niedziela, 24 kwietnia 2016

Czego to ludzie z pszenicy nie uwarzą



Hoegaarden (InBev) 4,9%
467. Pszeniczna Bomba (Browar Pivovaria) 5,1%
468. Rebel Pszenica Dubeltowa (Browar Sulimar) 8%
469. Po Godzinach Koźlak Pszeniczny (Browar Amber) 6,2%

Wpisy coraz rzadziej, bo i nie ma o czym za bardzo pisać. Zdolności odrzucające krajowych browarów kraftowych, jeśli człowiek szuka dobrego piwa do wypicia, są oszałamiające.

Nie dalej jak przedwczoraj, w ramach świętowania kolejnych urodzin, wybrałem się na knajpiany obchód. Trafiłem między innymi w miejsce, gdzie leją krafty. Boże drogi, co tam się działo… Najpierw gębę wykręciła Sztuczna Mgła z Bazyliszka, potem (wiem, miałem nie pić już nigdy więcej Pinty) Table Brett z Pinty sparaliżowało zdolność odczuwania czegokolwiek na dobrych parę minut. Ratunku szukałem w Bersekerze od Kingpina, w nadziei na obiecywane akcenty wrzosowe, jakąś może łagodność, może jakąś pełnię, złożoność smaku… Ni chu-chu, jak mawiają u mnie na wsi. Straszne, traumatyczne wręcz przeżycia. Pustka, kwach, dno. I wtedy pomyślałem, że może jakieś nagrodzone, fetowane piwo, może jakieś barleywine na przykład, może American Barleywine Grand Prix (wiem, znowu Pinta, niepoprawny jestem w swojej naiwności) zrobi mi wreszcie dobrze. I gdy już miałem wrażenie, że rzeczywiście jakoś tam zaczyna koić moje kubki smakowe, ze zdziwieniem skonstatowałem, że to tylko zadziwiająca ludzka zdolność do adaptacji. W porównaniu z poprzednimi wyrobami piwopodobnymi, rzeczywiście pintowe barleywine zdawało się być krainą łagodności i jakiegoś nieobecnego wszędzie wokół piwnego sensu. Ale wtedy dojrzałem na półce butelkę z charakterystycznym górnikiem na etykiecie – jest coś z Miedzianki, czego jeszcze nie piłem! I sięgnąłem po Wołka, piwo w stylu Kölsch. I stała się jasność, i Bóg wiedział, że to było dobre, i tak dalej. I znowu uwierzyłem, że jednak da się zrobić dobre piwo gdzieś na wschód od Odry i Nysy, bez zadęcia i robienia fikołków piwowarskich, które wrażenie robią już chyba tylko na najbardziej zagorzałych wyznawcach kraftowej religii.

No i nie ma o czym pisać. Bo ile można się krzywić i marudzić? Ile można czekać, aż wreszcie ktoś uwarzy smaczne, harmonijne, głębokie piwo? Ile razy można się naciąć, a jednak dalej szukać?

Tyle marudzenia. Poniższy wpis powstał co najmniej miesiąc temu, ale jakoś nie było czasu, ochoty i serca, by publikować.

Dzisiaj cztery zupełnie różne wyroby piwne, dla których podstawą jest pszenica. I to jedyne, co je łączy. Poza tym, to przedstawiciele skrajnie różnych stylów piwnych. I tak, jest u nas klasyczny, belgijski witbier Hoegaarden. Gościło już u nas parę razy, zawsze się podobało, radość podniebieniu sprawiało, więc oczekujemy, że i tym razem nie zawiedzie. A na pewno nie zawiodło Tesco, w którym dużą butelkę Hoegaarden można było nie tak dawno ściągnąć z półki za jedyne 10,49 zł. Prosto z Radomia, z tamtejszej Pivovarii przyjechała do nas Pszeniczna Bomba, klasyczny weizen. Pivovaria też jak dotąd nie zawodziła, choć w przypadku ich piw kluczowe znaczenie wydaje się mieć świeżość. Pszeniczna Bomba dotarła do nas na świeżo, więc oczekujemy czegoś dobrego. Podczas codziennych zakupów wpadła nam do koszyka buteleczka Pszenicy Dubeltowej z Browaru Sulimar – weizena o podwyższonym ekstrakcie i, co za tym idzie, wyższej zawartości alkoholu. Na koniec, wreszcie udało się dopaść kolejną edycję serii Po Godzinach z bardzo przez nas szanowanego Browaru Amber, a mianowicie Koźlak Pszeniczny.

Hoegaarden – jak na białe piwo przystało – jest bardzo jasne. Podczas nalewania do szklanki pokryło się obfitą, gęstą, śnieżnobiałą pianą. Drugie w konkurencji na obfitość piany jest Rebel Pszenica Dubeltowa. Przy tym jest mętne, wygląda jak klasyczny weizen. Koźlak Pszeniczny z Browaru Amber jest również wyraźnie mętne, piana na jego powierzchni jest lekko beżowa, nieco mniej obfita i mniej trwała niż na Rebelu i Hoegaarden. Barwa tego koźlaka jest ciemnobursztynowa, dość wyraźnie wpadająca w odcienie czerwieni. Dość sporym rozczarowaniem, przynajmniej wizualnie, jest Pszeniczna Bomba z Pivovarii, na której piana niemal nie zaistniała, a ta odrobina, która się wytworzyła, zniknęła niemal bez śladu zanim dokończyłem nalewanie pozostałych piw. Jest nieco ciemniejsze od Rebela, raczej herbaciane, wyraźnie mniej mętne. Zobaczmy co są warte w aromacie i na podniebieniu.

Hoegaarden Witbier (11,7 Blg) – w aromacie banany, melon, cytrusy, nutka miodu, lekka kwiatowość, odrobina gruszki, goździki, nieco kolendry. Aromat przyjemny, dobrze znany, nie zawodzi. Po paru chwilach jednak aromat ucieka, wietrzeje. Chciałoby się powiedzieć – subtelnieje, ale on po prostu zanika. W smaku jest lekkie i rześkie. Akcenty cytrusów, lekka drożdżowość, różana konfitura, odrobina tych bananów z aromatu, melon miodowy, delikatne nutki goździków. Bardzo przyjemne, świetnie ułożone piwo. Wymarzone do gaszenia pragnienia w letnie upały. Dobrze, że właśnie zaczyna się wiosna – do tych upałów już niedługo.

Pszeniczna Bomba (12,5 Blg, niefiltrowane, pasteryzowane) – w aromacie czarna herbata, odrobina naftaliny, trochę bananów. Aromat mało złożony, lekki, dość rozczarowujący. Nieznaczny akcent drożdżowego ciasta. W smaku jest bardzo lekkie, żeby nie powiedzieć wręcz wodniste, z akcentami bananów, drożdży, słodu pszenicznego, z odrobiną orzechów laskowych, szczyptą kawy, nutką karmelu. W smaku nadrabia dzielnie wszystkie braki z aromatu – ładnie poukładane, harmonijne piwo pszeniczne. Jego podstawową wadą jest stanowczo zbyt niskie wysycenie. Po paru chwilach spędzonych w szklance piwo prawie nie ma już gazu, a szkoda, bo dopóki go miało, smakowało całkiem przyzwoicie. A tak, wyszedł napój karmelowo-drożdżowy.

Rebel Pszenica Dubeltowa (18,1 Blg) – w aromacie wyraźny banan i melon, biała czekolada, kwiaty bzu – co byłoby bardzo przyjemne, gdyby nie bardzo wyraźnie przebijająca alkoholowość, która wraz ze wzrostem temperatury piwa robi się coraz mniej przyjemna. W smaku wyraźnie bardziej ciężkie od poprzedniczek, nieco zmulone, owocowo słodkie, głównie dojrzały, ciężki banan, skórka chleba, lekka kwaskowość. Jest stanowczo zbyt mało wyraziste, akcenty smakowe są ciężkie, zawiesiste. No i ten alkohol – duży minus całego doświadczenia.

Po Godzinach Koźlak Pszeniczny (15,1 Blg) pachnie gorgonzolą, trawą i ziołami, spod tego wszystkie nieśmiało pokazują głowę akcenty typowe dla pszenicy, a więc banany i melon. Aromat bardzo szybko wietrzeje i staje się dość nijaki. A właściwie zaczyna pachnieć jak niepierwszej czystości rzeczka po przepłynięciu przez wieś, w której szamba albo się rzadko opróżnia, albo na pytanie o szambo pyta się co to właściwie jest szambo. Nieprzyjemnie. W smaku jest lekkie, dość rześkie, jednak bardzo płaskie. Nieco słodka, kwaskowata owocowość (cierpkie jabłka) zmaga się z brudną, nieprzyjemną goryczką – jakby w tych cierpkich jabłkach przegryźć pestki – i za chwilę go nie ma. Piwo krótkie byłoby najlepszym jego określeniem. Tak, jest tam odrobina drożdży, jest troszkę ciemnego, palonego słodu, ale to wszystko ma tylko parę sekund na zaistnienie na podniebieniu, po czym rozmywa się w niebycie. Rozczarowanie.

Wygląda na to, że od samego początku, jeszcze do zdjęcia, piwka dzisiejsze same ustawiły się w końcowy ranking. Nie ma najmniejszej wątpliwości po które piwo sięgnęlibyśmy chętnie po raz drugi i w jakiej kolejności sięgalibyśmy po kolejne. No i nie pierwszy raz Hoegaarden staje na szczycie podium. Nie pierwszy raz Po Godzinach z browaru Amber rozczarowuje, a szkoda, bo przecież stała oferta tego browaru nie ma sobie równych na polskim rynku.

1. Hoegaarden
2. Pszeniczna Bomba
3. Rebel Pszenica Dubeltowa
4. Po Godzinach Koźlak Pszeniczny



1 komentarz: