[Tekst powstał odrobinę ponad tydzień temu, ale jakoś się nie złożyło...]
564. Sticklebract
Singiel (Browar Maryensztadt) 5,5%
565. Hopsbant Fresh
IPA (Browar Birbant) 6,7%
566. Piwo Ryżowe
(Browar Wąsosz) 3,5%
Dzisiaj druga, nieco już skromniejsza odsłona zakupów w
niedawno otwartym w Świdnicy sklepie Po Robocie (ul. Westerplatte 9, Świdnica).
Tym razem piwka, o których nie miałem zielonego pojęcia, sięgając po nie na
półkę. Podobnie jak poprzednio, nie mają one żadnego wspólnego mianownika, są
przedstawicielkami trzech różnych stylów piwnych. Wszystkie trzy pochodzą z
browarów kraftowych, co już na samym początku każe mi drżeć o przebieg
dzisiejszego wieczoru. Na wszelki wypadek mam w lodówce ze dwie butelki Żywego
z Browaru Amber, więc w razie potrzeby będzie można sięgnąć po coś sprawdzonego.
A dlaczego te, a nie inne piwka? Ano różnie. W przypadku Piwa Ryżowego z Browaru Wąsosz,
zaintrygowała mnie najpierw etykieta, a potem informacje z tej etykiety – że
tylko 9 Blg, że jedynie 3,5% vol., że z ryżem, wreszcie że to z Wąsosza. Wąsosz
miewał w ofercie całkiem przyzwoite piwa, więc czemu nie dać szansę temu?
Sticklebract Singiel
najpierw przyciągnęło moją uwagę mdłą, zupełnie nie rzucającą się w oczy
kolorystyką, potem faktem, że jest to piwo zrobione na jednym słodzie i jednym
tylko rodzaju chmielu. No a potem doczytałem skład, gdzie podano „słodY
jęczmiennE”. Zgłupiałem, ale było już za późno, piwo już stało na ladzie i
czekało na skasowanie. Poza tym, nie przypominam sobie kiedy ostatnio piłem coś
z Browaru Maryensztadt, więc o taką decyzję było tym łatwiej. Swoją drogą,
ciągle nie wiem czy tam były słody, czy tylko był tam słód.
Wreszcie Hopsbant
Fresh IPA z Browaru Birbant. Tu chyba też zaczęło się od etykiety – trochę
psychodelicznej, trochę przywodzącej na myśl beatlesowskie bazgroły z czasów
Magical Mystery Tour. No i chyba złapali mnie tym „fresh”. Ja lubię jak jest
świeżo i przyjemnie. Jakoś nawet te trzy niosące często zgrozę literki IPA
nawet mnie nie odstraszyły tym razem. Zobaczymy co tam u Birbanta. Tam też
dawno nie zaglądaliśmy.
Kapsle z głów, lejemy. Na wszystkich trzech poprawna piana
drobnopęcherzykowa, zredukowana do cienkiej warstwy po kilku minutach.
Najchętniej oblepia ścianki szklanki w przypadku Sticklebract Singiel. Jeśli
chodzi o barwę, mamy dziś dość szeroki zakres – od bursztynowego Stickelbact
Singiel, przez złote Hopsbant do słomkowego Ryżowego. Wszystkie trzy deklarują,
że są niefiltrowane, jednak ten fakt jakoś specjalnie nie rzuca się w oczy w
szklankach.
Sticklebract Singiel
(13 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane) – w aromacie cytrusy (głównie skórka
pomarańczowa) i żywica, świeże siano, marakuja, dojrzałe brzoskwinie, zboże. Po
chwili pojawia się gryka. Aromat robi się coraz bardziej przyjemny. Być może za
krótko czekaliśmy po wyjęciu go z lodówki. I rzeczywiście – jeszcze kilka chwil
i pojawia się więcej fajnego. Na przykład, melasowa, ciepła, przyjemna słodycz.
Fajnie, smacznie pachnie to piwko. Cza go w dziób.
W smaku natychmiast uderza chmiel, pojawia się goryczka.
Chyba zbyt intensywna i zbyt jednowymiarowa. Dopiero po chwili do głosu
dochodzi zboże i odrobina ciężkich owoców egzotycznych. I tyle. Żadnej finezji,
żadnego polotu. Ot, gorzkie piwo. Ani fajne, ani niefajne. Totalnie nijakie.
Kategoria: JAKOŚ JE
ZMĘCZĘ
Hopsbant Fresh IPA
(16,5 Blg, IBU 80, pasteryzowane, niefiltrowane, warzone w Browarze Zarzecze) –
skórka grapefruitowa plus albedo tegoż przesłaniają wszystko, co mogłoby się
tam jeszcze w aromacie zadziać. Spod spodu próbują wychynąć ciężkie, soczyste
owoce egzotyczne i trochę tymianku. Ale nie mają łatwego zadania. Grapefruit
zatłukł wszystko. Dopiero po jakiejś chwili zaczyna pojawiać się akcent zboża,
odrobina żywicy, robi się mniej nieprzyjemnie. Akcent pieczonego korzenia
pietruszki. Skorupki krewetek smażonych w całości na oliwie z oliwek. Ciągle
jednak aromat nie zachęca. Nic to, nie damy się, posmakujemy. Ważne, że już nie
odrzuca.
W smaku jest zaskakująco dobrze. Jest całe mnóstwo akcentów
owocowych, takich egzotycznych owoców – i kandyzowanych i świeżych. Plus świeży
słonecznik. No i wychodzi po chwili zboże. Goryczka zupełnie nie przeszkadza,
nie ma jej za dużo, nie ma jej za mało. Cholera, kto by się spodziewał po
aromacie, że tak będzie smakowało! Odszczekuję wszelkie malkontenctwo wyrażone
przy analizie aromatu. Dobre piwo, bardzo dobre piwo.
Kategoria: JESZCZE
RAZ TO SAMO
Piwo Ryżowe (9
Blg, pasteryzowane, niefiltrowane) – w aromacie przede wszystkim jaśminowe
mydło toaletowe, guma balonowa, kwiatowa woda toaletowa mojej babci. Zapach
bardzo przyjemny, miły. Ale nie jeśli ja mam coś takiego pić. Ucieszyłbym się
gdyby tak pachniała toaleta w PKP, ale nie piwo, do diaska. Po kilku chwilach
pojawia się nieco bardziej przyjemny (konsumpcyjnie przyjemny) aromat
grapefruita. Czekamy dalej, ale w aromacie nie robi się wiele lepiej. Ciągle mamy
do czynienia z zestawem perfumowo-kwiatowo-toaletowym. Całe szczęście, że ta
toaleta czysta się wydaje. Spróbujmy jednak.
Smak ma bardzo lekki, delikatny, jednak zdecydowanie nie
wodnisty, jak można by oczekiwać po tak niskiej zawartości ekstraktu. Zaskakująco
dobry. Nutki cytrusowe, głównie pomarańcza (owoc, nie skórka), może jakieś
rozwodnione mango. Da się wreszcie wyczuć ten ryż. Taki jaśminowy ten ryż,
kwiatowy. Nie jest źle, smak nadrabia za nieszczęsny aromat. I to nadrabia z
nawiązką. Lekkie, delikatne, orzeźwiające, a przede wszystkim nietuzinkowe
piwo. No i chmielenie w sam raz – goryczka świetnie kontruje wszelkie słodycze.
Jest fajnie.
Kategoria: JESZCZE
RAZ TO SAMO
No i takie doświadczenie. Dwa piwa (Ryżowe i Hopsbant) mają
ewidentny problem z aromatem. Mydlane akcenty Ryżowego i grapefruitowa domina w
Hopsbancie jakoś nie zachęcały do niesienia piwa do ust. A tu bach – takie
zaskoczenie. I w jednym i w drugim. Za to ten Sticklebract to jakaś pomyłka.
Zdecydowanie pomyłka. Chyba jednak trzeba trochę pokombinować, pozestawiać,
proporcje dobrać, żeby dobre piwo uwarzyć. Byle nie przekombinować
Dzisiaj żadnego rankingu nie ma – bo i niby jak? A które z
tych trzech najchętniej jeszcze raz kupię? Pewno w lecie chętniej sięgnę po
Ryżowe, a po Hopsbanta w porę bardziej ponurą i zimną. Ale trudno powiedzieć.
Zbyt różne to piwa, by je zestawiać.
Przypomnę tylko jeszcze mieszkańcom Świdnicy i okolicy (ha!
rym!), że piwek dostatek znajdą w zaprzyjaźnionym Po Robocie na ul.
Westerplatte 9, co serdecznie polecam.
Jezus, Maria! Sam tam dawno nie byłem, a weekend tuż, tuż.
Właściwie już.