582. Bumelant
(Browar Zakładowy) 4,7%
583. Sheep Szit
(Birbant) 7%
584. RIS Blended
Barrel Aged (Birbant) 10,5%
585. Coffie
(Browar Świdnica) 5%
Poszedłem parę dni temu do Po Robocie i tym razem sięgnąłem
na ciemną półkę. Pomyślałem sobie, że czas na stouty – zima idzie, trzeba przestawić
się na ogrzewanie wewnętrzne. Przynajmniej częściowo. No a jak zobaczyłem co mi
w rękę wpadło, to zdębiałem. Sheep Szit, proszę Państwa, Sheep Szit! Wędzone
owczym gównem! Tak mówi etykieta, naprawdę. No i zamurowało mnie, bo nie tak
dawno oskarżałem polskich kraftowców o brak jaj. A jednak niektórzy je mają.
Ewidentnie! No naprawdę, bez dżołków, na śmiertelnie poważnie – wielki szacun,
Birbant! Chylę nisko czoła i czekam na więcej. A jeśli jeszcze piwo okaże się
smaczne… No ale co do tego, to zaraz się przekonamy.
No to bez emocji. Piwem, od którego zacząłem składanie
dzisiejszego zestawu jest Sheep Szit,
Smoked Extra Stout z Browaru Birbant. Słód do jego uwarzenia wędzony był,
przynajmniej częściowo, nad owczymi bobkami, zbieranymi i suszonymi osobiście
przez piwowarów z Birbanta. Przynajmniej tak brzmi oficjalna wersja browaru. I
ona mnie się podoba i jej się będę trzymał.
Tuż obok na półce stał inny produkt tego samego browaru – RIS Blended Barrel Aged. Do takiego
leżakowania w dębowych beczkach po mocnych trunkach od zawsze nastawiony jestem
sceptycznie. Jakoś nikt mnie nie przekona, że podczas kilku miesięcy cokolwiek
sensownego może się wydarzyć na linii piwo-dębina. Co najwyżej piwo wypłucze ze
zwęglonej warstwy drewna (beczki wypala się od wewnątrz, a przynajmniej
tostuje, w zależności od rodzaju beczki i rodzaju trunku, który ma w niej
leżakować) resztki tego, co w niej wcześniej leżakowało. Tak więc, w gruncie
rzeczy, można by do piwa dolać trochę burbona, whisky, rumu, czy czego tam
dusza zapragnie – i efekt byłby z grubsza ten sam. Ale jak ludkowie się lubują
w ściemie na temat dojrzewania w beczkach dębowych po tym i po owym, to niech
sobie mają. Ja nie mam nic przeciwko. Tutaj mamy do czynienia z mieszanką piw
leżakowanych wcześniej w beczkach po burbonie, whiskey i rumie. Na dodatek to
nie jakieś tam piwo, tylko gimbo-hipsterski Russian Imperial Stout (RIS) o
powalającej mocy 10,5%, a więc nie w kij dmuchał. Przekonamy się za chwil parę
czy ten RIS nas przekona do siebie, czy potwierdzi sceptycyzm – i do gatunku
piwa i do faktu leżakowania. Chociaż, jeśli dobrze się nad tym zastanowić, to akurat
dorzucenie do czekoladowo-kawowego profilu stouta akcentów rumu czy burbona
wcale nie musi wyjść piwu na złe. Wcale, ale to wcale. Zastanawia mnie tylko
kwestia techniczna – jako się rzekło, producent wymienia beczki po rumie, burbonie
i whiskey. Właśnie tak, whiskey. Czyli że irlandzka, albo amerykańska z
Tennessee (w odróżnieniu od Kentucky bourbon)? Nie szkocka whisky? Nie wiem,
nie chce mi się dociekać, ale gdyby tam jeszcze dorzucić akcenty torfowo-dymne
z beczki po jakiejś szkockiej whisky z Islay, mogłoby być jeszcze bardziej
ciekawie. No nic, za chwilę się przekonamy.
Trzecim wyborem podczas ostatniej wizyty w Po Robocie był Bumelant z Browaru Zakładowego, piwo
określane mianem Polskie Ciemne Ale.
Tak więc, nie jest to stout, ale wydaje mi się, że wystarczająco blisko, by go
w towarzystwie stoutów postawić. Poza tym, Browar Zakładowy dostaje dodatkowe
punkty za oprawę graficzną i nazewnictwo swoich piw. Żadnego zadęcia na jakieś
tam White Horse, Redemption Ale czy King of Hop, żeby daleko nie szukać.
Bumelant, Fajrant, Kombinator, czy Pierwsza Zmiana brzmią zdecydowanie bardziej
swojsko. No i – co nie bez znaczenia – o Bumelancie same dobre rzeczy
słyszałem.
Na koniec to, co prędzej czy później było nieuniknione. Piwo
z Browaru Świdnica. Dłużej nie można unikać spróbowania piwa robionego w
mieście, w którym się mieszka. Nawet jeśli nic dobrego się o nim nie słyszało.
A że dzisiaj na ciemno i stoutowo, wybór padł na Coffie z Browaru Świdnica, piwo określające się na etykiecie jako
stout. Domyślam się, że nazwa ma być nawiązaniem do kawowych akcentów,
charakterystycznych dla stoutów, choć nie wiem w jakim języku słowo kawa pisze
się właśnie tak. Z drugiej strony, być może tok myślenia twórcy szedł zupełnie
inną drogą i Coffie nie ma nic wspólnego z kawą. Podobnie jak szwedzka algfärssoppa
to wcale nie zupa z alg, a z łosia. Tak czy owak, zobaczmy co ma do
zaoferowania Browar Świdnica, wszak nie byle jaką tradycję piwowarską ma za
sobą.
Lejemy. Piana na obydwu Birbantach – klasycznie stoutowo
beżowa – pojawiła się i zniknęła. Nieco bardziej trwała była na Sheep Szit niż
na RISie. Na Bumelancie pojawiła się obfita i stosunkowo trwała piana, która
opadając okleiła ścianki szklanki. W przypadku Coffie pojawiła się dość dziwna,
grubopęcherzykowa piana, również beżowa, która dość szybko zredukowała się do
zera. Wąchamy i pijemy.
Bumelant Polskie
Ciemne Ale (12 Blg, IBU 44, niepasteryzowane, niefiltrowane) – w aromacie kawa,
orzechy laskowe, gorzka czekolada, coca-cola, lekko butwiejące jesienne liście,
trawa.
Smak przyjemny, pełny. Draże kakaowe, czarna kawa, gorzka
czekolada, palony słód. Goryczka chmielowa atakuje dopiero po chwili, jednak
zachowuje się bardzo grzecznie. Siedzi na swoim miejscu, nie zalega, nie przeszkadza
– ale też nikt nie może piwu zarzucić jej braku. Po chwili pojawiają się
przyjemne akcenty ziołowe i biszkopty. Fajne, sympatycznie ułożone piwo.
Kategoria: JESZCZE
RAZ TO SAMO
Sheep Szit Smoked
Extra Stout (19,1 Blg, IBU 33, pasteryzowane, niefiltrowane, warzone w
Browarze Zarzecze) – w aromacie przede wszystkim wędzony, lekko podkwaśniały
oscypek, kawa rozpuszczalna. Wyobraźnię i skojarzenia trudno uwolnić od wiedzy
na temat materiału opałowego, wykorzystanego do suszenia słodu – skojarzenie
jest więc nieuchronnie z aromatem wnętrza szopy, w której schroniło się stado
owiec. Poza tym, czekolada, podkwaśniałe mleko, ciastka digestive, akcenty
ziemiste. Aromat intrygujący, sam w sobie jakoś niespecjalnie przyjemny. Z
czasem przechodzi w zestaw nutek aromatycznych starego, zleżałego siana gdzieś
w kącie wybiegu dla zwierząt gospodarskich. Z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Smak pełny, kremowy, ziemisto-dymny, z akcentami palonego
słodu, gorzkiej czekolady, czarnej kawy, wędzonego oscypka, odrobiną siana,
lukrecji, palonego karmelu. O ile aromat określiłem dwuznacznie jako
„intrygujący”, o tyle smak nie pozostawia złudzeń – mamy w szklance dobre piwo.
Bogate, złożone, dobrze zbalansowane. Ot, zaskoczenie.
Kategoria: JESZCZE
RAZ TO SAMO
Russian Imprerial
Stout Blended Barrel Aged (24,5 Blg, IBU 50, pasteryzowane, niefiltrowane,
warzone w Browarze Zarzecze) – jego aromat to przede wszystkim gorzelniany
chuch menela. Poza tym, rum, czekolada, amaretto, cukierki kukułki, kakao z
odrobiną mleka. Aromat z każdą chwilą układa się coraz grzeczniej, jest coraz
bardziej przyjemny. A już z całą pewnością ten menel przestał nam chuchać w
nos. Z czasem pojawiają się akcenty skondensowanego słodkiego mleka z puszki,
przypalonego nieco, słodkiego karmelu. Bardzo fajny aromat, bardzo fajny.
Smak jest niewiarygodnie wręcz bogaty, słodki, a przy tym
aksamitnie gładki. Ma się wrażenie, że do ust sobie człowiek wlewa płynną esencję
cukierków kukułek. Są tu akcenty rumowe, czekoladowe, kakaowe, jest
skondensowane słodkie mleko, syrop cukrowy, likier wiśniowy, tort czekoladowy,
wanilia. Pięknie, rozkosznie. Całość skontrowana jest goryczką, taką
kawowo-czekoladową. Nie ma ani śladu alkoholu. Doskonała rzecz.
Kategoria: JESZCZE
RAZ TO SAMO
Coffie Stout (12
Blg, IBU 30, niepasteryzowane, niefiltrowane) – w aromacie kawa – zimna,
odstana zbożówka, mnóstwo ziaren, płatki gryczane, wafle ryżowe. Aromat nie
powala w żadną stronę – ani to przyjemne, ani nieprzyjemne, jednak trąci cienizną
i niedosytem.
Smak jest… pusty. Rozwodniona kawa, odrobina kaszy gryczanej
– jakieś totalne popłuczyny z naczynia, w którym kiedyś piwo przechowywano.
Cienkie, płaskie, bez wyrazu, bez charakteru, właściwie bez smaku.
Obrzydlistwo.
Kategoria: DO ZLEWU
No i zaliczyliśmy, no i przeżyliśmy. Zarówno owcze gówno,
jak i to coś ze świdnickiego browaru. Co prawda, przekrój gatunkowy smakowanych
dzisiaj piw jest dość szeroki, jednak pokusimy się o ranking. U mnie wygrywa
zdecydowanie RIS (o Boże, co ja mówię!). Okazuje się, że te dodatkowe akcenty
rodem przede wszystkim z rumu naprawdę ładnie wpisują się w profil
aromatyczno-smakowy tego piwa. A i sam materiał wyjściowy, samo piwo musiało
być wysokiej jakości, skoro nie epatuje alkoholem, nie przeszkadza jego moc.
Pozytywnym zaskoczeniem było gówniane piwo, choć aromat momentami dość
sugestywnie przypominał o tym, skąd te oscypkowe nutki. Bumelant nie zawiódł.
Co do Coffie – jak ktoś szuka pamiątek ze Świdnicy, niech sobie posążek dzika
lepiej kupi. Tak więc mój dzisiejszy ranking wygląda następująco:
1. RIS Blended Barrel Aged
2. Sheep Shit
3. Bumelant
4. Coffie
Pytam połowicę co ona na to. A ona na to, że nie, że
niekoniecznie. Że Coffie owszem, na końcu stawki (prawdę mówiąc, do zlewu
trafiło 3/4 szklanki), że Bumelant trzeci, owszem, ale pierwsze i drugie
miejsca jej zdaniem trzeba przestawić. No i niech jej będzie, protokół
rozbieżności. Przecież nie pokłócimy się o piwo. Na pewno znajdziemy sobie
lepszy pretekst.
"Jakoś nikt mnie nie przekona, że podczas kilku miesięcy cokolwiek sensownego może się wydarzyć na linii piwo-dębina. Co najwyżej piwo wypłucze ze zwęglonej warstwy drewna (beczki wypala się od wewnątrz, a przynajmniej tostuje, w zależności od rodzaju beczki i rodzaju trunku, który ma w niej leżakować) resztki tego, co w niej wcześniej leżakowało. Tak więc, w gruncie rzeczy, można by do piwa dolać trochę burbona, whisky, rumu, czy czego tam dusza zapragnie – i efekt byłby z grubsza ten sam. Ale jak ludkowie się lubują w ściemie na temat dojrzewania w beczkach dębowych po tym i po owym, to niech sobie mają. Ja nie mam nic przeciwko."
OdpowiedzUsuńTakie prostackie dolewanie nie byłoby zgodne z duchem kraft xD.
Ach, ten duch... ;-)
Usuń