361. Stout Cieszyński
(Browar Zamkowy Cieszyn) 6,2%
362. HedgeHog Stout
(Browar Kraftwerk) 5,1%
363. Brok Extra Stout
(Van Pur) 6,5%
364. Wrężel Stout Owsiany
(Wrężel) 5,5%
365. Night Wolf
Whisky Stout (Browar Szpunt) 5,9%
Po krótkiej przerwie spowodowanej skupieniem się na innych,
nieco bardziej szlachetnych – a już zdecydowanie na pewno droższych –
napitkach, Piwkowie wracają by w dalszym ciągu niestrudzenie poszukiwać czegoś,
co da się wypić, a jest dostępne tu i ówdzie, w okolicach zasięgu ręki. A żeby
zmiana z tamtego na to nie spowodowała zbyt wielkiego szoku, dzisiejszy zestaw
zbudowany został wokół Night Wolf Whisky Stout z Browaru Szpunt. Jak się
dowiedziałem od samych piwowarów, związek tego piwa z whisky jest dość luźny,
bo polega na wykorzystaniu w zasypie pewnej części słodu jęczmiennego poddanego
procesowi suszenia nad dymem torfowym, jak to się robi w przypadku whisky.
Wydaje mi się jednak, że słowo „whisky” użyte jest tutaj trochę na wyrost i
służyć ma jedynie jako swego rodzaju chwyt marketingowy. Równie dobrze można by
każdy napój robiony na bazie wody nazwać podobnie. Wszak whisky – ta prawdziwa,
ze Szkocji, destylowana i leżakowana w dębowych beczkach – robiona jest w dużej
mierze właśnie z wody. Zresztą, żeby już się nie wyzłośliwiać po próżnicy, wypiłem
w życiu kilka whisky, wypiłem trochę piwa. Naprawdę. Wypiłem też trochę piwa,
które w ten czy inny sposób było wytwarzane gdzieś obok whisky, np. dojrzewało
w dębowych beczkach, które wcześniej służyły do maturacji szkockiej wódy na
myszach. Ba, piłem – i to właściwie niemało, jakby zebrać wszystko do kupy –
piwo, które za chwilę miało zostać poddane destylacji, by stworzyć to, z czego
ostatecznie miała powstać whisky. Tak, prosto z kadzi fermentacyjnej w
destylarni. I z tych wszystkich doświadczeń wynika mi niezbicie, że zestawienie
piwa i whisky nigdy nie wychodzi dobrze. Piwo robi się z innego gatunku
jęczmienia, do fermentacji używa innych drożdży, inaczej prowadzi się
fermentację, inne efekty stawia się sobie za cel. I zestawienie piwnej
charakterystyki aromatyczno-smakowej z tą łiskową to trochę tak, jak założyć na
siebie ubrania w dwóch gryzących się odcieniach tego samego koloru. Tak, dla
przykładu, cynobrowy płaszcz i karmazynowy kapelusz. Niby i jedno i drugie jest
odcieniem czerwieni, ale za cholerę do siebie nie chcą pasować. Niby i piwo i
whisky robi się z wody, jęczmienia i drożdży, ale gryzą się gdy je zestawić ze
sobą.
Tak czy inaczej, trudno wyrokować zanim człowiek dzioba w
tym nocnym wilku nie umoczy. A żeby było równie ciemno, równie stoutowo, do
wilczego towarzystwa dorzuciliśmy Stout Cieszyński z Browaru Zamkowego w
Cieszynie, kolejny wynalazek Browaru Kraftwerk (warzony w Wąsoszu), mianowicie stout
z serii HedgeHog. Sądząc po buńczucznych tekstach na jego etykiecie, jeśli nie
piłeś HedgeHoga, nie wiesz jak smakuje piwo. Ja nie piłem jeszcze, więc chętnie
się przekonam. Do tego – w ramach eksperymentu – jedna z nowych propozycji Van
Pur, czyli Brok Extra Stout. Spójrzmy prawdzie w oczy, tutaj nie spodziewamy
się wiele dobrego. Ale chętnie damy się pozytywnie zaskoczyć. No i na koniec
Stout Owsiany z Browaru Wrężel, który miewa u nas – browar, nie stout – wzloty i
upadki, więc zupełnie nie wiadomo czego się spodziewać. Nalejmy, spróbujmy…
Jeśli chodzi o pianę, to prawie nie było jej na Wrężelu,
błyskawicznie zniknęła na Broku i HedgeHogu. Dość przyzwoicie trzymała się
(ciemnobeżowa w barwie) na Stoucie Cieszyńskim, a najtrwalsza była na Night
Wolfie (jasnobeżowa). Bąbelki osadzające się od wewnątrz na ściankach szklanki
z HedgeHogiem nasuwają raczej skojarzenia z coca-colą, a nie z piwem, ale nic
to, w dalszym ciągu staramy się unikać uprzedzeń. Wąchamy, pijemy…
Stout Cieszyński (14
Blg, pasteryzowane) w aromacie ma gorzką czekoladę, krem czekoladowo-kawowy do
smarowania pieczywa, lekki akcent miodowy, palony słód, karmel. Z czasem
uwypukla się aromat zboża, pojawia się akcent ciemnego chleba, wręcz
pumpernikla. W smaku jest kawowo, lekko kwaskowo. Taka dobra, mocna kawa
zalewajka, parzona przez dziadka. Na koniec pojawia się goryczka, która jest tu
dość ładnie ułożona, nie tłumi niczego, nie dominuje.
HedgeHog Stout
(11 Blg, IBU 25, pasteryzowane, niefiltrowane, warzone w Browarach Regionalnych
Wąsosz) pachnie mokrymi liśćmi jesienią, kawą, czekoladą, aromat jednak jest
bardzo niemrawy, mdły, popłuczynowy. Z czasem… nie dzieje się nic nowego. Jest
może jeszcze bardziej płasko i mdło. Pierwszy łyk HedgeHoga sprawia, że
człowiek żałuje, że w ogóle sięgnął po to piwo. Smakuje to jak woda, którą
spłukano szklankę po kawie – taką w peerelowskiej kawiarni – a zupełnie
przypadkiem pani, która poprzednio piła z tej szklanki, zostawiła na jej brzegu
resztki pomadki do ust o smaku grapefruitowym. Byłby to mniej więcej poziom
siły i wyrazistości akcentów smakowych tego czegoś. Gdzieś na finiszu znaleźć
jeszcze można akcenty skorupek na spalonych w ognisku ziemniakach. To chyba
robi tu za goryczkę. Poza tą pomadką grapefruitową. Na koniec cytat z etykiety:
„Piwa HedgeHog to gwarancja ostrych doznań. Zawsze najeżone głębią smaków i
aromatów (…)”. Tego właściwie nie chce się nawet komentować. Bo co tu można
powiedzieć? Jak pomyślę, że ciągle w piwnicy stoją jeszcze ze cztery piwa
firmowane przez Browar Kraftwerk…
Brok Extra Stout
(15,1 Blg, pasteryzowane) pachnie jak zawartość pieluszki półrocznego
niemowlęcia (a wiemy co mówimy, akurat to doznanie olfaktoryczne ciągle jest
świeże w naszej pamięci). I już. Ostre nuty mleka przepuszczonego przez układ
trawienny niemowlęcia zabijają wszystko inne, co tam ewentualnie mogło się
przytrafić. Kiedy już, po paru chwilach, kupka dziecięca wyparowała, okazało
się, że nie przesłaniała niczego. Brok nie pachnie. Chyba, że wszystkie cudowne
aromaty uleciały wraz z zawartością pampersa. W smaku jest to jakiś karmelowy
napój typu garaż-cola – słodko-kwaśny, bez głębszego wyrazu i bez treści.
Chyba, że tak właśnie smakuje zawartość tej pieluszki, ale tego doświadczenia
niestety nie mamy. Słodycz jest kleista i zalegająca. Gdzieś tam próbuje coś
zadziałać jakaś astmatyczna goryczka, ale ani ona piękna, ani skuteczna.
Obrzydlistwo pierwszej wody, czego jakoś nie chce zmienić zapewnienie z
etykiety, że piwo ma „excellent taste”, że jest to „premium quality beer”, oraz
że uwarzono je zgodnie ze „special recipe”.
Wrężel Stout Owsiany
(14 Blg, IBU 30, pasteryzowane, niefiltrowane) ma w aromacie czystą, szlachetną
kawę, palony słód, Coca-Colę, a przynajmniej taki karmel, jaki wykorzystuje się
do produkcji najpopularniejszego napoju świata. No i płatki owsiane, rzecz
jasna. Aromat przyjemny, elegancko
ułożony. W smaku jest również kawowo-czekoladowo plus nutki owsiane. Lekko,
delikatnie, gładko, kremowo. Goryczka atakuje od samego początku, ale nie ma za
bardzo czego tam kontrować, bo całość jest stosunkowo wytrawna i lekka.
Niewiele dzieje się na podniebieniu, niestety, ale nie ma też specjalnie na co
narzekać. Piwo harmonijne, przyjemne.
Night Wolf Whisky
Stout (14,9 Blg, IBU 40, pasteryzowane, niefiltrowane, warzone w Browarze
Koreb) – wnętrze stadniny koni – zespół akcentów zużytego siana, świeżego owsa,
spoconej sierści końskiej, skórzanej uprzęży, uleżałych, nieco skwaśniałych i
zwietrzałych końskich pączków. Plus odrobina kamfory, kredek świecowych,
zszarzałej od międolenia plasteliny. Nie wiem jeszcze czy ten aromat –
zdecydowanie niemający niczego wspólnego z whisky – podoba mi się, czy nie.
Jest bardzo nietypowy, a kolejne odsłony Night Wolfa pokażą czy na plus, czy na
minus. Tak czy owak, jest to przedziwne zjawisko. Obojętnie przejść obok się
nie da. Po paru chwilach pojawia się nieśmiały akcent kawy. W smaku pełne,
owsiane, kawowo-mleczne. A kawa (ta z mlekiem) jest zbożowa. Bardzo gładkie,
delikatne. Lekko kwaskowe, choć przede wszystkim słodkie. Akcenty zboża,
terpentyny. Jest wreszcie ten poszukiwany od samego początku dym torfowy –
podobne akcenty znaleźć można w whisky z wyspy Islay, a komu zdarzyło się żuć
suszony nad dymem torfowym słód jęczmienny, tego smaku nie zapomni do końca
życia. Pojawia się tylko pytanie czy te akcenty mają co robić akurat w piwie.
Moim zdaniem niekoniecznie, ale tu pewno będzie tyle opinii, ilu opiniodawców.
Tradycyjny ranking wygrywa dziś u mnie Night Wolf. Mimo
wszystkich zastrzeżeń. Może za odwołanie do torfowych sentymentów, może za to,
że ma najwięcej do zaoferowania, może za swoje udziwnienie. Żeby nie było, że
jestem taka konserwa. Warto go spróbować, niezależnie od werdyktu. Na drugim
miejscu plasuje się Wrężel, a brąz przypada Cieszyńskiemu. HedgeHog i Brok
prezentują bardzo podobny poziom pomyjkowatości, przy czym szala odrazy przechyla
się nieznacznie w stronę Broka. Tak więc, na czwartym jest HedgeHog, na piątym
Brok. I apel wewnętrzny do samego siebie, by już nigdy nie kupować Kraftwerka. Wykończyć
jak najszybciej to, co stoi jeszcze w piwnicy i zapomnieć o ich istnieniu.
Konsultacja ocen z najlepszą z degustacyjnych towarzyszek przebiega
według znanego już wzorca – ranking jest z grubsza taki sam, tylko jedno piwo
przesuwa się w rankingu w tę czy tamtą stronę. Dzisiaj u konkurencji wygrywa Wrężel,
drugie jest Cieszyńskie, a trzeci Night Wolf. Miejsca HedgeHoga i Broka – bez zmian.
I to błagalne spojrzenie – napijmy się wreszcie dobrego piwa…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz