niedziela, 13 listopada 2016

Po Robocie - mix nie taki znowu zwykły



574. PL-US Polish Americal India Pale Ale (Browar Kormoran) 6%
575. I’m so Horny! Espresso Lager (Pinta) 6,7%
576. Łódź i Młyn Russian Imperial Stout (Piwoteka & De Molen) 13,8%
577. Ucho od śledzia Foreign Extra Stout (Piwoteka) 5,5%
578. Pszeniczne (Browar Largus) 4,8%

Pożegnawszy ostatecznie wredne przeziębienie, które męczyło mnie prawie dwa tygodnie, mogłem wreszcie wybrać się dzisiaj, w prawie zimowe przedpołudnie, do zaprzyjaźnionego sklepu Po Robocie, by tam z półek zgarnąć to i owo. No i zgarnąłem kilka butelek, co do których zawartości bardzom ciekaw. Wśród nich przede wszystkim PL-US z Browaru Kormoran. No bo jak nie zaciekawić się piwem w stylu AIPA uwarzonym przez Kormorana? Kormoran zdołał już dać nam ogrom radości, w ciągu ostatniego roku prawie nigdy nie zawiódł (no, może poza beznadziejnym 1 na 100, ale i najlepszym zdarza się upaść; ważne tylko, żeby się za bardzo nie wylegiwać, jak mawiała moja pani od francuskiego). A jeśli na dodatek ta AIPA chmielona była amerykańskimi chmielami wyhodowanymi w Polsce? A na dodatek wcale nie jakimś tam szemranym ekstraktem, tylko mokrymi szyszkami? No nie, to absolutnie i koniecznie sprawdzić trzeba. Tym bardziej, że – choćby tylko ze względu na zastosowanie świeżych szyszek chmielu – piwo to produkowane być może tylko raz w roku. Jak nie teraz, to kiedy?

Zgarnąłem z półki, trochę niejako wbrew sobie, kolejne piwo Pinty. I’m so horny! to mocny lager, uwarzony z dodatkiem wybornej (podobno) kawy z Gwatemali. Kawę tę dodawano tutaj w dwóch etapach – podczas warzenia, a potem podczas rozlewania. Za cholerę nie wiem po co lagerowi aż 6,7% alkoholu, ale rozumiem, że Pinta niezmiennie targetuje niedopitą młodzież, pyzatych nieletnich, co to impry organizują pod nieobecność rodziców. A oni muszą jednak poczuć, że piwo daje w czapę, bo w przeciwnym razie impreza się nie uda, jazdy nie będzie, do laski odwagi nie starczy, film się nie urwie, kolejnego nie kupią. No i ta dęta nazwa, naprawdę żałosna. No ale grupa docelowa swoje wymagania ma, a prawa rynku są nieubłagane.

Wylawszy jad, ulżywszy sobie (to pewno konieczność zagłuszenia własnych wyrzutów, że znowu wydałem pieniądze na Pintę) powiem tylko, że ciekaw jestem po pierwsze tego współgrania akcentów kawy i lageru, a po drugie, jeśli przy 18 Blg odfermentowano to coś tylko (jednak tylko, w tych okolicznościach) do 6,7%, to oczekuję, że będzie tam smak. I to nie tylko kawowy. Potencjał jest, przyjdzie sprawdzić co z nim zrobili piwowarzy Pinty. Z tym potencjałem, znaczy.

Wreszcie piwo, które zgarnąłem z półki już stojąc przy kasie – Łódź i Młyn z Piwoteki. Długo się wahałem, zastanawiałem. No bo wiadomo, Russian Imperial Stout to znowu gatunek warzony dla mentalnych gimnazjalistów pozujących na piwoszy. Hopheadów, przepraszam. Tam nie musi być smaku, tam na podniebieniu może się nie dziać nic. Ważne, żeby był odpowiednio wysoki procent, no i goryczka żeby była. Właściwie ważna jest goryczka, nic więcej (bo że podczas piwnych zakupów ten i ów na voltaż zerka, to żaden się oficjalnie nie przyzna). No i ja tu widzę, że owszem, przy alkoholu na poziomie 13,8%, w łeb to piwo jest w stanie dać ostro, zryje beret, jak nic. A oni jeszcze do tego wrzucili tam 110 IBU! Rozkosz piwnego rewolucjonisty. Toż to wągry same wyskoczą ze skowytem, skórę twarzy pozostawiając gładką jak pupa niemowlaka!

Z drugiej strony, jeśli piwo uwarzone przyzwoicie, to i alkohol nie przeszkodzi, a przy ekstrakcie 29,7 Blg, to i ciała tam powinno być tyle, co bicepsów u Arnolda S. w latach świetności. Tym bardziej, że jeszcze owoców jarzębiny dodali. Co więcej, piwo uwarzono w Holandii, w browarze De Molen. Oni tam przecież nie mogli go spieprzyć. Po prostu nie mogli. Nie mają w tym wprawy. No i stało się, piwo do torby ostatecznie trafiło. A za chwilę do szklanki.

Ciekawostką – ciągle nam jeszcze nieznaną – jest piwo Ucho od śledzia, również firmowane przez łódzką Piwotekę (choć ani słowa na etykiecie o tym, kto i gdzie je uwarzył, najpewniej browar Księży Młyn w Łodzi). Piwo warzone z dodatkiem świeżych i wędzonych śledzi. No, tego jeszcze nie było. Przynajmniej na naszym stole. A że to nie pierwsza warka, prawdziwi, wytrawni piwosze już dawno je pili, już opinię o nim wydali, nam tym bardziej nie wypadało aż tak odstawać od peletonu. A zupełnie poważnie – ciekaw jestem niezmiernie tego piwa. Chyba najbardziej z całej dzisiejszej stawki.

Wreszcie klasyczne piwo pszeniczne z browaru Largus. Browaru nie znam, zetknąłem się z nim po raz pierwszy, zapytałem które byłoby najlepsze, polecono mi Pszeniczne. A że klasyczne pszeniczne w tym domostwie jest bardzo cenione, tak więc butelka largusowego Pszenicznego z Po Robocie wyniesiona została. Czas poszerzyć horyzonty, nowego browaru popróbować.

Powyższe napisane zostało „na sucho”, tylko i wyłącznie na podstawie etykiet i skumulowanych wrażeń z naszych dotychczasowych piwnych wędrówek po świecie. Nawet jeśli to akurat świat przyjeżdża, a my rzadko (choć nie że nigdy) te piwne podróże odbywamy gdzie indziej, niż przy naszym stole. Teraz czas kapsle zdjąć, szklanki napełnić. Co snadnie czynimy…

Pszeniczne rozczarowało jeśli chodzi o pianę. Co jak co, ale pszeniczne piwa pienią się. Czasem za bardzo. No i piana na nich zwykle jest trwała. W tym przypadku, piany było niewiele, a już po chwili nie było po niej nawet śladu. W przypadku I’m so Horny! i PL-US, piana jest jak należy – obfita i trwała. Nawet po redukcji na powierzchni piwa zostaje pojedyncza, ale zwarta warstwa bąbelków, a na ściankach szklanek, apetyczny osad. Ucho od śledzia spieniło się wzorcowo, beżową, trwałą pianą. Łódź i Młyn również spieniło się galancie – piana jest gruba, gęsta i trwała.

Pszeniczne (12,1 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane) – w aromacie standardowe jak na pszeniczne piwo akcenty bananów, goździków, drożdży, świeżego chleba. Jest tu troszkę cytrusowo, jest nutka miodu. Generalnie słabo, płasko, nieciekawie, a nawet momentami bagienkowo.
W smaku – jest to niezłe piwo pszeniczne. Żadnych fajerwerków, ale co ma być, to jest – kupa zboża, morele, banany, drożdże, goździki, jest nawet odrobina słodkiej marchewki (jakby sok marchewkowy). Wszystko fajnie poukładane, orzeźwiające, idealnie wysycone. Aż żal, że pora na lekkie, orzeźwiające pszeniczne piwa nie prędzej niż dopiero za jakieś pół roku.
Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO (choć daje się słyszeć głosy, że CUD, MIÓD, MALINA; nie dajmy jednak ponieść się emocjom)

I’m so horny! Espresso Lager (18 Blg, IBU 27, pasteryzowane, niefiltrowane, warzone w Browarze na Jurze, z dodatkiem kawy Adelante i Rio Azul z Gwatemali) – w aromacie wyraźnie czuć bardzo wyraźnie kawę, coca-colę, gdzieś tam chyba wybija trochę alkohol, bo akcent jak z Irish coffee, cukierki kukułki, bardzo słodka ta kawa, taki trochę ulepek. Generalnie słabo, nieciekawie. No bo jak kawa pachnie, to wszyscy wiemy. Nawet mocno słodzona. A tu poza nią niewiele się dzieje. Może w smaku…
A w smaku jest… kawa. Całe hektolitry kawy na centymetr sześcienny. I nic więcej. Zimna, gazowana kawa. Co za porażka…
Kategoria: DO ZLEWU

PL-US Polish American India Pale Ale (16 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane, chmiele CascadePL, ChinookPL) – w aromacie słód jęczmienny, brzoskwinie, migdały. Są tu oczywiście amerykańskie chmiele w postaci owoców egzotycznych i akcentów żywicznych, ale tutaj – a nie zdarza się to często – są one delikatne i bardzo zgrabnie wkomponowane w całość. Pachnie fajnie – aż się prosi, by je wychylić.
Smak jest pełny, owocowy, grapefruitowy i żywiczny. Wyraźnie czuć tutaj, że chmiel jest zupełnie innej proweniencji niż w większości piw typu IPA/AIPA, itp. Wydaje się, że troszkę za dużo go tu wrzucono, bo jego intensywność przytłacza, przesłania inne akcenty smakowe. A szkoda, bo dzieje się tam nieźle w smaku. Jeśli ktoś lubi uderzenie goryczy, powinien być zachwycony. My nie lubimy. A w każdym razie, nie w takim stężeniu. Gdy daliśmy mu odstać i swoim podniebieniom odpocząć, piwo objawiło się nam jednak zdecydowanie przyjemnym, przyzwoicie skomponowanym. No i na plus trzeba zaliczyć jednak tę naturalność chmielenia, które – przy wszystkich zastrzeżeniach – czuje się na podniebieniu. A do tego rodzaju zalegającej goryczy podniebienie się dość szybko przyzwyczaja i rozkoszuje się owocowością smaku. Fajne jest, chętnie wypijemy jeszcze jedno. Choć może niekoniecznie już-zaraz.
Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO

Ucho od śledzia Foreign Extra Stout (14 Blg, IBU 50, niepasteryzowane, warzone z dodatkiem świeżych i wędzonych śledzi) – w aromacie jest kawa, trochę gorzkiej czekolady, no i jest jakiś rybny, wędzony akcent, choć najbliżej chyba byłoby do wędzonych szprotek, nie do śledzia. I tutaj niewiele się dzieje. Poczekamy, nigdzie nam się nie spieszy. Niech piwo się ogrzeje, niech bukiet się należycie rozwinie. Czekanie niewiele dało, więc pijemy.
W smaku jest przyjemnie stoutowo – wszystkie te kawowo-czekoladowe akcenty tutaj są na miejscu i swoje robią. Dość szybko pojawia się jakaś nutka – nieoczekiwana, a więc początkowo uznana za niechcianą, fałszywą – oleju, w którym zatopiono wędzone szprotki (tak, zdecydowanie smakuje to jak szprotki). Wymaga kilku głębokich łyków i przemielenia tego na podniebieniu, by się do tej kombinacji przekonać, co do tego, to nie ma cienia wątpliwości. Jednak z czasem szprotowa wędzoność przeszkadza coraz mniej, a jakoś w połowie butelki zaczyna się podobać i smakować. Ostateczny werdykt – fajne, nietuzinkowe piwo.
Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO

Łódź i Młyn Russian Imperial Stout (29,7 Blg, IBU 110, niepasteryzowane, warzone w browarze De Molen, z dodatkiem owoców jarzębiny) – piwo, które w aromacie nie ma nic. Co za osiągnięcie! Trochę pieczarek, odrobina plasteliny, jak już człowiek się wwącha na maksa. Co za koszmar piwosza! Z każdym niuchem plasteliny jest coraz więcej i jest coraz bardziej wymiąchana, wygnieciona, szaro-brązowa. Niewiarygodnie spieprzone piwo. To się nie mieści w skali piwnych porażek aromatycznych. Ludzie, kto to wymyślił, kto to na rynek wypuścił? No dobra, uczciwość nakazuje odnotować jakąś czekoladę, jakąś goryczkę, jakąś chyba jarzębinę, coś tam się błąka po peryferiach tej plasteliny. Ale żeby tylko tak? Taka kooperacja, taaakie (potencjalnie) piwo? Skandal. Spróbujmy posmakować (choć współdegustantka, która już w gardło wlała pierwszą porcję, krzyczy do mnie, „nie pij tego!”).
Spróbowałem. W dzieciństwie zdarzyło mi się ugryźć plastelinę, więc wiem jak smakuje. To samo uczucie, ta sama rozkosz dla zmysłów. Plus jakaś nafta, zjełczały olej. I jeszcze łyk. I jeszcze jeden. Szansę dajemy do końca. No, prawie do końca. W połowie butelki zapadła decyzja.
Kategoria: DO ZLEWU

No tak. Popróbowali, wypili. Wypili co się dało, resztę zgrabnym ruchem nadgarstka do zlewu wylewając. Można powiedzieć, że dzisiejszy wynik to 3:2. Trzy piwa zaskoczyły, trzy dały gębie dużo radochy. Dwa pozostałe natomiast powinni w Lidlu sprzedawać. W trakcie tej promocji, co to satysfakcję gwarantowała. Natychmiast poleciałbym dopominać się o zwrot kasy. Pinta dostaje u nas kolejnego bana. Przynajmniej na jakiś czas. Za każdym razem, jak przyjdzie mi do głowy kupić jakieś piwo z Pinty, odpowiednią kasę na WOŚP odłożę. Niech będzie z tego jakiś pożytek.

Kormoran nie zawiódł, choć w jednej z najtrudniejszych kategorii wystąpił. Wszelkie odmiany IPA to wszak w wykonaniu rodzimych piwowarów jakiś dopust boży. A tu bach! Piękne, sympatycznie skomponowane piwo się pojawia. Szkoda, że to tylko raz w roku. Nie żebym zaraz na AIPA już całkiem chciał się przestawić. Ale od czasu do czasu – czemu nie? No i sprawdził się Largus. Jestem za. Następnym razem wezmę coś więcej od nich. Wreszcie te śledzie z Piwoteki. Co prawda, zdecydowanie szprotki to były w smaku i aromacie, ale były, swoje zrobiły, nie zawiodły, nie rozczarowały. Ciekawe piwo, a naszym zdaniem, po prostu fajne. No i uratowały w naszych oczach Piwotekę. Bo ten jarzębinowo-plastelinowy RIS… Nie, zmilczmy.

Dziś w ranking się nie bawimy – za duży rozstrzał gatunkowy.
Wszystkie próbowane dzisiaj piwa do kupienia w sklepie Po Robocie, ul. Westerplatte 9, Świdnica. I nawet jeśli ze dwa dzisiaj trafiły do zlewu, to do Po Robocie warto zaglądać regularnie, do czego serdecznie zachęcamy mieszkańców okolicy. Niech nam się rozwija i nowych wrażeń dostarcza.


2 komentarze:

  1. Jestem zaskoczony tym De Molenem. Podobno oni "złych" piw nie robią. Tym bardziej że to nie są tanie "rzeczy".
    pozdrawiam
    artur996

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też byłem zaskoczony, też byłem pewien, że nie robią złych piw. Cóż, widocznie tak im wyszło tym razem. Już po wylaniu połowy tego RISa i napisaniu tego tekstu, sprawdziłem tu i ówdzie. Okazuje się, że to nie tylko moje wrażenie. A że tanie to nie jest, to fakt.

      Usuń