503. Nieproszony gość (Browar Dukla) 4,6%
---. Pierwsza pomoc (Browar Pinta) 4,1%
504. Pilzner (Inne Beczki) 4,7%
---. Pilsner Urquell 4,4%
505. Trybunał Niefiltrowany Pils 5%
506. Perła Chmielowa Pils 6%
507. Namysłów Pils 6%
508. Miłosław Pilzner 5,4%
Jako się rzekło na samym wstępie tego bloga, nie jesteśmy
piwnymi freakami, hopheadami, piwnymi rewolucjonistami. Ani nic z tych rzeczy.
Najczęściej wręcz przeciwnie. Kupujemy piwo przy okazji regularnych zakupów,
przy okazji wyjazdów, przy okazji gdy nadarzy się sprzyjająca okazja. Nigdy,
bądź prawie nigdy nie wchodzimy do specjalistycznych sklepów z piwem, nie
chodzimy regularnie do multitapów, nie chłoniemy amerykańskiego chmielu
wszystkimi porami naszej skóry. Wychodzimy z założenia, że piwo jest napitkiem
pospolitym, a dobrej jakości piwo powinno być dostępne tak, jak dostępne są
ogórki, musztarda sarepska, czy mąka krupczatka. Nie zżymamy się na to, że tuż
obok tych nielicznych przyzwoitych stoją na półkach również koncernowe koszmary
piwopodobne. Bo to trochę tak, jakby zżymać się na deszcz, że pada. I że mokry.
A jak nam Grupa Żywiec czy Kompania Piwowarska zaserwują coś nowego, to chętnie
sprawdzimy ile to warte. Bez uprzedzeń i żachania się, że są słabi i w ogóle do
bani. I niech oni wreszcie odważą się coś porządnego uwarzyć…
No właśnie. Zakupy. Jak człowiek kupuje, to czasem patrzy na
cenę. Nie za długo, żeby się nie zdenerwować. Piwa kraftowe, które pojawiają
się tu i ówdzie również w sklepach zachodzących i nam drogę od czasu do czasu,
są zawsze droższe od koncerniaków. Przyjęło się przyjmować to do wiadomości bez
szemrania – przecież lepsze surowce, przecież bardziej staranny proces produkcji,
przecież mniejsza skala, i tak dalej. Słowem – za dobry produkt gotowi jesteśmy
zapłacić nieco więcej. Po jakimś jednak czasie człowiek zaczyna się
zastanawiać. Skoro w zdecydowanej większości kraftowe wynalazki lądują lub
prawie lądują w zlewie, to jak to jest z tym naszym za to płaceniem? Koniec
końców, to przecież nasza ciężko zarobiona kasa bulgocze sobie radośnie w
kanalizacji. Pomyśleliśmy sobie, że może warto spróbować napić się w ciemno i
spróbować przekonać się na własnym podniebieniu, czy przypadkiem sami siebie
nie robimy w balona. Czy jeśli postawimy obok siebie kilka piw mniej więcej
tego samego gatunku, a wśród tych kilku zestawimy piwa koncernowe, te
pochodzące z browarów regionalnych i wyroby kraftowe – czy przypadkiem nie
okaże się, że przepłacamy, cholera jasna! No bo jeśli za koncerniaka trzeba dać
około trzech złotych, za regionalne pod piątkę, a za kraft nawet w okolicach
dychy (no dobra, w Tesco 8-9 zł), a okaże się, że te tańsze wcale nie gorsze
niż te droższe – to po co przepłacać (jak powiedział pewien mędrek w reklamie
proszku do prania).
W najbliższym czasie zrobimy więc sobie kilka testów na
ślepo. Postawimy obok siebie piwa z różnego rodzaju browarów i zobaczymy co z
tego wyniknie. Na początek bardzo niekraftowy gatunek – pils. Mamy 8 różnych
piw, każde z innego browaru, każde inaczej warzone. Nalewamy je do szklanek, mieszamy,
próbujemy, oceniamy, rankingujemy, a potem sprawdzamy co jest co i wyciągamy
wnioski. Również te na przyszłość, portfelowe w charakterze. Powyższe zdjęcie
wykonane zostało długo przed wiwisekcją zawartości butelek i nie ma żadnego
związku z kolejnością smakowania.
W dalszej części wpisu posługuję się numerkami zamiast nazw
piw, a co który numerek oznacza okaże się zupełnie na końcu. Mam nadzieję się
nie pomylić, nie narazić na szwank rzetelności wyników. No i – co ważne –
odkładamy na bok naszą milion razy wyrażaną tutaj niechęć do kraftu. Bo co
będzie, jeśli okażą się lepsze? Cholera, bez dalszego gadania lejemy, oceniamy,
wąchamy, smakujemy.
Piana najszybciej zredukowała się – niemal do zera w
szklankach 2, 3, 4 i 7. Piwa nr 1, 5, 6 i 8 pokryły się pianą dość trwałą,
drobno- i średniopęcherzykową. Największy ubytek piany – niemal zupełnie do
zera krótko po nalaniu w szklance nr 3. W barwie piwa różniły się od siebie o co
najwyżej pół odcienia. Najciemniejsze i najmniej klarowne było piwo nr 5.
Piwo nr 1 pachnie
karmelową herbatą, trochę jak roibos. Akcenty śmietankowe, toffi. Trochę
chmielu, sporo zbożowości. Znowu bardzo przyjemny, pełny aromat. W smaku
kremowe – ni to śmietankowe, ni karmelowe. Goryczka chmielowa bardzo zgrabnie
równoważy słodkie akcenty toffi i karmelu, ale nawet nie próbuje niczego
dominować. Fajna harmonia na podniebieniu. Aż szkoda, że na finiszu pojawia się
jakaś tekturowa, zakurzona cierpkość, pustość.
Piwo nr 2 ma
aromat lekko słodkawy, czuć w nim tylko odrobinkę chmielu. Poza tym, właściwie
standardowa wodnistość. W smaku minimalna słodycz, lekkie akcenty owocowe
(brzoskwinie), brak chmielu i goryczki niemal totalny. Poza tym, gładkie,
stonowane, płytkie. Piwo, do którego wracać się nie chce.
Piwo nr 3 – w aromacie
znowu lekkie bajoro i bagno, ale nad nim unosi się bodaj najprzyjemniejszy,
najbardziej naturalny, jak dotąd, chmiel. Tym bardziej, że bagniste akcenty
dość szybko się ulatniają. W smaku wyraźna goryczka, ziołowość, pod którymi
ukrywa się przyjemna zbożowość. Piwo nie zachwyca, jednak zdecydowanie nie jest
pozbawione charakteru, wyrazistości. Przyjemne, nawet eleganckie, rzec można, choć
bardzo ascetyczna ta elegancja.
Piwo nr 4 – głąb kapuściany
na pierwszy niuch, ale po chwili już jest przyjemnie zbożowo. Chociaż nie, na
trzeci niuch jest tam jakaś pietruszka, seler, pełne włoszczyznowe paskudztwo.
Po chwili się to jednak ulatnia i pozostaje tylko zbożowość, wcale nie
nieprzyjemna. W smaku jest znowu przede wszystkim woda. Woda podprawiona dość przyjemnie
akcentami zbożowymi. Niewiele w nim się dzieje, obecność chmielu przejawia się
tylko w postaci lekkiej ziołowości, delikatnej goryczki – zdecydowanie jednak chciałoby
się jej tutaj trochę więcej. Ogólnie nie jest złe, choć pozostawia lekki
niedosyt.
Piwo nr 5 – w aromacie
rozgrzany słońcem drewniany pomost, świeże siano z zachwaszczonej, zapuszczonej
łąki. Generalnie, pachnie wakacjami. Smak jest pełny, owocowy – świeża
truskawka, niedojrzałe gruszki ulęgałki. Straszna szkoda, że chmiel dobrany do
tego piwa zupełnie nie współgra z akcentami piwa – wisi gdzieś nad smakiem
zasadniczym, ma się do niego nijak, jakby odgrywa zupełnie inne przedstawienie
usiłując wprosić się na tę samą scenę. Bardzo nieuporządkowany smak, a szkoda,
bo piwo ma potencjał.
Piwo nr 6 pachnie
lekko chmielowo, poza tym słód. Odrobina ziołowości i lekko trąci zgnilizną.
Aromat raczej mało apetyczny. W smaku gorzkie, dosyć chmielowe, lekko ziołowe.
Pod tymi chmielowo-ziołowymi akcentami – woda. Bardzo płytkie, cienkie piwo.
Piwo nr 7 – w aromacie
bagniste bajoro i palony plastik. Bardzo mało przyjemne. W smaku jest przede
wszystkim kwaśne i siedzi w nim ta plastikowa paloność. Jest zdecydowanie
bardziej wysycone CO2, co trochę mu pomaga, ale nie ratuje przed zlewem w
naszej kuchni. Po drugim łyku już wiadomo – tutaj jedynie bąbelki na języku
robią jakąś robotę. Masakrycznie cienkie piwo.
Piwo nr 8 pachnie
czekoladowo, jak lody kakaowe, po czym dość przyjemny, ciepły słód. Jak dotąd,
najbardziej pełny, przyjemny aromat. W smaku nieco kakaowo-czekoladowej
słodyczy, troszkę nutek palonych, żywicznych, ziołowych. Początkowo zapowiada
się świetnie, najlepiej z całej stawki, jak dotąd, ale kończy się czystym
smakiem mleczu – cierpkość i gorycz, które przesłaniają wszystko. Bardzo
niefajne piwo, bardzo niefajne. A zapowiadało się tak dobrze…
Już podczas smakowania nietrudno odgadnąć niektóre piwa. Nawet
jeśli odgadnąć by się nie dało, jasno widać (i czuć), wiadomo które są
kraftowe, które na pewno nie. A my je wąchamy, siorbiemy, mlaskamy, cmokamy.
Najczęściej jednak krzywimy się, niestety. Z jednej strony na płaskość tych,
które ewidentnie pochodzą z koncernów, z drugiej – na nieporadność recepturową,
niepoukładanie i zmarnowany potencjał tych ewidentnie kraftowych. A może się
mylimy? Ha, człowiek ani by się spodziewał jak bardzo w odbiorze smaku pomaga
mu etykieta, podany na niej skład, informacje dodatkowe. Jednak sami
chcieliśmy. Ustawiamy ranking i wreszcie sprawdzamy kto jest kto.
Mój ranking wygląda następująco:
5, 1, 4, 3, 6, 2, 8, 7 – choć tak naprawdę, moim zdaniem
tylko cztery pierwsze piwa nadają się do picia, a pierwsza trójka z niemałą
przyjemnością. Na pozostałe już dłużej patrzeć nie chcę.
Ranking najlepszej piwoszki świata, z kolei, wygląda tak:
1, 4, 5, 8, 2, 3, 6,
7
Różnimy się nieco w ocenach, jak widać, choć bywało nieraz
gorzej. Dyskutujemy jeszcze przez chwilę, zanim sprawdzimy co za piwko w której
szklance, próbujemy się nawzajem przekonać, ale każde pozostaje przy swoim. Spisujemy
protokół rozbieżności.
Oto nasze dzisiejsze piwka:
1. Pierwsza pomoc,
Browar Pinta – 10,5 Blg, 4,1% vol., IBU 33, uwarzone w Browarze Zarzecze w
Pietrzykowicach, pasteryzowane
2. Namysłów Pils
– „dla tych, co się znają”, 12 Blg, 6% vol., pasteryzowane
3. Pilsner Urquell
– 11,8 Blg, 4,4% vol., pasteryzowane
4. Trybunał Niefiltrowany Pils – 10,1 Blg, 5% vol.,
pasteryzowane, niefiltrowane
5. Nieproszony gość,
Browar Dukla – niepasteryzowane, niefiltrowane, 12,5 Blg, 4,6% vol. – zero
ściemy na etykiecie (nie podają jaki chmiel, jaki słód, itp. – wszystko do
znalezienia na stronie browaru)
6. Miłosław Pils
– chmielone na zimno, 12,2 Blg, 5,4% vol., m.in. chmiel aromatyczny z rodziny
Golding, pasteryzowane
7. Perła Chmielowa
Pils – 6% vol., pasteryzowane, chmiel lubelski – „to dzięki niemu Perła
Chmielowa ma tak doskonały smak i unikalny aromat”
8. Pilzner Bohemian
Pils, browar Inne Beczki, 12 Blg, 4,7% vol., pasteryzowane, niefiltrowane, odrobina
słodu żytniego w zasypie, chmiel Saaz, uwarzono w Browarze Zodiak koło Kłodawy.
No i co się okazuje? Po pierwsze, trzeba głośno odszczekać
wszystko zło, które się powiedziało o Pincie. Ich Pierwsza pomoc w zestawieniu
z innymi pilsami okazuje się aż nadto dawać radę. Po drugie, jednak wygrywa kraft,
co z przykrością niemałą przyznać muszę. W obydwu rankingach w pierwsze czwórce
co najmniej dwa piwa to krafty. A nawet trzy. Po trzecie, nie dziwi zgodnie
ostatnia pozycja Perły – Boże co za sik! Nigdy wcześniej tego nie piłem i nigdy
więcej nie mam zamiaru. Honoru regionalnych broni dzielnie Trybunał. Miłosław nie
zaskoczył w żadną stronę. Rozczarował Pilsner Urquell. Tym bardziej, że jeśli
wziąć pod uwagę kryterium, które nas skłoniło do takiego porównania, czyli
cenę, to cóż, nie ma oczywistych odpowiedzi – Pilsner Urquell kosztował 4,99
zł, podczas gdy Pierwsza pomoc Pinty tylko złotówkę drożej (zakupy robione w
tym samym sklepie). Wygrywa bezapelacyjnie Trybunał, który kosztował tylko 2 zł
za buteleczkę 330 ml, a który znalazł się w pierwszej trójce obydwu rankingów.
Brakuje jednej bardzo ważnej pozycji. Pilsa manufakturowego z Jabłonowa.
OdpowiedzUsuńTaaa... Nam też go brakowało. Podobnie jak Prażubra. Ale nie można mieć wszystkiego ;-)
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńmam uwagę odnośnie cen piw. Piwa zazwyczaj kupuję w sklepie specjalistycznym, bądź w monopolowym gdzie mają krafty (okolice Chorzowa, Katowic i Bytomia). Jestem przerażony jak tesco (i inne hipermarkety też zresztą) winduje ceny. Pinta pierwsza pomoc kosztuje w sklepie 4,50 w tesco 5,99 (promocja ostatnimi czasy skreślone 6,99 i tylko 5,99). Piwo z Kormorana 1na100 w tesco 5,89 a w sklepie 3,50. Wczoraj w tesco pojawił się pils marynka z wąsosza za 5,50. Ja w sklepie płace za to ok 3,50.
pozdrawiam
artur996
Ha! No i wyszło, że nie kłamię mówiąc o tym, że nie poluję na piwo w sklepach specjalistycznych. ;-) Trochę to dla mnie zaskoczenie, bo wydawało mi się, że w hipermarketach z definicji będzie taniej. Okazuje się, że niekoniecznie. Dzięki za cynk, będę musiał się rozejrzeć za innym źródłem zaopatrzenia.
UsuńCholera, i cała filozofia jak krew w piach... ;-)