obchodzonym na przełomie września i października święcie piwa Oktoberfest, stąd niemiecka nazwa – Oktoberfestbier.

Nalewamy, przygotowujemy się do radosnego chłeptania. Okazuje się, że obydwa piwa z Niemiec są wyraźnie jaśniejsze w barwie, bladosłomkowe, podczas gdy polskie mają raczej odcień bursztynowy. Piana wszędzie przyzwoita, naturalna, przy czym najtrwalsza i składająca się z najdrobniejszych pęcherzyków jest ta pokrywająca Löwenbräu Oktoberfestbier.

Kormoran Marcowe (14,5 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane) – w aromacie słód, bardzo przyjemny, wyraźnie nieamerykański chmiel, trochę orzechów laskowych. Po chwili pojawia się lekki alkohol. Z czasem alkoholowy akcent staje się coraz bardziej dominujący i nieprzyjemny. W smaku jest słodowo, zbożowo, czekoladowo, słonecznikowo. Goryczka jest mało przyjemna, jakby gorycz wyssana ze świeżych łodyg chwastów. Zalega na podniebieniu i przeszkadza cieszyć się całą resztą smaku. A szkoda, bo słodowa baza jest całkiem przyjemna i obiecująca. Co z tego jednak, kiedy nie ma szansy się jakoś specjalnie ujawnić, pokazać w pełnej krasie.

Löwenbräu Oktoberfestbier (13,7 Blg, pasteryzowane) ma aromat ma równie blady, jak barwę – jest tam trochę słodu, odrobina chmielu, ale ciała to ten aromat nie ma za grosz. Tak jak aromat nie miał ciała, tak i w smaku trudno się go doszukać. Piwo jest lekkie, niemal wodniste, a słabiutkim akcentom zbożowym towarzyszy tutaj goryczka w akompaniamencie czegoś w rodzaju nutek oleju roślinnego. Jak z konserwy rybnej minus smak ryb, ale z zachowaniem konserwy – posmak metaliczny z czasem robi się coraz bardziej nieznośny. Jak by się nie starać, to werdykt jest jeden – cienkie siuśki.

Spaten Oktoberfestbier (13,7 Blg, pasteryzowane) ma lekki, orzeźwiający aromat, nutki słodu, gdzieś tam echo ciepłych, słodkich cytrusów (pomarańcze, mandarynki). Echo moreli. W smaku jest odrobinę lepiej niż w przypadku Löwenbräu, wyraźniej czuć słodową bazę, jest odrobinę przyjemniejsza, a goryczka chmielowa jest wyważona i w miarę przyjemna. Całe piwo jednak rozczarowuje brakiem czegokolwiek, czym dałoby się zająć kubki smakowe. Ot, jest to coś, czym dobrze jest spłukać podniebienie, ale jakoś w opowieściach o pobycie w Monachium chyba bym o nim nie wspomniał.

Po Godzinach Marcowe (14,5 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane) początkowo jest lekko kartonowe w aromacie, ale jak się w nie wgłębić – uważając jednak, by nie zmoczyć nosa – wyraźnie wyczuć można solidną, słodką, słodową bazę. Trochę przyjemnego, słodkiego, mlecznego karmelu. No i znowu – jak poprzednim razem, gdy popijaliśmy Marcowe z Ambera – pojawia się bardzo wyraźny śmietanowy sos grzybowy. W smaku zboże, karmel, rodzynki. Andruty kaliskie. Brzoskwinie. No i jest ten sos grzybowy. Wydaje się jednak, że w smaku to już jest sos na bazie suszonych grzybów. O ile mnie pamięć nie myli, już się zachwycałem chmielem w amberowym Marcowym – żadnej goryczy, żadnych obrzydliwych akcentów. Po prostu czysty, lekko goryczkowy, lekko suszony, wytrawny smak chmielu, który pałęta się od niechcenia po podniebieniu i robi swoje.

W tym zestawie bez cienia wątpliwości wygrywa Po Godzinach Marcowe. Takie piwo mógłbym pić codziennie. Na drugim miejscu plasuje się Spaten Oktoberfestbier, a na trzecim Löwenbräu Oktoberfestbier. Poza po podium ląduje Kormoran Marcowe, tylko i wyłącznie ze względu na tę ziołową gorycz zabijającą skutecznie jego smak. Werdykt jest jednogłośny, prawomocny i nieodwołalny.


2 komentarze: