624. Basior American Barleywine (Pałacyk Łąkomin)25 Blg, 11,5% vol.
625. Nomono Rye Triple IPA (Browar Solipiwko) 24,5 Blg, 9,8% vol.
626. Art+ 11 Double Cherry Rauchweizenbock (Browar Stu Mostów) 18,5 Blg, 6,5% vol.
Nie ma nas.
Zwyczajnie nas nie ma. Piwkowie przestali istnieć, wymarli. Internetowo, znaczy. Raz po raz po
głowie chodzi chęć napisania czegoś. Raz po raz brak wieczornych sesji
porównawczych doskwierać zaczyna. Cóż, życie przestawiło się nam zupełnie, więc
i do pisania o piwie coraz trudniej zasiąść. A jak się już coś zaniedba raz –
każdy rasowy leń to wie – zmobilizować się do powrotu z każdym dniem trudniej.
Nie żeby nie było
o czym pisać. Bynajmniej. Piwo się u nas przelewa regularnie – a to przez
gardło, a to przez syfon pod zlewem. Regularnie.
Tymczasem
zdarzyła się taka oto historia – i znowu jesteśmy. Nie potrafię powiedzieć na
jak długo, ale jesteśmy. Tak czy owak, byliśmy w Pałacyku Łąkomin, gdzie – jak pewnie
nie każdemu wiadomo – znajduje się coraz bardziej prężnie działający i coraz śmielej
sobie poczynający browar. Jego wyroby urzekły nas już kilka lat temu, jako dowód
na ryzykowną skądinąd tezę, że istnieją piwowarzy, którym nieobce są takie
pojęcia jak umiar, harmonia, wreszcie smak. Przy okazji pobytu w Pałacyku nie
można było zagadnąć pani na recepcji o możliwość zakupu piwa, po czym okazało
się, że tuż obok stoi niewielka lodówka, z której całymi garściami wyciągać
można. No i wyciągnęliśmy.
Wieczór po
długiej i nieprzyjemnej podróży (deszcz, wiatr – ktoś pamięta niedawny
huragan?) trudno wyobrazić sobie bardziej rozkosznie niż przy szklance – lub dwóch
– dobrego piwa. I okazało się raz jeszcze, że w Łąkominie potrafią sobie
poradzić z materią dla wielu piwowarów kraftowych nie do przejścia – ze
stosowaniem amerykańskich, nowofalowych odmian chmielu. Tutaj nawet lager
chmielony po amerykańsku urzeka aromatem i harmonią smaku. Że o American Wheat
nie wspomnę.
Zachwyt nad tymi
piwkami zrzuciłem jednak na karb zmęczenia i pragnienia, spowodowanych
siedzeniem za kierownicą w samochodzie brnącym po wciąż budowanej S3. I przecudnej urody koliczności przyrody w Łąkominie. Swoją drogą, jak to jest, że w weekend dwa tygodnie temu byliśmy jedynymi gośćmi w całym Pałacyku? Dlatego
gdy wyjeżdżałem, do bagażnika wrzuciłem jeszcze parę butelek. Żeby na spokojnie
się im przyjrzeć. A może porównać z ofertą innych browarów. Może nawet coś o
nich skrobnąć.
Bardzo żałuję, że
nie zdobyłem się na heroizm włączenia komputera i uruchomienia Worda, gdy piłem
przywieziony z Łąkomina ichni pils niemiecki. W swojej kategorii – czysta poezja.
Ale też znowu – nie miałem do czego się odnieść, po jakiegokolwiek innego pilsa
do sklepu pójść mi się nie chciało. A to już lenistwo skrajne, zważywszy na
fakt, że z naszego nowego mieszkania mam dwa kroki do co najmniej dwóch
sklepów, w których co jak co, ale przyzwoite lagery bym znalazł – i czeskie, i
polskie, i niemieckie. Tak więc pozostaje mi tylko dać słowo, że piwko to (nie
ma go na ratebeer, ocen-piwo, ani nigdzie indziej, a nazwy się nie nauczyłem,
butelkę wyrzuciłem) jest doskonałe. Przed chwilą napisałem do browaru, jeśli
odpowiedzą zanim skończę pisać ten tekst, to wszystko będzie jasne.
Tak więc stało
się, że mamy w domu parę piw z Łąkomina, a że piwa te są nieutrwalane za
bardzo, trzeba jak najszybciej się ich pozbyć. Przez przewód pokarmowy i
kanalizacyjny. W tej kolejności, nie inaczej. I nalałem sobie Basiora…
Powąchałem, spróbowałem… I wiedziałem, że trzeba, po prostu trzeba o nim
napisać. To było zbyt piękne, żeby przeszło bez echa, żeby powierzyć tylko
mojej ulotnej pamięci. A że nie miałem za bardzo innych barley wine pod ręką,
dorzuciłem do stawki to, co pod ręką było, czyli zestawienie ni pies, ni wydra.
Ale co tam, nie porównujemy, nie zestawiamy. Po prostu, delektujemy się.
Kryterium wyboru
piwa podczas tego „dorzucania” do Basiora była jedynie moc piwa. Stwierdziliśmy, że skoro jest moc, to moc być musi. Czy jakoś tak. Stąd padło na
Nomono Triple IPA z browaru Solipiwko i słabiutkie przy całej dzisiejszej
konkurencji Art+ 11 Double Cherry Rauchweizenbock z wrocławskiego Browaru Stu
Mostów. Więcej już byśmy nie dali rady. Absolutnie.
Tak więc, mamy
kolejny wpis (hura!). Czy to oznacza powrót do o piwie po klawiaturze klepania?
Nie wiem. Być może tak, być może nie. Zależy to od zbyt wielu czynników. Zobaczymy.
Tymczasem zabierzmy się za te trzy piwa, co na zdjęciu…
Przelewamy
pozostałe dwa do szkła. Art+ wcale się nie spieniło. Pozostałe dwa tylko
odrobinę i niezbyt trwale. Wąchamy, próbujemy. Cieszymy się i radujemy. Raz
bardziej, raz mniej. Jak to w życiu.
Basior pachnie jakby nos wsadzić do silosu wypełnionego świeżo wymłóconym zbożem.
Do tego słodycz dżemu czereśniowego, własnej roboty krówki smażone na patelni
(ktoś pamięta?), sporo miodu, coca-coli, cukierków truflowych, skórka chleba.
Złożony i niesamowicie harmonijny aromat zachwyca, uruchamia ślinianki. Trudno
się doczekać pierwszego łyka.
Smak jest pełny,
słodki, karmelowo-kawowy. Skondensowane, słodzone mleko z tubki. Słodycz
idealnie wręcz skontrowana chmielem, który tutaj wcale nie występuje w postaci
jakiejś prostej, nachalnej goryczki. Tutaj po chwili od wzięcia piwa do ust
pojawia się pewna korzenność. Coś jakby cynamon, gałka muszkatołowa. Jest też
cytrusowość – jakby karmelizowane kumkwaty. Po chwili ujawnia się delikatna
żywiczność. Echo czekoladowo-kokosowego Bounty. Na końcu, niejako w finiszu,
pojawia się przepyszna, nieco wytrawna (może tylko w kontraście do całej
słodyczy wcześniej) zbożowość. Każdy z akcentów smakowych zna swoje miejsce,
pojawia się w odpowiednim momencie, współgra z całą resztą. Coś pięknego, pełen
zachwyt. Dawno czegoś tak ciekawego – tak intensywnego i bogatego nie piliśmy.
I ani przez chwilę nie czuć tu alkoholu. Ani na ćwierć brudu za paznokciem.
Mistrzostwo.
Kategoria: MIÓD, CUD, MALINA
Nomono pachnie świeżo – zachwaszczona łąka, rumianek, ogródek z piwoniami, marmolada
różana. Pod spodem karmel, trochę bardzo dojrzałych, soczystych owoców
tropikalnych, odrobina gorzkiej czekolady. Są też cytrusy i odrobina żywicy,
ale to nie one grają pierwsze skrzypce. Bardzo ciekawy, intrygujący aromat.
Smak jest pełny,
nie tak słodki, jak powyżej, ale zdecydowanie słodki, owocowy. Złamany
natychmiast cytrusową goryczką. Jest tu mango, dojrzałe nektaryny, jest tu
grapefruit, z każdym łykiem dochodzący coraz bardziej zdecydowanie do głosu.
Ale jest tu też bardzo wyraźna marmolada różana, jest świeża kolendra. Jest
ciekawie, wielowymiarowo. Z czasem pojawia się żywica, nieco cierpka, wytrawna.
Zważywszy że jest to – koniec końców – IPA, jest to piwo doskonałe.
Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO
Art+ 11 pachnie przepięknie – jest tu dym, jest kremowość, jest lekka kwaskowość –
jak w agreście – są wreszcie wiśnie. Po kilku chwilach wychodzi świeżo
wyprawiona skóra. Taka z torby skórzanej, z którą biegałem na studiach. Dobrze
utrzymana stajnia. Zachwytom nie ma końca.
Smak wypada
świeżo i radośnie – na tle wcześniej smakowanych dzisiaj piw. Jest tu
natychmiastowy atak wiśni, przy akompaniamencie dymu, suszonych śliwek i
klimatów prażonego zboża. Smak jest bez porównania mniej złożony i rozbudowany
niż w dwóch poprzednich przypadkach, ale dalej trafia w ośrodek radochy na
mapie naszych kubków smakowych. Jest dobrze, miło i przyjemnie.
Kategoria: JESZCZE RAZ TO SAMO
Nie ma sensu
robić tutaj tradycyjnego rankingu – piwa reprezentują tak skrajnie różne
gatunki, że sensu to nie ma. Z opisów wynika jasno, że gdyby chcieć poustawiać
je w kolejności po które chętnie sięgnąłbym raz jeszcze, to kolejność sama się
nam ustawiła. I jest to werdykt jednogłośny obydwojga spijających ten nektar.
Na koniec – jak
byłem mniej więcej w połowie tekstu, w skrzynce pojawiła mi się odpowiedź z
Łąkomina na pytanie o nazwę tego ichniego pilsa niemieckiego. Czyli nie dość,
że dobre piwo robią, to i klienta traktują poważnie. Kolejny plus. Pils niemiecki
z Łąkomina, o którym wspominałem, nazywa się więc Landsberger Kraft. Jeśli ktoś
stawia sobie za punkt honoru dodać nowe piwo na Ratebeer (ludzie miewają różne
ambicje), polecam szybką wycieczkę do Łąkomina, zakup rzeczonego i wrzucenie opisu.
Bo ciągle jeszcze nie ma.
W lodówce mam
jeszcze Der Amerikaner (lager chmielony po amerykańsku) i AmeryŁANin (American
Wheat). I wielką ochotę, by sobie przypomnieć jak smakują.