426. Piotrek z Bagien
American Amber Ale (Browar Rzemieślniczy Jan Olbracht) 6,5%
427. Underwater
American Saison (Browar Raduga) 5,7%
428. Dyniamit
Pumpkin Ale (Browar Pinta) 6%
429. Kilkenny Red
Ale (Guinness & Co) 4,2%
Dzisiaj na naszym stole cztery piwa, dla których nie mamy
pod ręką konkurencji w żadej z reprezentowanych przez nie kategorii, więc
beztrosko nalewamy sobie do szklanek cztery zupełnie różne piwa. Ostatecznie,
zadaniem każdego z nich jest przyniesienie powonieniu i podniebieniu jakiejś
radości, więc ciężkiego grzechu przecież nie popełniamy.
Po nalaniu do szklanek okazuje się, że Kilkenny wcale nie
jest czerwone, a raczej brązowe, co najwyżej z czerwonymi przebłyskami. Piotrek
z Bagien ma kolor ciemnego bursztynu. Dyniamit i Underwater mają zbliżoną barwę
jasnego bursztynu, przy czym Underwater jest o pół tonu jaśniejsze. Piana
najbardziej obfita, a przy tym przeważnie drobnopęcherzykowa i osadzająca się
na ściankach w Kilkenny, nieco słabiej, ale też przyzwoicie w Piotrku z Bagien.
Na Dyniamicie piana dość szybko opadła, nigdzie się nie osadziła. Piana na
Underwater zawierała najwięcej pęcherzyków średniej wielkości i na nim jako
jedynym po zredukowaniu do cienkiej warstwy, poszarpała się mało estetycznie.
Jak wiadomo jednak, nie pianą żyje piwo. Czas popróbować dzisiejszego
zestawienia.
Wszystkie ewidentnie niefiltrowane, poza Kilkenny. Na
pierwszy rzut oka. Piotrek z Bagien aż za bardzo – na dnie szklanki pojawia się
gruba warstwa farfocli, mimo iż butelka nie była wstrząsana, a piwo nie było
wylewane z niej do końca.
Piotrek z Bagien
American Amber Ale (14 Blg, IBU 45, pasteryzowane, niefiltrowane) – wyraźne
akcenty amerykańskich chmielów (głównie ciepłe, raczej słodkie cytrusy i
odrobina żywicy), wcale jednak jakoś nie doskwierają, nie dominują. Plus ciemne
owoce (jagody, jeżyny). Przyjemny, zachęcający aromat. Jak na amerykańskie
chmielenie. W smaku jest bardzo gorzko od samego początku. A z drugiej strony,
wodniście. Zupełnie nie ma ciała to piwo. Smak jest bardzo lekki, mało
wyrazisty – poza tą zalegającą na podniebieniu goryczką. Są tam nieśmiałe
akcenty owocowe, jakaś desperacka walka słodu o dojście do głosu, ale wszystko
to tonie w wodzie i natychmiast przykrywane jest goryczką. Zdecydowanie aromat
obiecywał coś innego. Miało być nieźle, ale jest jak zwykle.
Underwater American
Saison (13,5 Blg, IBU 35, pasteryzowane, niefiltrowane, warzone w ) – tutaj
amerykańskie chmiele są rześkie, lekkie, głównie żywiczne w charakterze. Do
tego dochodzą akcenty marmolady różanej, wosku pszczelego, kandyzowanej papai.
Aromat prosi, żeby się zająć tym piwem jakoś bliżej, zaopiekować się nim. Smak
jest wyrazisty, pełny. Są tu egzotyczne owoce, na przykład ananasy, jest tu
mieszanka kandyzowanych owoców egzotycznych, jest tu mango, marakuja, limonka.
Goryczkowe akcenty rodem z chmielu w niczym tu nie przeszkadzają, nie dominują,
przyjemnie i skutecznie kontrują dość rozbuchaną słodycz. Jest naprawdę
przyjemnie, harmonijnie.
Dyniamit Pumpkin Ale
(16,5 Blg, IBU 31, ) – pachnie płynem do naczyń Fairy. Jest tu sporo dyni,
owszem, ale też jakieś słodkie perfumy, cynamon, goździki, kardamon. Bardzo
durnowata, kiepska kompozycja. Ma się wrażenie, że za chwilę trzeba będzie
przystąpić do szorowania garów albo podłóg tym czymś, co w butelce. W smaku
jest w miarę pełne, jednak jakość tego smaku kwalifikuje je do zlewu. Akcentów
dyni choć ze świecą szukaj. Jest za to jakaś woskowość, jest całe mnóstwo
imbiru, kardamonu, kolendry, goździków. Smakuje tak, jakby sok jabłkowy
zaprawiono całą zawartością sklepów cynamonowych. Bez umiaru, bez pomysłu, bez
harmonii. Okropne, przekorzeniowane pomyje. Na koniec piołunowa gorycz z tyłu
podniebienia. Co za obrzydlistwo! Pinta at its best, szanowni państwo.
Kilkenny Red Ale
– pachnie sokiem z czarnego bzu, odrobinę winnymi jabłkami, ciemnym winogronem,
słodem i karmelem. Aromat bardzo ciepły, przyjemny. Na podniebieniu trochę
rozczarowująco mało ciała, za to sporo akcentów owocowych, głównie ciemnych
owoców, jeżyn, czarnego bzu, czarnej morwy, jabłek. Winne żelki (Maynard’s).
Względna słodycz dość szybko przechodzi w wytrawność i trochę jakby zabrakło
wykończenia, jakiejś kontry, która by to zamknęła, ujarzmiła.
Dzisiejszy ranking nie jest ustawką w stylu „to piwo jest
lepsze od tamtego”, bo – jako się rzekło na wstępie – reprezentują one zupełnie
inne style. Jest jednak coś takiego, jak „tego piwa chętniej bym się napił
jeszcze raz, a to radzę omijać szerokim łukiem”. I w taki sposób proszę
odczytywać poniższe.
Wygrywa – zdecydowanie i jednogłośnie – Underwater American Saison z Radugi. Pięknie złożone, ślicznie
zharmonizowane, naprawdę przyjemne piwo. Mimo nielubianych przez nas
amerykańskich ekstraktów chmielowych. Na drugim miejscu, znowu jednogłośnie,
plasuje się Kilkenny Red Irish Ale. Nie dlatego, żeby było takie znowu dobre.
Dlatego, że jest o niebo lepsze od pozostałych dwóch. Na trzecim miejscu jest
Piotrek z Bagien American Amber Ale – piwo nieposkładane, niefajne,
przefermentowane, a potem przechmielone jakimś syfem. Natomiast pachnące i
smakujące jak płyn do mycia naczyń lub do podłóg Dyniamit z Pinty nie zasługuje
nawet na omówienie. Straszliwy śmieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz