500. Redneck Single
Hop Citra Pils (Browar Setka) 4,5%
501. Redneck Single
Hop Cascade Pils (Browar Setka) 4,5%
502. Redneck Single
Hop Chinook Pils (Browar Setka) 4,5%
No i weszliśmy w szóstą setkę. Odtańczyliśmy taniec radości,
wylaliśmy kilka butelek Pinty i Kraftwerka do zlewu w trakcie tańca nienawiści,
i postanowiliśmy, że w tę szóstą setkę wejdziemy tak trochę okrakiem. Bo z
jednej strony, mamy typowo koncernowy rodzaj piwa, na który niejeden
rewolucyjny, piwolucyjny guru żachnie się i skrzywi. Czyli pilsa. A pilsa
lubimy, szczególnie jeśli ciepło, a nawet gorąco i duszno na zewnątrz. Z
drugiej strony, tego pilsa postanowiliśmy dobrać po nowoczesnemu – niech będzie
kraft (a co!) i niech będzie nowofalowo, po amerykańsku. Pewno nam się nie
spodoba, ale co tam, będziemy stali twardo na gruncie piwnej kontrrewolucji. A
właściwie zdrowego rozsądku. Piwo ma smakować, a wszelkie ideologie niech sobie
jeden z drugim… na gwoździu w wychodku powieszą.
No i mamy trzy takie same piwa, trzy identyczne pilsy.
Wszystkie trzy pochodzą z kraftowego Browaru Setka, wszystkie trzy chmielone są
po amerykańsku, wreszcie wszystkie trzy mają przepiękną zawartość alkoholu –
4,5% to naprawdę dość, by piwo miało wystarczająco dużo ciała (jeśli piwowar to
rzeczywiście piwowar, nie dupa), a jednocześnie akurat tyle, by nie bać się czy
następnego dnia rano do pracy samochodem mogę jechać, osuszywszy wieczorem
czteropak. Poza tym, akurat Browar Setka – mimo iż kraftowy (patrzajcie jacy
otwarci jesteśmy!) – już zdobył nasze serca i podniebienia choćby tylko
dymionym Apollo 19 (smoked porter), więc nie boimy się wlać sobie w szklanki
takich ichnich pilsów.
No właśnie, niby wszystkie takie same, a wcale nie takie
same te piwka są dzisiaj. Każde z nich chmielone było jednym rodzajem
nowofalowego chmielu, różnym dla każdego z trzech buraków (to takie nasze
tłumaczenie angielskiego „redneck”, mam nadzieję, że trafne). I tak, mamy dziś
jedno piwko z chmielem Citra, drugie z Cascade, a trzecie z Chinook. Zwykle
krzywię się na takie „single hop”, bo najlepiej jednak wychodzą zestawienia
kilku rodzajów chmielu. Z drugiej strony, tego typu piwa pozwalają przyjrzeć
się dokładnie każdemu chmielowi, co może być później pomocne przy czytaniu
etykiet i dokonywaniu wyborów podczas piwnych zakupów. Jeśli najbardziej
smakowała mi Citra, to chętniej sięgnę po piwo, które chmielone było właśnie
tym rodzajem chmielu, nawet jeśli był to jeden z kilku zastosowanych w danej
recepturze. Zresztą, co ja będę się tu w klawisze wytłukiwał. Było na półce,
Tesco dostarczyło, nie spróbować nie wypada. Otwieramy, nalewamy.
Wszystkie trzy piwka mają jednakową barwę, typową pilsową
złocistość (choć lekko przymętniałą), wszystkie trzy pokryły się ładną, drobną,
gęstą i trwałą pianą, wszystkie trzy wyglądają na ewidentnie niefiltrowane –
jak dotąd, są to piwa wręcz wzorcowe. Pakujemy więc nosy w szklanki, szklanki
do paszcz unosimy.
Redneck Single Hop
Citra Pils (11 Blg, IBU 53, pasteryzowane, niefiltrowane, warzone w
Browarze Wąsosz) – początkowo w aromacie uderza przerośnięta, lekko zdrewniała
surowa marchewka plus owoce egzotyczne – marakuje, papaje, persymona. Po chwili
na pierwszy plan wychodzą cytrusy i delikatna, przyjemna żywica. Nie jest to
jednak nieprzyjemne, jak często bywa z amerykańskimi chmielami, a wręcz przeciwnie. W smaku jest całkiem przyjemnie – piwo
ma dużo ciała, a jak na pils jest wręcz gęste. Akcenty owoców egzotycznych,
cytrusów i gruszek bardzo sympatycznie przeplatają się z nutkami zbożowymi.
Goryczka jest w sam raz i nie pozwala piwu zrobić się mdło słodkim. Smak bogaty
i złożony. Z czasem goryczka zaczyna zalegać na podniebieniu i coraz bardziej
przeszkadzać w delektowaniu się smakiem, ale ciągle nie jest źle. A moim
zdaniem wręcz przeciwnie – całkiem przyzwoite, rześkie piwo.
Redneck Single Hop
Cascade Pils (11 Blg, IBU 45, pasteryzowanie, niefiltrowane, warzone w Browarze Wąsosz) – jest tu w aromacie kwiatowo i lekko korzennie, ale jest też
tuńczyk z puszki, okorowane pnie świeżo ściętych drzew, generalnie panuje tu
lekki chaos aromatyczny. Może się poprawi wraz ze wzrostem temperatury piwa. No
i doczekaliśmy się – kwiatowe akcenty owszem, są kwiatowe, ale przypominają
raczej woń z cmentarnego śmietnika w okolicach 7 listopada. Albo kompostownika.
Aromat jest coraz mniej przyjemny, a wręcz zaczyna się robić nieznośny. Trzeba
to wypić dopóki daje się to do ust unieść. W smaku jest płasko i cierpko.
Początkowo aksamitnie i łagodnie, ale to uczucie pełni smaku natychmiast ucieka
i pozostawia pewną pustkę, cierpkość. Po chwili pojawiają się zbożowe akcenty,
trochę cytrusów, lekka kremowość. Przez chwilę przez podniebienie przelatuje
akcent owocowy, słodki, ale ulatnia się dość szybko i ustępuje cytrusowej
goryczce. Mniej intensywnej i nie tak zalegającej, jak w przypadku Citry,
jednak zdecydowanie mniej przyjemnej jeśli chodzi o jej jakość. Innymi słowy –
goryczka sama w sobie jest tu obrzydliwa, ale nie ma jej na tyle dużo, by zdyskwalifikować piwo.
Redneck Single Hop
Chinook Pils (11 Blg, IBU 38, pasteryzowane, niefiltrowane, warzone w
Browarze Wąsosz) – aromat ostry, przenikający wprost do zatok, a w nim płyn do
podłóg, odrobina wyprawionej skóry, lekka wędzonka. Jeśli jest jakiś akcent
sosnowy, to zakopał się w chaosie pozostałych akcentów aromatycznych i ledwo go
czuć. Nie pachnie to jakoś zachęcająco, jednak my się nie zniechęcimy. Po paru
chwilach akcenty sosnowe zaczynają być bardziej zauważalne, ale nie jest to
przyjemna sosnowa żywica, a bardziej wychodek sklecony z sosnowych desek na
obozie harcerskim. Plus akcenty jabłkowe i pomarańczowe. Tragedii nie ma, mimo drastyczności opisu. W
smaku najpierw bardzo przyjemne owoce egzotyczne przemieszane ze słodem,
brzoskwiniami i miodem – bardzo fajna, złożona baza. Po chwili pojawia się
chmielowy kontratak, ale jest tak świetnie wyważony, że aż chce się sięgnąć po
kolejny łyk. Delikatny akcent toffi. Na finiszu jest bardzo fajne echo
włoszczyzny – świeży seler, lubczyk, natka pietruszki. Zaskakująco przyjemne
piwo, zaraz lecę kupić następną butelkę.
No i sprawdziliśmy. I nam się podobało. Nawet ten pils z
Cascade, na który trochę marudziliśmy, chętnie zobaczymy ponownie na naszym
stole. Nawet jeśli porównania i skojarzenia cmentarno-gnilne niekoniecznie brzmiały zachęcająco. Fajne to wejście w szóstą setkę, naprawdę fajne. Trzeba jednak ustawić
je w kolejności podniebiennej przyjazności i smakowej przyjemności. Oto nasz ranking,
jednogłośny dziś u nas:
1. Chinook
2. Citra