292. Dziwok Summer Ale
(Kraftwerk) 5,2%
293. Wrężel
Summer Ale (Wrężel) 5%
English
Pale Ale (Primátor) 5%
Zmęczeni nieco przygodami z pszenicznymi piwami z dwóch
poprzednich sesji – a właściwie zmaganiami z obecnym w większości z nich „duchem
kraftu” – postanowiliśmy wypłynąć na spokojne wody, w jakąś krainę piwnej
łagodności. Wybór stylu angielskich pale ale wydał się nam jak najbardziej
słuszny, tak więc postawiliśmy na stole dwa piwa oznaczone jako summer ale
(Dziwok i Wrężel Summer Ale) oraz gościa z Czech, uwarzone w nachodzkim browarze
Primátor English Pale Ale. Nie do końca to samo, ale z tej samej rodziny.
Powinno być dobrze.
Każde piwo ma inny odcień – od najjaśniejszego, ciemno-słomkowego
(Wrężel), przez słabą herbatę (Dziwok) do bursztynowego (Primátor). Wrężel i
Dziwok są niefiltrowane, co widać na pierwszy rzut oka – zwartość szklanek jest
mętna, a Wrężel przypomina wręcz wyglądem piwo pszeniczne. Primátor jest
jedynym piwem filtrowanym w tym zestawie, czego znowu nie da się ukryć.
Wszystkie trzy podczas nalewania wytworzyły przyzwoitą, naturalną, oblepiającą
ścianki szklanek pianę, przy czym wydaje się, że w Primátorze jest ona
najtrwalsza.
Dziwok (12,5 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane, warzone w Browarze Rzemieślniczym Jan Olbracht w Piotrkowie Trybunalskim) pachnie
watą cukrową, zbożem, chmielem. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie jakiś
niepokojący akcent zatęchłej, zagrzybionej łazienki, mokrych ręczników,
gnijącego filcu w tle. Nie jest to akcent dominujący, ale od chwili gdy został
zlokalizowany, nie pozwala cieszyć się pozostałymi. Z czasem, wraz ze wzrostem
temperatury, na jaw wychodzą akcenty grapefruitowe i ona zaczynają dominować
aromat piwa. Jednak filcowa stęchlizna ma się dobrze. W smaku jest wodniste,
płaskie, chmielowe. Nie dzieje się nic. Jak w polskim filmie. Podgoryczkowana
woda i nic więcej. Gdzieś daleko w tle, wysiłkiem woli chyba bardziej niż
zmysłem smaku, wyczułem wreszcie pewną zbożowość. I całe szczęście, bo już
miałem zakładać sobie na nos klamerkę – aromat starego, zbutwiałego ręcznika
robi się nieznośny również podczas smakowania.
Wrężel (12 Blg, IBU 42, pasteryzowane, niefiltrowane) pachnie
cytrusami, zapoconą koszulką, a przynajmniej atmosferą przebieralni przy sali
gimnastycznej. Nie żeby to jakoś bardzo przeszkadzało. Poza tym, solidna,
słodowa baza. Z czasem aromat robi się mniej przyjemny, na jaw wychodzi
leciutki paw (tak, wymiociny), całość pogrąża się w nieuporządkowaniu, wręcz
chaosie. W smaku jest znowu rozczarowanie. Jest woda, długo, długo nic, a potem
pojawiają się – dość sympatyczne, trzeba przyznać – akcenty delikatnych
cytrusów (głównie cytryna), akcencik miodowy, coś zielonego, trawiastego. Echo
słodu pojawia się gdzieś w dalekim tle. Goryczka, choć nie jest jakoś
specjalnie nachalna, zalega na podniebieniu w sposób raczej mało przyjemny.
Primátor (pasteryzowane, filtrowane) w
aromacie ma nutki syntetycznych owoców z galaretek cukrowych na tle
przyzwoitej, wyraźnej słodowej bazy. Po paru chwilach pojawiają się również
akcenty truskawek z kompotu. W smaku ma najwięcej ciała ze wszystkich
smakowanych dziś piw – jest tam wyraźny, głęboki akcent słodu, akcenty owocowe
(truskawki), jest odrobina chmielu, jednak wyważonego, rodzimego (jeśli można tak
powiedzieć o czeskim chmielu). Nie jest to wybitne piwo, nie jest to bardzo
dobre piwo, ale zdecydowanie nie jest to piwo złe, nie jest to kandydat do
zlewu.
Kiedy aromat we Wrężel Summer Ale przerodził się w kiszonkę,
moja lepsza połowa stwierdziła, że to draństwo coś takiego w ogóle ludziom
sprzedawać. Mamy sobie dać z tym spokój, wylać resztę do zlewu – zaordynowała.
I chyba miała rację. Gnijący w zatęchłej łazience ręcznik w aromacie Dziwoka i
smak przegniłej cytryny w tymże przekonały mnie, że tak właśnie postąpić
należy. I dać sobie z tym paskudztwem spokój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz