391. Weihnachts Bier
Mönchshof (Kulmbacher) 5,6%
392. Sternquell Weihnachtsbier
Festbier (Sternquell-Brauerei GmbH) 5,8%
393. Winterhopfen
Festbier (Landskron Brau-Manufaktur) 5,3%
Podczas ostatniej wizyty za zachodnią granicą zgarnąłem z
półek trzy piwa ewidentnie nawiązujące – przynajmniej szatą graficzną na
etykiecie – do zimy i zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia. A kiedy jest
lepszy moment na świąteczne piwo, jeśli nie w wigilię Wigilii? Są szkoły,
według których w pierwszy bądź drugi dzień Świąt, ale czy naprawdę trzeba
czekać aż tak długo? (Wpis pojawia się na blogu z pewnym opóźnieniem; piwo
zniszczone zostało 23 grudnia.)
Nie wiemy nic o tych trzech butelkach. Nie wiemy również nic
o ich zawartości. Spodziewamy się jednak wiele. Spodziewamy się ciężkiego,
bogatego, słodkiego piwa o akcentach cynamonu, bakalii, czekolady, goździków, itp.
Spodziewamy się uczty, na którą wszak zasłużyliśmy wkładając nieludzki wysiłek
w unikanie prac związanych z przygotowaniami do Świąt. A w każdym razie,
ograniczając je do niezbędnego minimum. Wśród wszechobecnej presji – radio,
telewizja, reklamy, prasa – jest to naprawdę wysiłek nie lada. Dobre piwo
należy się jak psu micha. I tyle.
Zdejmuję ostrożnie kapsle, żeby uszkodzić je jak najmniej –
kto wie, może kiedyś dorobię się tablicy korkowej, do której je dumnie przytwierdzę.
Przelewam do szklanek. Hmmm… Coś tu nie pasuje. Jakieś te świąteczne piwa
jaśniutkie, leciutkie. Na pewno świąteczne? Sprawdzam etykiety – wszystko się
zgadza. Jak byk stoi, że świąteczne.
Piana naturalna, drobnopęcherzykowa, obfita – pojawia się na
wszystkich trzech piwach. Grzecznie osiada na ściankach szklanek. Tworzy jakże
świąteczny lacing (sorry, jeśli nie w Święta, to kiedy mogę używać tak mądrych
określeń?). Opada jednak dość szybko (stąd wiem, że lacing), po pewnym, stanowczo
zbyt szybkim czasie, zanika niemal zupełnie. Jednak nie samą pianą żyje
człowiek, a przynajmniej w Święta. Niesiemy więc te szklanki – pojedynczo,
proszę się nie obawiać – do nosów i ust. I tutaj…
Weihnachtsbier Mönchshof pachnie zwykłym lagerem –
mnóstwo zboża, odrobina chmielu. I to wszystko. Smak jest pełny, zbożowy, z
błąkającymi się po podniebieniu nutkami chmielu. Przyzwoitego, niemieckiego
chmielu. Solidny lager, naprawdę przyjemny, grzecznie ułożony, łagodny, pełny doskonale
skontrowanej chmielem zbożowej słodyczy, jednak nic ponad to.
Sternquell Weihnachtsbier
Festbier – kolejne rozczarowanie, jeśli chodzi o aromat. W szklance jest
lager. Lekka nutka palonego słodu gdzieś w tle. W smaku mamy tutaj, poza typowo
lagerową, słodową bazą, nieco więcej goryczki. Da się wyczuć minimalny udział
tego palonego słodu, co go w aromacie czuć było, jest odrobina akcentów
świeżych owoców. Poza tym, znowu bez fajerwerków. Nie żeby piwo było
niesmaczne. Bynajmniej. Miało jednak być świątecznie!
Winterhopfen Festbier
ma w aromacie nieco żywszych akcentów. Jakby świeże, zielone jabłka. Plus
obowiązkowa (i dość ograniczona) paleta aromatów lagera. Odrobina orzechów. W
smaku jest raczej lekkie, lagerowe, przyjemnie uzupełnione naprawdę miłym dla
podniebienia chmielem, ma delikatne akcenty jabłkowe i biszkoptowe. Bardzo
przyjemnie zestawione piwko, choć to znowu tylko lager. Ale naprawdę dobry
lager.
Spore rozczarowanie. Spodziewaliśmy się czegoś wyjątkowego,
czegoś, co naprawdę będzie się kojarzyło ze Świętami. A dostaliśmy trzy lagery.
Bardzo przyzwoite lagery. O, dużo więcej niż przyzwoite. Ale jednak tylko
lagery. Gdyby ten wieczór poświęcony był po prostu lagerom, a na stole znalazły
się dzisiejsze butelki, pialibyśmy z zachwytu. Uznaliśmy więc, nie ma co się
nastawiać, nie ma co śrubować oczekiwań, nie ma co się rozczarowywać. Trzeba po
prostu piwo pić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz