265. Autorskie (Pierwszy
Prywatny Browar, Lwów) 6,8%
266. Dolomiti
Doppio Malto (Birra Castello SPA) 6,7%
267. Wąsosz 15
(Browar Wąsosz) 7,8%
268. Novopacké
Pívo Kumburák (Pivovar Nova Paka) 5,3%
Dzisiaj przed nami kolejna międzynarodowa, objazdowa
wycieczka piwna. Nie żebyśmy wybierali się w jakieś bardzo dalekie strony.
Dzisiaj na stole stoją reprezentanci Ukrainy, Włoch, Czech i Polski.
„Piętnastka” z Wąsosza już nam się parę razy przez gardło przelała – i było to
całkiem przyjemne doświadczenie. Inna wersja włoskiego piwa z Dolomitów też już
nam się kiedyś przyplątała. I też nie było to przykre spotkanie, o ile mnie
pamięć nie myli. Kumburák z Novej Paki czekał na swoją kolej już wystarczająco
długo. Zaczęła się pojawiać obawa o przekroczenie terminu przydatności do
spożycia. Koło Autorskiego od jakiegoś czasu chodziłem jak koło jeża, widząc je
na półce w sklepie, z jakiegoś powodu przekonany że to piwo rosyjskie (okularów
ze sobą do sklepu zwykle nie noszę, a oni te napisy na etykietkach robią takimi
malutkimi literami!), a rosyjskiego nie chcę kupować. Koniec, kropka. Wreszcie
parę dni temu odkryłem, że to piwo z Ukrainy, z Pierwszego Prywatnego Browaru,
założonego w 2004 we Lwowie. A że współwłaściciel browaru i główny piwowar
twierdzi, że „robi piwo dla ludzi tak, jakby robił je dla siebie”, „zrobił
wszystko co mógł, a jeśli ktoś potrafi lepiej, to niech zrobi lepsze”, to można
oczekiwać czegoś sympatycznego. Przynajmniej taką miejmy nadzieję.
Piana na Autorskim znika natychmiast po przelaniu do
szklanki. Podobnie dzieje się w przypadku Wąsosza. Piwo z Dolomitów pokrywa się
pianą, która po paru chwilach redukuje się do cienkiej, jednak stosunkowo
trwałej warstwy. Jedynie Kumburák pokazuje konkurencji jak powinna wyglądać
piana na piwie – jest obfita i trwała, tworzy koronkę na ściankach szklanki.
Gdybym się na tym znał, to powiedziałbym, że ma ładny lacing.
Już na pierwszy rzut oka, jeszcze przed otwarciem butelek
jasne było, że te cztery piwa niekoniecznie są dokładnie z tej samej bajki. Są
to, co prawda, piwa dolnej fermentacji – lagery, jak kto woli – ale Autorskie reprezentuje
styl półciemny (czy też bursztynowy), Dolomiti i Wąsosz to po prostu mocne lagery,
a Kumburák to zwykły, standardowy, jasny lager. Tak czy inaczej, niech się
zetrą na naszych oczach. Czy też podniebieniach.
Autorskie (17
Blg, IBU 14, pasteryzowane, filtrowane) w swoim przyjemnym, ciepłym aromacie ma
akcenty toffi, w kierunku krówek, trochę słodu. Akcent suszonego (nie
prażonego) słonecznika łuskanego. Chmielu jak na lekarstwo. Po chwili pojawiają
się akcenty dojrzałych, ciężkich od soku wiśni. W smaku jest pełne, ciepłe,
przyjemne. Karmelowo-krówkowa słodycz współgra z dość wysokim wysyceniem,
powodującym przyjemne szemranie pęcherzyków gazu na podniebieniu. Z czasem do
głosu dochodzi słodowość, zbożowość. Gdzieś w tle bardzo delikatna nutka
chmielu. Wiem, że sam dla siebie zabrzmię dziwnie, ale tego chmielu mogłoby tu
być odrobinkę więcej, jak na mój gust. Ogólne wrażenie jest jednak bardzo
przyjemne – treściwe, aromatyczne piwo, które chce się sączyć.
Dolomiti Doppio Malto ma bardzo świeży, lekki
aromat, w którym da się wyczuć jabłka – właściwie starty mus jabłkowy – a pod
nim słód i tylko echo delikatnego chmielu. Z czasem owe jabłkowe akcenty
ewoluują w stronę suszonych jabłek z wanilią. W smaku jest lekkie, słodowe. W
smaku również obecne są akcenty jabłkowe. Pojawiają się też akcenty miodowe,
ale bez przesadnej słodyczy miodu. Chmielu niemal nie czuć, ale nie jest on tu
potrzebny, gdyż piwo jest wyraziste, żywe. Drugie przyjemne piwo tego wieczoru.
Aromat Wąsosza 15
(15,1 Blg, pasteryzowane) – Piwa Jasnego Treściwego, jak głosi etykieta – dryfuje
w stronę akcentów słodyczy cukrowej, trochę syntetycznej. Czuć w nim – poza
oczywistym słodem – wiśnie kandyzowane, galaretki owocowe w cukrze, klasyczna,
czerwona oranżada, kandyzowane owoce egzotyczne, głównie mango. I znowu z
chmielem piwowarzy postępowali bardzo oszczędnie. Nie żeby go brakowało jakoś
specjalnie w aromacie. Po jakimś czasie pojawia się akcent świeżych drożdżówek
z lukrem. Smak jednak jest sporym rozczarowaniem. Coś jakby rozwodniony do
granic przyzwoitości sok owocowy, czy może nawet kompot. Owszem, czuć w nim sporo
słodu, ciężkiego słodu, akcenty suszonych śliwek, ale tuż obok nich stoi lekka
kwaskowatość, akcent nieświeży, zepsuty. W tle pojawiają się po chwili mało
przyjemne akcenty goryczy, ale to takiej rodem z wiosennego mleczu, gorzkich
chwastów. Z czasem, po paru chwilach i pewno kilku stopniach Celsjusza w górę,
ta gorycz gdzieś zanika, a smak piwa robi się bardzo przyjemny,
słodowo-owocowo-słodki. I znowu przydałoby się nieco więcej chmielu, by tę
słodycz zrównoważyć.
Kumburák (pasteryzowane)
z Novej Paki ma aromat złożony z akcentów przepracowanego oleju silnikowego,
pasty do podłogi, plasteliny. Po jakimś czasie olej, pasta i plastelina
przybierają postać ścierki do podłogi – również mocno przepracowanej – ale
plastelinę da się dalej dość wyraźnie wyczuć. W smaku jest dziwnie nieokreślony.
Ma się wrażenie, że smakuje się ten przepracowany olej, zaprawiony słodem,
akcentami przerośniętego, starego zielonego groszku. Da się wyczuć trochę nutek
jabłkowych, ale zostają one przykryte natychmiast nieprzyjemną goryczą.
Ziołową, bezkompromisową goryczą. Po jakimś czasie, smak piwa jest po prostu
kwaśny i gorzki. I jakoś nie chce mu się dawać kolejnej szansy. Zdecydowany
kandydat do zlewu. Może przepłucze kolanko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz