poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Nasze egzotyczne wakacje (cz. 1)

(11/08/2015)



205. Tsingtao (Tsingtao) 4,7%
206. Castello Premium (Birra Castello) 4,8%
207. Kirin Ichiban (Kirin Europe GmbH) 5%
208. King Chakra (Som Distilleries and Breweries Ltd) 4,7%
209. Mahou Cinco Estrellas (Mahou S.A.) 5,5%
210. Chang (Cosmos Brewery Co) 5%

W ramach walki z nieustającymi upałami, postawiliśmy dzisiaj na coś ciekawszego niż zwykłe zestawianie lagerów. Postanowiliśmy przeciwstawić chrześcijańską Europę pogańskiej Azji. A do całego miksu dorzucić pewnego przebierańca – protestanckiego szpiega.

W szranki stają dziś pięknie schłodzone piwa z Chin (Tsingtao), Tajlandii (Chang), Indii (King Chakra), naprzeciwko którym wystawiono nie mniej ponętne wyroby piwowarskie z Włoch (Castello) i Hiszpanii (Mahou). Szpiegiem jest Kirin Ichiban, japońskie piwo warzone w Niemczech, w Düsseldorfie. No niech się wezmą za bary…

Pierwsze spostrzeżenie – żadne z piw nie wymaga starannego, ostrożnego nalewania. Nawet jeśli butelkę przewrócić do góry dnem nad szklanką, nie ma niebezpieczeństwa, że piana się przeleje. Mistrzem świata (a w tym kontekście ma to większy sens niż kiedykolwiek indziej) jest tu Chang, na którym nie ostał się ani ślad piany zanim nalałem pozostałe pięć szklanek. Ktoś mi coś mówił nie tak dawno o nagrodach przyznawanych piwom i że one coś znaczą? Tłucze mi się po głowie nawet, że jakiś piwny guru twierdził, że amerykańskie piwa są najlepsze na świecie, bo jest ich dużo i zdobywają nagrody. Hmmm… Chang chlubi się nagrodą Asia’s Best Premium Lager w konkursie WBA – World Beer Awards. No to musi smakować rewelacyjnie, skoro tak. Albo ta akurat nagroda nic nie znaczy.

King Chakra, w przeciwieństwie do pozostałych, ma kolor bardzo blady, co najwyżej słomkowy. Wszystkie inne mają barwę jasnozłotą, jak na przyzwoite lagery przystało. Castello wydaje się być odcień ciemniejsze pod pozostałych, ale generalnie panuje tu norma. Tylko w przypadku Mahou i Kirin Ichiban na ściankach szklanki piana zostawiła nieznaczne ślady. We wszystkich pozostałych ulotniła się niemal bez śladu.

Tsingtao – piwo znane i doceniane jako przykład zupełnie przyzwoitej koncernowej roboty – pachnie słodem i delikatnym chmielem. Delikatna nutka lekkiej owocowości – jakby jabłka. Ma też dość sporo wspólnego z zakładami chemicznymi. W smaku jest wyraźnie zbożowe, słodkie, nieśmiało owocowe, z bardzo przyczajoną nutką goryczki. Goryczka ta jednak jest tego granulowanego gatunku, co to odbija się rozgryzioną witaminą C. I alkoholem.

Castello jest bardzo delikatnie owocowe w aromacie, jakby przeciągnąć nosem nad owocowym straganem – od sugestii gruszek po echo śliwek. Słodowe. Bardzo delikatne, bardzo odległe nuty chmielowe – skórki cytrusowe i żywica. W smaku lekkie i owocowe. Teraz to już wyraźnie gruszki. Plus młode zboże. I znowu w tle jakiś chmiel rodem z fabryki, nie z szyszek.

Kirin Ichiban pachnie nadmorską świeżością. I landrynkami. I galaretkami cukrowymi. W smaku jest lekkie, rześkie, przyjemne. Za wiele się w nim nie dzieje, jest tu niedaleko do wody o lekkim posmaku zboża i owoców. Te owoce to głównie melony i jakiś akcent cytryny. Generalnie, całkiem przyjemne.

King Chakra ma bardzo wyrazisty aromat – ani to słód, ani to chmiel. Prędzej zestaw hinduskich kadzideł i stearyna z najprostszej świecy stołowej. Pod tym wszystkim siedzi bardzo wyraźny aromat owocowy – są to jednak ciężkie owoce egzotyczne, trochę świeżej figi, marakui, papai. Aromat jest tak inny od piwnych standardów, że trudno go rozebrać i ponazywać poszczególne akcenty. W smaku jest lekkość i rześkość, ale ma się wrażenie, że to nie piwo, a rozwodniony i lekko nagazowany kompot z owoców egzotycznych. Plus cała paleta hinduskich przypraw, których nazwać nie potrafię. Kardamon na pewno. Karmel, brzoskwinia, a właściwie bardziej nektaryna. Osoby bardziej obeznane z orientalnymi klimatami sugerują, że są tu wyraźne akcenty indyjskiego chai (taka herbata podobno, korzennie doprawiona bawarka). Bardzo ciekawe doświadczenie. Wcale nie nieprzyjemne.

Mahou Cinco Estrellas przyjechało do nas z Madrytu i powinno się szybciutko uporać z Niewiernymi. Trzeba mu oddać, że najdłużej utrzymało resztki piany. Pachnie wyraźnie chmielem – jak na koncernowy lager – i słodem. Przyjemnie i zachęcająco. Smakuje słodowo, chmielowo, ziołowo. Z czasem słodycz robi się raczej nienaturalna, chemiczna. Kończy się znowu rozgryzioną witaminą C. Jednak w kategorii koncernowych lagerów trzyma się całkiem nieźle.

Nagrodzone wieloma nagrodami tajlandzkie Chang ma aromat wyraźnie owocowy – jabłka, a właściwie to sok jabłkowy, taki z kartonu. Gdzieś tam odrobina akcentów słodowych, echo chmielu. W smaku przede wszystkim kiepskiej jakości sok jabłkowy, a może nawet obleśny Redd’s. Plus tradycyjny słód i ledwo wyczuwalny chmiel. Odrobina waniliny.

Czas na ocenę. Wygrywa protestancki przebieraniec w stroju samuraja. Kirin Ichiban rządzi w tym towarzystwie. Na drugim miejscu plasuje się King Chakra, które jest doznaniem przedziwnym ale bardzo sympatycznym. Trzecie miejsce zajmuje Castello, czwarte jest Mahou Cinco Estrellas, piąte Tsingtao, a stawkę zamyka Chang. Pytam najlepszą z żon o jej ranking i… uwaga, uwaga… jest on absolutnie identyczny! To wszystko przez te upały…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz