240. Złote Lwy (Browar
Amber) 5,6%
241. Wąsosz 12
(Browar Wąsosz) 5,2%
242. I. O. Boiko
(Kurklių Bravoras) 5%
243. Postřižinské
Sváteční speciál (Pivovar Nymburk) 5,8%
W związku z ustąpieniem afrykańskich upałów, postanowiliśmy
wytoczyć z lodówki… kilka lagerów. Wiadomo, lager jest dobry na wszystko. Co
prawda, jedno z dzisiejszych piw trudno nazwać lagerem, gdyż litewskie I. O.
Boiko to piwo górnej fermentacji, ale cóż, nie ma w naszym zasięgu jego
odpowiednika, więc musi sobie radzić w konkurencji z lagerami. Spośród czterech
piw nalanych dzisiaj do szklanek, znamy i lubimy trzy. Dzisiaj jedyną
niewiadomą jest nasz gość z Czech, Postřižinské Sváteční speciál. Kupione w wielopaku
wraz z innymi dziełami piwowarów z Nymburk, jakoś nam dotąd do szklanek nie
trafiło. Nie raz pijaliśmy – nie bez przyjemności – Złote Lwy z browaru Amber.
Zetknęliśmy się już organoleptycznie z Wąsoszową dwunastką. Też nie było źle.
Piliśmy już wspomniane I. O. Boiko. I zachwycaliśmy się. Zobaczmy jak sobie
poradzą w starciu ze sobą.
Jeśli chodzi o pianę (niektórzy mają fetysz pianowy, więc
trzeba im dostarczyć pożywki, na wypadek gdyby czytali te wypociny), to każde z
dzisiejszych piw wytworzyło jej odpowiednią ilość, jednak opadła ona w każdej
ze szklanek dość szybko, porozrywała się i w dużej mierze znikła w trakcie
naszej zabawy. Najbardziej naturalna piana pojawiła się na Postřižinskim, ona
też najskuteczniej oblepiała ścianki szklanki. I. O. Boiko zgubiło pianę
najszybciej, a i na ściankach szklanki trudno doszukać się jej śladów. Teraz
filtracja, klarowność, mętność. Jedynym zupełnie klarownym piwem dzisiejszego
wieczoru są Złote Lwy. To piwo też ma najjaśniejszy odcień. Pozostałe trzy –
nawet Postřižinské, mimo braku takiej deklaracji na etykiecie – są mętne,
ewidentnie niefiltrowane. No, powiedzmy że Postřižinské jakiejś delikatnej filtracji
poddane zostało, gdyż nie jest ani tak mętne, jak Wąsosz czy I. O. Boiko, ale
zdecydowanie daleko mu do klarowności Złotych Lwów.
Złote Lwy pachnie
słodem, z jedynie leciutką nutką chmielu w tle i delikatną sugestią miodu. Nieznaczny
akcent wosku, czy też, jak kto woli, pasty do podłóg. W smaku jest wyraźnie
słodowe, bardzo grzecznie ułożone, słodkie. Akcenty miodu są i w smaku. Chmiel
robi tu tylko za ozdobnik, co nie znaczy, że jest go tu za mało, czy za dużo. Bardzo
grzeczne, wysoce pijalne piwko. Trudno się rozpisywać na temat jego aromatu czy
smaku, ale absolutnie nie ma się czego przyczepić. Wzorzec lagera, do posłania –
na ten tychmiast – do Sevres pod Paryżem.
Wąsosz 12, jedna
z podstawowych wersji lagerów z browaru Wąsosz. W aromacie słód, może lekko podprażony,
gdyż daje lekki efekt aromatu pieczonych ziemniaków. Owoce jarzębiny. Karmel. Niemal
nie ma tu chmielu. W smaku pełne, słodowo słodkie, po chwili pojawia się lekka
kwaskowość. W pewnym momencie pojawia się tu dawno zapomniany smak świeżego,
prawdziwego chleba na zakwasie, jedzonego jeszcze na ciepło, prosto z piekarni,
bez żadnych dodatków. Bardzo przyjemne wspomnienie z dzieciństwa. Daleko w tle,
na koniec pojawia się bardzo słaba, delikatna goryczka. Nie jest jakoś
specjalnie złożone w smaku czy aromacie, ale całkiem przyjemne.
I. O. Boiko w
aromacie ma sporo. Są tu owoce (suszone gruszki), są drożdże, owoce dzikiej
róży, zdaje się, jest wreszcie lekko przydymiony słód. Po jakimś czasie, jak
się dobrze wwąchać, czuć delikatne akcenty prawdziwego, wędzonego oscypka. W
smaku lekkie i rześkie. Z jednej strony słodkie, z drugiej nieco kwaskowe, jak
w przypadku witbierów. Da się wyczuć smak drożdży, lekki akcent goździków,
kolendry, echo lukrecji. Jakby dobrze poszukać, to pewno parę innych ziół by
się tu znalazło. Bardzo sympatyczne, ciekawe piwo. Można je smakować i smakować…
Postřižinské Sváteční
speciál pachnie… gotowanym makaronem. Naprawdę. No dobrze, słodem. Z
delikatnym tylko wspomnieniem chmielu. Jakieś echo środka do dezynfekcji rąk
(wspomnienie ze szpitala). W smaku jest przedziwne – lekkie i rześkie, jak na
przyzwoity lager przystało, ale nutki smakowe, które oferuje, każą patrzeć na
nie jak na dziwadło. Warzywne chipsy – prażony korzeń pietruszki, seler. Do
tego słodkie jabłka, nieco nadgniłe. Gdzieś tam pod tym jest słodowa słodycz. A
w tle stoi chmielowa goryczka. Jednak całość robi wrażenie przedziwne. Wrażenia
smakowe trwają bardzo krótko, kończą się niespodziewanie i nieprzyjemnie. Niefajnie.
Jeśli chodzi o dzisiejszy ranking, to moim zdaniem wygrywa
I. O. Boiko. Zdecydowanie i bezdyskusyjnie. Na drugim miejscu są Złote Lwy, na
trzecim Wąsosz, a stawkę zamyka Postřižinské Sváteční speciál. Werdykt jest
jednogłośny, jak się za chwilę dowiaduję. No i pięknie.
Żebyś ty facet miał pojęcie o czym piszesz. Uśmiałem się po raz kolejny, Małomiasteczkowy zgredek..
OdpowiedzUsuńMoże ja nie mam pojęcia, może nie masz Ty. Jak myślisz, ile jeszcze potrwa ta dziecinada, zwana przez niektórych "rewolucją piwną"? Rok, dwa, może pięć. Czas pokaże. Już teraz słyszy się coraz częściej, również wśród tzw. beergeeków, że wszystko fajnie z tymi nowofalowymi chmielami, ale od czasu do czasu człowiek chciałby wypić dobre piwo, w którym można będzie poczuć smak czegoś więcej niż tylko grapefruitowej goryczki i żywicy. Ten browar, który zacznie robić powszechnie dostępne, przyzwoite i pijalne - pijalne dla szerokich mas konsumentów - piwo, ten wygra. Zresztą, już teraz niektórzy poważni piwowarzy tak robią, traktując wyskoki "rewolucyjne" jako swego rodzaju fanaberię. Chociażby Amber.
OdpowiedzUsuńA to ostatnie wcale nie było potrzebne. Kompleksy jakieś musisz sobie leczyć w ten sposób, obrażając ludzi, których nawet nie znasz, wielkomiejski koneserze tanich win? :P MSPANC