606. Maja (Browar
Olimp) 4,9%
607. Malinowy Beret
(Browar na Jurze) 3%
608. Różowa Pantera
(Browar na Jurze) 5%
609. Fruit Wheat
Cieszyński (Browar Zamkowy Cieszyn) 5,5%
Już tyle czasu minęło od letniego sezonu na owoce, tak bardzo
doskwierają syntetyczne witaminy do
organizmu wprowadzane, że człowiekowi ckni się do tych krzaków obwieszonych
świeżymi malinami, truskawkami, jagodami. A w sklepach jedynie sztucznie pędzone,
z dalekich krajów sprowadzane, niesmaczne, drogie… Czas pocieszenia w piwie
poszukać. Coby w nowy rok wejść z optymizmem na obliczu wymalowanym. A że
człowiek na co dzień skwaszony chodzi, ideałem byłyby owoce na kwaśno w celu
uniknięcia szoku witaminowo-fruktozowego. Takich właśnie piw szukaliśmy na
półkach zaprzyjaźnionego sklepu Po Robocie. I takie właśnie postawiliśmy przed
sobą na stole w przedostatni wieczór tego roku. No bo w Sylwestra to raczej
wino i szampan. A właściwie cava. Czyli stoutowo raczej.
Pomysł na szukanie owoców w piwie poparł Browar Zamkowy
Cieszyn, który uwarzył niedawno nowego Grand Championa Konkursu Piwowarów Domowych,
a mianowicie Fruit Wheat Cieszyński – piwo ze sporą dozą pszenicy w zasypie i
toną liofilizowanych truskawek na litr brzeczki. A może te proporcje były
jednak trochę inne? Nieważne. Fruit Wheat znalazło się u nas na stole i tyle.
AS przygnała je tu nasza ciekawość – ubiegłoroczny Grand Champion dał się
lubić, choć reprezentował mało przez nas lubiany gatunek, czemu więc tegoroczny
miałby być gorszy? Tym bardziej, że naczytaliśmy się w Internetach (a nawet
nasłuchaliśmy) jaki to on słaby, jaki nierewelacyjny, jaki on tylko co najwyżej
„OK”. A jeśli brać hopheadzka tak pisze/mówi, to znaczy, że piwo jest albo
zupełnie do bani, albo jest całkiem niezłe.
Do towarzystwa dobraliśmy temu czempionowi dwa piwa z
Browaru na Jurze – Malinowy Beret i Różową Panterę. Po pierwsze dlatego, że
Browar na Jurze awansował ostatnio do grona naszych ulubionych (i chyba nawet
przyjdzie niedługo czas, by dać drugą szansę tak bardzo zjechanej przez nas
niegdyś Ju-Rajskiej Pomarańczy!), a smakowane niedawno Jurajskie Świąteczne
przyprawiło nas o spazmy rozkoszy. A że akurat w ofercie były dwa owocowe piwa
stamtąd, trudno o lepszą okazję by się przekonać co oni mają do powiedzenia w
tym temacie.
Na koniec do zestawu doszlusowaliśmy Maję z Browaru Olimp,
Sour Pale Ale z marakują. Ta marakuja trochę słabo pasuje nam do idei powrotu
do letnich, rodzimych owoców, ale co tam, sztuka jest sztuka. Jest kwas, są
owoce – mieści się w szerokich ramach konwencji dzisiejszego wieczoru, wszak dodatkowo
amerykańskie chmiele owoców tam powinny dorzucić sporo, a że jest kwas i są
owoce, to już powinno wystarczyć za kwalifikację do dzisiejszej stawki. No i
sporo dobrego o Browarze Olimp słyszeliśmy, a chyba nie było dotąd okazji, by
się z nim bliżej zapoznać. Chyba nie było. Chyba…
Podsumowując, mamy dziś na stole (1) Maję, piwo z Browaru Olimp,
określające się na etykiecie jako Sour Pale Ale, warzone z dodatkiem marakui,
chmielone Citrą, Magnatem, Cascade i Oktawią; (2) Malinowy Beret z Browaru na
Jurze, piwo górnej fermentacji, zakwaszone bakteriami fermentacji mlekowej,
warzone z udziałem świeżego rabarbaru, z dodatkiem soku z malin, chmielone
Marynką, Hallertauer Tradition i Amarillo; (3) Różową Panterę z Browaru na
Jurze, z dodatkiem soku z różowych grapefruitów i świeżego rozmarynu,
chmielone amerykańskimi Columbus, Citrą, Cascade i Mosaic; oraz (4) Fruit Wheat Cieszyński, piwo górnej
fermentacji, z dodatkiem liofilizowanych truskawek, chmielone chmielem Kazbek,
zwycięzcę Konkursu Piwowarów Domowych 2016.
Ogromny plus dla Browaru na Jurze za niesranie się z
informacjami o zawartości ekstraktu, gatunku piwa, czy poziomie IBU. Zawsze
twierdziłem, że to nikomu niepotrzebne. Dobre piwo obroni się samo, kiepskiemu
nie pomoże cała litania informacji na etykiecie. Tak trzymać. Oby tylko piwa
były dobre, cholera.
Tak czy owak, siadamy do ostatniej – teraz już na pewno –
sesji piwnej w tym roku, zdejmujemy kapsle, lejemy w szklanki, lejemy w pysk…
Już podczas nalewania do szklanek widać, że mamy dziś do
czynienia z dziwolągami. Malinowy Beret jest… malinowy. W barwie, znaczy. Piana
na nim słaba i nietrwała, dość szybko redukuje się do zera. Piana na Różowej
Panterze też pożal się Boże. Fruit Wheat też jakieś różowe. Z wyglądu piwo
najbardziej przypomina jedynie Maja – żadnych udziwnień, tylko nieco mętne,
ciemnosłomkowe piwo.
Maja Sour Pale Ale
(12 Blg, IBU 30, pasteryzowane, niefiltrowane, warzone w Browarze Bytów) – na
pierwszy rzut nosa, wyraźnie czuć amerykańskie chmielenie, a więc owoce
tropikalne, żywica, jest trochę agrestu, są też akcenty grzybów leśnych. I całe
mnóstwo farby emulsyjnej. Wśród wspomnianych owoców tropikalnych jest też
obiecywana na etykiecie marakuja, ale nie ma jej tu jakoś wyraźnie więcej niż w
piwach chmielonych po amerykańsku, a warzonych bez dodatku owoców. Jakaś
ściema, panie… Po raz kolejny mamy do czynienia z piwem, o którym trudno
powiedzieć cokolwiek na podstawie aromatu. Może być dobrze, może być słabo.
Zobaczymy, jak już sobie w gardła wlejemy. A więc wlewamy.
Smak jest trochę za bardzo wodnisty, za lekki. Zero ciała. A
doznania smakowe? Człowiek ma wrażenie, że pije farbę emulsyjną z wiaderka. Bo
się zapomniał podczas remontu i sięgnął nie po to naczynie. Jest tam odrobina
sosnowości, żywicy, odrobina ziołowości. I jest trochę wody, w której moczono
suszone grzyby przed wigilijnym kucharzeniem. Ani śladu owoców. Kolejne łyki,
kolejne szanse. I kolejne fale farby emulsyjnej wlewanej do gardła. Ktoś przy
stole (nie ja, a jest nas dwoje) powiedział, „to zwyczajnie jebie remontem”.
Nie, zarzucamy wszelkie próby zrozumienia co artysta chciał przez to piwo
powiedzieć. Wylewamy.
Kategoria: DO ZLEWU
Malinowy Beret (pasteryzowane,
niefiltrowane) – w aromacie wyraźne maliny, a właściwie syrop malinowy, poza
tym nieco mniej wyraźny, ale zdecydowanie obecny rabarbar. Tradycyjna oranżada.
Czarna herbata z sokiem malinowym. Echo czarnych jagód. I tyle. Nie pachnie to
na pewno jak piwo i właściwie piwa – jak dotąd – nie przypomina.
Smak jest malinowy, bardzo wyraźnie malinowy. I kwaśny. Kwaśny
sokiem rabarbarowym głównie. I jakoś tak sympatycznie połączona jest ta malina
i ten kwas. Są tam jeszcze jagody i białe porzeczki, również pięknie
wkomponowane w całość. Pyszne, bardzo ciekawe piwo. Świetnie skomponowane
smaki, które działają jak wehikuł czasu w płynie – pozwalają przenieść się choć
na chwilę do smaków dzieciństwa, do wakacji u babci, gdzie się sporządzało sok
malinowy, gdzie gryzło się zamoczony w cukrze rabarbar. I zaczynam się bać, że
te sentymenty biorą górę nad wrażeniami stricte smakowymi. Tak czy inaczej,
piwo doskonałe, tego nie można mu odmówić.
Kategoria: JESZCZE
RAZ TO SAMO
Różowa Pantera (pasteryzowane,
niefiltrowane) – w aromacie przyjemna, wyrazista sosna, bardzo wyraźny
rozmaryn, grapferuit (sok, miąższ, nie skórka), trochę żywicy, w sumie powiew z
lasu po selektywnej wycince – bo jest tu i igliwie i żywica. Plus cytryna i
pomarańcza. Bardzo wyrazisty, przyjemny aromat.
Smak… Nalałem sobie w gębę, ustawiłem palce nad klawiszami,
by pisać… I nie chce mi się. Sięgam po kolejny łyk. Co za piwo… Najpierw atak
przebogatej słodyczy owoców egzotycznych, po chwili do głosu dochodzi rozmaryn
i rozgania nieco tę słodycz. A już po kolejnej chwili z obydwu flanek atakuje
grapefruit ze swoją delikatną goryczką i kwaskowością. I nie ma śladu po tej
początkowej słodyczy. Dawno nie miałem w ustach piwa, które by tak doskonale, klasycznie
wręcz pokazywało co można zrobić na podniebieniu odpowiednio ustawiając
smakowych żołnierzy, gdzie w ustach dzieje się ewolucja trwająca dobrych
kilkanaście sekund. A może dłużej. A potem zostaje już tylko posmak słodkiego
grapefruita i odrobina ziołowości. Coś pięknego! Padł dzisiaj przy stole
zarezerwowany dla zjawisk nadprzyrodzonych okrzyk „O k**wa, jakie piwo!” I to
nie z ust faceta, jeśli to może o czymś świadczyć.
Kategoria: CUD, MIÓD,
MALINA
Fruit Wheat Cieszyński
(12,5 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane) – w aromacie wyraźnie czuje się tu
truskawki, i to fajnie się je czuje. Nie jest to aromat syntetyczny, bardziej
jak truskawki z kompotu, z lekkim poziomkowym zacięciem. Poza tym, odrobina
kolendry, nieco pszenicy, nutka sernika na zimno, odrobina drożdży. Czyli w
sumie żadnego zaskoczenia. Całość przyjemnie lekka i zgrabnie skomponowana.
Smak lekki, wyraźnie truskawkowy, wyraźnie kwaskowy. Truskawki
w smaku również wpadają w lekki odcień poziomkowy. Odrobina melona i
niedojrzałych bananów. Może troszeczkę za bardzo wysycone, ale pije się je przyjemnie.
Niewielką różnorodność, rozpiętość, jeśli chodzi o akcenty smakowe nadrabia
szlachetną elegancją, wyrazistością. Szkoda, że smakowane w zimie, bo to piwo
zdecydowanie nie na tę porę roku. Aż się prosi na letnie upały, wówczas
robiłoby naprawdę dobrze. Tak czy owak, świetne piwo, choć zdecydowanie nie
zachwyci zwolenników mocnego uderzenia w kubki smakowe.
Kategoria: JESZCZE
RAZ TO SAMO
Czas by to podsumować, ustawić w jakiejś kolejności zachwytu
– bo tak na to dzisiaj trzeba patrzeć. Podchodziliśmy do dzisiejszych piwek z
dużą dozą sceptycyzmu. Teraz (tekst ten powstaje na żywo, jak w zdecydowanej większości
przypadków) odbywa się dość ożywiona dyskusja na temat dzisiejszego rankingu.
Co do pierwszego miejsca nie ma najmniejszych wątpliwości. Nie ma wątpliwości
które piwo dzisiaj przegrywa z kretesem. Problemem okazuje się miejsce drugie i
trzecie. Piękniejsza połowa naszego duetu rozpływa się w zachwytach nad
Malinowym Beretem, ja z kolei uważam, że drugie miejsce należy się Fruit Wheat
z Cieszyna. Ostatecznie nam tutaj o piwo chodzi, a Fruit Wheat jest
zdecydowanie bliżej tego zjawiska. Jest bardziej złożone, bardziej szlachetne i
eleganckie. Przyjdzie nam podpisać protokół rozbieżności.
Mój ranking wygląda dziś tak:
1. Różowa Pantera
2. Fruit Wheat
3. Malinowy Beret
4. Maja
Niewiasta jednak na drugim miejscu stawia Malinowy Beret,
spychając Grand Championa na pozycję trzecią. Niech więc tak będzie. U niej
niech tak będzie.
Składaliśmy już noworoczne życzenia przy okazji poprzedniego
wpisu, prawda? Składamy je raz jeszcze. Niech się nam w tym Nowym 2017 Roku
piwkuje jak najmilej! A i inne radości niech z drogi nam wszystkim nie schodzą.
Do siego!
Wszystkie smakowane dzisiaj piwa kupione zostały w sklepie Po Robocie, ul. Westerplatte 9, Świdnica.