czwartek, 14 lipca 2016

Ale fajne to Tesco. Najfajniejsze.



488. Tesco Finest Lager 5,2%
489. Tesco Finest Wheat 5%
490. Tesco Finest Ale 5,2%
491. Tesco Finest Stout 4,8%
492. Tesco Finest Porter 5,3%
493. Tesco Finest IPA 5,8%

Takie czasy przyszły, że ręce pełne roboty, na nic czasu nie ma, kolejka wpisów na blog czekających na publikację już dawno dwucyfrowa… A tymczasem znalazłem coś, przed czym ludzie sami się nie ostrzegą, trzeba działać.

Natknąłem się jakiś czas temu w miejscowym Tesco na taką oto ofertę. Seria Tesco finest, sześć różnych piw, stoją i czekają by ich spróbować. Natychmiast pojawiła się nadzieja, że skoro Tesco, i że takie finest, to być może są to piwa uwarzone gdzieś w jakimś browarze na Wyspach, że może będzie coś dobrego wreszcie, że może… Niedawna wyprawa do Szkocji i rozkoszowanie się tamtejszymi piwkami utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że są na świecie miejsca, gdzie nawet nowofalowe gatunki piw potrafią uwarzyć dobrze, że nawet IPA potrafi smakować. A nie jak, nie przymierzając, jakiś HedgeHog czy Pinta. Wrzuciłem więc natychmiast do koszyka po jednym. I całe szczęście, że tylko po jednym. Oj, czuwała nade mną Opatrzność we własnej osobie!

Przynoszę to coś do domu, cały dumny, zapraszam panią mą na degustację. A co, właśnie tak, degustować będziemy. Nie smakować, próbować, pić, tylko właśnie wreszcie degustować. No i nalewam.

Generalnie piana słaba, miejscami prawie jej nie ma. Jedynie niezła, choć nie imponująca, na Ale. Nie o pianę w piwie wszak chodzi, czepiać się nie będziemy. Trochę niepokoi fakt, że nawet na Wheat ilość piany jest śladowa. Tak samo na Porterze i IPA. Cóż, widać takie to piwka. Na bitterach w UK też się za bardzo nic nie pieni, a potrafią dać dużo radości. Wszystkie ewidentnie niefiltrowane. Ewidentnie. Zachęca miły oku (i podniebieniu) poziom zawartości alkoholu. Takie piwka w okolicach piątki, czasem nawet niżej, to ja poproszę.

Ale, ale, zaglądam ja wreszcie na etykiety i kontretykiety (powtarzam sobie zawsze, że powinienem brać ze sobą na zakupy okulary do czytania, a nie z kotem w worku raz po raz do domu wracać!) i co ja tam widzę? Po pierwsze, wszystkie sześć chmielonych jest ni mniej, ni więcej, a czeskim chmielem. Nawet IPA? No dobra, może sobie wyhodowali jakieś citry i inne mozaiki, czemu nie? Większe zaskoczenie czeka mnie na kontretykietach. Ano stoi tam jak byk, że wszystkie dzisiejsze piwka warzone były na Słowacji. Nie podano browaru, miasta, adresu, telefonu, czy maila. Na Słowacji. Nie na Wyspach. Nawet nie nad morzem, jak się okazuje. Nie podano żadnych innych informacji – ani o ekstrakcie, ani IBU, ani o rodzajach chmielu. Poza tym, że czeskie, naturalnie. No dobra, pijmy. O przepraszam, degustujmy.

Aha, jako że sześć zupełnie różnych piw, to tylko je sobie ocenimy (w skali 1-5), a w żadne rankingi bawić się nie będziemy. Bo niby jak?

Lager (pasteryzowane, niefiltrowane, wyprodukowano na Słowacji) – pachnie jak klasyczny lager, głównie słodowo, ma może trochę więcej ciała ze względu na brak filtracji. Z chmielem też słabo, przynajmniej w aromacie. Ten jest generalnie bez większego wyrazu. W smaku Zaskakująco pełne ciała, jak na lager. Sporo goryczki. Całość rozchwiana, słodko-gorzka, nieuporządkowana.
Ocena: 2/5 – głównie za to ciało

Wheat (pasteryzowane, niefiltrowane, wyprodukowano na Słowacji)  – w aromacie bananowo, drożdżowo, melonowo, cytrusowo. Szału nie ma, typowy pszeniczniak. W smaku lekko i orzeźwiająco. Całkiem fajna pszeniczna baza, bananowe akcenty (choć trochę sztuczne, jak z żelków bananowych), ale za chwilę pojawia się kwaśność na granicy goryczy, jak witamina C, którą za długo na języku trzymano.
Ocena: 2,5/5

Ale (pasteryzowane, niefiltrowane, wyprodukowano na Słowacji) – w aromacie słód przede wszystkim, kolendra, majeranek, odrobina chmielu cytrusowo-żywicznego, ale tak delikatnie, w tle. Pachnie jak typowe English ale. W smaku pełne, najpierw słodowo-owocowe, ale natychmiast złamane bardzo nieprzyjemną, zalegającą goryczą, która ostatecznie dominuje wszystko. Słabe piwo, bardzo słabe piwo.
Ocena: 1/5

Stout (pasteryzowane, niefiltrowane, z dodatkiem kawy, 7 rodzajów słodów, wyprodukowano na Słowacji) – w aromacie kawa i czekolada. Jest bardzo słodko, jak przesłodzona, lurowata kawa na dworcu. Trochę akcentów palonych, odrobina karmelu. Tytoń i coca-cola. W smaku zaskakująco lekkie i słodkie. Mdląco wręcz słodkie. Akcenty kawowe, czekoladowe (gorzka czekolada). Karmel. Mnóstwo karmelu. Słabo, jednowymiarowo, monotonnie.
Ocena: 2/5

Porter (pasteryzowane, niefiltrowane, wyprodukowano na Słowacji) – aromat bardzo łagodny, kolowy, lekko kawowy, trochę czarnego bzu, bawarka. Smak bardzo rozczarowuje – kawowo-kwaskowy, jak podłej jakości kawa rozpuszczalna. I popiół tytoniowy. Płaski, nudny. Na koniec kwaśność łączy się z jakimś echem goryczy i to tak sobie siedzi w pysku i psuje wrażenie.
Ocena: 1/5

IPA (pasteryzowane, niefiltrowane, wyprodukowano na Słowacji) – początkowo pachnie jak wzorzec IPA z Sevres – bardzo ładne chmiele cytrusowo-żywiczne. Żadnych przegięć, żadnego walenia po nozdrzach. Pod spodem jednak jest niewiele ciała, więc jak już się ulotnią te najbardziej lotne aromaty chmielowe, a robią to dość szybko, pod spodem jest spore nic. W najlepszym razie trochę podgniłych owoców, głównie brzoskwiń. Smak pełny, dość ciężki, owocowy. Plus nadciągająca chwilę po przełknięciu goryczka grapefruitowo-żywiczna. A przy drugim łyku ta goryczka już sforuje się na pierwszy plan, a potem już zalega i nie pozwala cieszyć się niczym. Piwo tragiczne.
Ocena: 1/5

I co tu dużo mówić. Nie kupujcie tego. Nie dajcie się nabrać na „finest”. Sam, głupi, powinienem był wiedzieć. A tak, mądry po szkodzie. Całe szczęście, że jakoś strasznie drogie to piwo nie było. W promocji po 3,49 zł za butelkę. Jak promocja się skończyła, cena podskoczyła do 3,99 zł. Nawet za pół tej ceny nie warto.


2 komentarze:

  1. Witam,
    piłem tylko stouta (tzn. po kilku łykach poszedł do zlewu) i stwierdziłem że nie warto. Zresztą serie hedgehog unikam jak ognia, bo nie dość że zlew to jeszcze cena kosmiczna.
    pozdrawiam
    artur996

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja HedgeHoga omijam szerokim łukiem, ale... Parę dni temu wrzuciłem do koszyka American Weizen z tej serii. Nie wiem jak to się stało, nie potrafię się wytłumaczyć, jakieś siły nieczyste musiały zadziałać w tym momencie. No i albo miałem słaby dzień, albo akurat to piwo całkiem im się udało. Na wszelki wypadek kupiłem jeszcze jedną butelkę, żeby mu się dokładniej przyjrzeć, ale to ciągle jeszcze jest przede mną.

      A co do Tesco Finest, absolutnie odradzam. Nie można tak często znęcać się nad swoim zlewem. ;-)

      Usuń