549. The Farmer
(Brokreacja) 5%
550. Młynarz
(Browar Profesja) 4,3%
551. Córka Młynarza
(PiwoWarownia) 4,8%
Zjawiskiem niezmiennie mnie intrygującym jest przemożna
potrzeba, nieujarzmiona wręcz rządza niektórych, zbyt licznych niestety
piwowarów, by na siłę ulepszać to, co z natury jest dobre i wystarczy tego nie
spieprzyć. Innymi słowy, jak to jest, że z gruntu smaczne gatunki piwne na siłę
trzeba dodatkowo „ulepszać”, pakując w nie tzw. nowofalowe gatunki chmielu?
Klasycznym przykładem jest klasyczne piwo pszeniczne, weizen, jak niektórzy
wolą. Są dwie możliwości, nasuwają mi się dwa wytłumaczenia – wcale jedno
drugiego nie wykluczające. Albo (1) warzenie piwa pszenicznego jest tak trudne,
a efekty osiągane przez domorosłych piwowarów spod kraftowej bandery (bardziej
piratów przypominają w swej masie, stąd bandera – wyjaśnienie dla purystów
językowych) są tak poślednie, że braki trzeba zaćmić czym wielkim, potężnym,
zniewalającym. Niech na efekty tych żałosnych prób zajdzie cień czegoś bardziej
wyrazistego. Może być też jednak tak, że (2) w swym szale twórczym zwyczajnie
nie widzą kakofonii smaków, jaką produkują nagminnie, z uporem godnym lepszej
sprawy. Nie widzą, bo albo nie chcą widzieć, gnani wizją odkrycia nowych lądów
aromatyczno-smakowych, nie wierząc w dokładność map wszelakich i relacji tych,
którzy już przez stulecia te fale prują. Albo nie są w stanie zobaczyć.
Smakując niektóre wytwory takiego, na przykład, tzw. browaru Rebelia z Kamieńca
Ząbkowickiego (pierwszy, który przyszedł mi do głowy, nie że mam coś przeciwko
temu browarowi, czego nie miałbym przeciwko kilkunastu innym), trudno uwierzyć,
że ktoś, kto warzył to piwo nie przeszedł w ostatnim, bieżącym wcieleniu
amputacji wszelkich kubków smakowych znanych współczesnej anatomii i medycynie.
Albo na wszelki wypadek zabutelkował bez smakowania, chciał sobie oszczędzić
cierpień.
Podsumowując powyższe – po jakiego diabła wrzucać
amerykańskie chmiele do łagodnego, orzeźwiającego, z natury pełnego smaku piwa
pszenicznego? Że niby lepiej będzie? Nie będzie! Że inaczej? Jasne, złamany nos
i królicza warga też wyglądają inaczej niż norma – nie znaczy to, że lepiej.
Mamy aktualnie na tapecie sześć piw, które – z grubsza rzecz
biorąc – są wariacjami na temat stylu weizen, ale ulepszono je za pomocą
dodatku nowofalowych odmian chmielu. Piszę „nowofalowych”, bo niekoniecznie
muszą to być chmiele amerykańskie. Bywają nowozelandzkie, australijskie, sam
diabeł wie jakie. Te, które użyte w niewłaściwych proporcjach (czyt. w zbyt
dużych ilościach głównie) pachną i smakują obleśną goryczą grapefruitowego
albedo, żywicy, a w najlepszym razie podgniłych owoców egzotycznych. Albo
wszystkimi trzema na raz.
Wylawszy jad i żółć w powyższych akapitach, mogę z czystym
sumieniem powiedzieć teraz, że niezależnie od tego powyżej staram się, robię co
mogę, wspinam się na wyżyny wysiłku – by w tych kombinacjach
aromatyczno-smakowych znaleźć coś pozytywnego, nie odrzucać ich na dzień dobry,
łudzić się nadzieją, że wreszcie trafię na takie piwo (a były już takie
przypadki!), gdzie ta chmielowa nowofalowość rzeczywiście stworzy nową, dobrą
jakość, nie odrzuci od szklanki, do zlewu zawartości wylać nie każe.
Wspomniane sześć „amerykańskich” piw pszenicznych rozbiliśmy
sobie na dwa wieczory, wychodząc z założenia, że sześć piw na raz to odrobinę
za dużo – i jakościowo i objętościowo – na jedno posiedzenie. Robiliśmy już
takie sesje i wcale się nam nie podobały. A szczególnie następnego dnia rano. A
szczególnie jeśli ten następny poranek był początkiem kolejnego dnia pracy. Tak
więc dzisiaj stawiamy na stole trzy piwa, wszystkie trzy z tzw. browarów kraftowych.
Pierwszym jest The Farmer z Brokreacji – browaru, na którego temat mamy bardzo
ambiwalentne odczucia. Z jednej strony, bywało nieźle, a z drugiej bywało
tragicznie, niewytłumaczalnie, koślawo, karykaturowato. Smakowo, znaczy. Drugie
piwo to Młynarz z wrocławskiego Browaru Profesja, o którym można by powiedzieć
dokładnie to samo, co o Brokreacji. A już tego kretyńskiego określenia
dymionego torfem piwa jako Islay Ale to im nie wybaczę – ale wyjaśnienie
wymagałoby wykładu na temat geografii Szkocji, regionalizacji produkcji whisky,
a przede wszystkim, geologii pokładów torfu (torf torfowi nie równy, panowie
Profesjonaliści, nawet w obrębie tak niewielkiego kraju, jak Szkocja, a o
zakład idę, że Wasz słód torfem z Islay wędzony nie był). Ale to chyba ich trochę
przerasta, więc niech sobie mają. Islay Ale, pfff… No i na koniec, Córka
Młynarza z PiwoWarowni, o której jakoś się nie damy rady wypowiedzieć, bośmy od
nich może tylko ze dwa piwa pili. Za mało, by wyrobić sobie opinię.
W obrębie dzisiejszej trójki mamy dwie pary. Oto dwa piwa
mają w nazwie odniesienia do młynarza – Młynarz i Córka Młynarza to ani chybi
rodzina, i to dość bliska. Chyba że to córka innego młynarza. Z kolei The
Farmer i Córka Młynarza uwarzone zostały w tym samym browarze, Szczyrzyckim
Browarze Cystersów „Gryf”. Ciekawe czy będą tu jakieś podobieństwa.
Przestajemy marudzić, dociekać, rozwodzić się – i nalewamy.
Trzy kapsle zeskakują z szyjek, te wędrują nad szklanki, przechył – i już się
leje. A jak się leje, to się pieni. Wiadomo – pszeniczne! Tymczasem… Piana niemal nie pojawiła się na Farmerze, a
te niewielkie ilości, które jednak pokryły powierzchnię piwa, dość szybko zredukowały
się niemal do zera. Za to piękna, gęsta piana pojawiła się na Młynarzu.
Podobnie na Córce Młynarza, choć tu nieco mniej jej było. Młynarzowa piana była
najtrwalsza, choć niewiele ustępowała jej Córka Młynarza. Wszystkie piwa na
pierwszy rzut oka niefiltrowane.
The Farmer American
Wheat (12 Blg, IBU 40, pasteryzowane, niefiltrowane, warzone w Szczyrzyckim
Browarze Cystersów „Gryf”) – w aromacie fajna pszenica, sporo tego zboża, przyjemnie
uzupełniona amerykańskim chmieleniem; ani go tu za dużo, ani za mało. Są tu
owoce egzotyczne, są cytrusy, są morele, czarna herbata, jest trochę drożdży,
jest trochę zielska. Pachnie zachęcająco, obiecująco. Z czasem pojawiają się
też akcenty toffi. W smaku jest nieźle – owoce, pszenica, drożdże. Nad wszystkim
wisi dość nienachlana, zaskakująco przyjemna goryczka o ewidentnie
amerykańskiej proweniencji, wyraźnie grapefruitowa. Po jakimś czasie pojawiają
się akcenty orzechowe. Całość skomponowana zgrabnie i przyjemnie.
Ocena: JESZCZE RAZ TO
SAMO
Młynarz American
Wheat (12,5 Blg, IBU 47, niepasteryzowane, niefiltrowane) – w aromacie
wyraźnie bardziej ziołowo, kolendrowo, lekko cytrusowo, w sumie przyjemnie.
Plus obowiązkowe akcenty pszenicznego piwa – pszenica, drożdże. W smaku jest
bardzo fajnie – mnóstwo owoców, których akcenty układają się grzecznie warstwowo
i przeplatają się z nutkami ziołowymi. Nad nimi unosi się znowu ewidentnie
amerykańskie chmielenie, głównie w postaci gorzkiej pomarańczy. Owocowe w
charakterze akcenty goryczki bardzo zgrabnie wkomponowują się w owocowe akcenty
bazy – i jest naprawdę fajnie. Goryczka być może w pewnym momencie zaczyna
przeszkadzać, jest jej ociupinkę za dużo, ale nie na tyle, by zdyskwalifikować
piwo i kazać mi pędzić z nim do zlewu.
Ocena: JESZCZE RAZ TO
SAMO
Córka Młynarza
American Wheat (12 Blg, IBU 35, pasteryzowane, niefiltrowane, warzone w
Szczyrzyckim Browarze Cystersów „Gryf”) – aromat ma najmniej wyrazisty spośród
dzisiejszej trójki, najbardziej wytrawny, najlżejszy. Jest tu odrobina świeżego
siana, jest trochę cytrusów. Gdzieś w głębi trochę dojrzałych brzoskwiń. Smak
jest dość wodnisty, rozczarowujący. Gdzieś się zawieruszył charakter piwa
pszenicznego, a została tylko goryczka – z każdym łykiem mniej przyjemna. Są
tam jakieś nieśmiałe akcenty owocowe, ale generalnie rozczarowuje.
Ocena: JAKOŚ JE
ZMĘCZĘ
No i czas ustawić je w jakiejś kolejności, zdecydować po
które chciałoby się sięgnąć ponownie, a po które niekoniecznie. I tu pojawia
się problem. Dwa z nich wydają się walczyć o palmę pierwszeństwa, podczas gdy
jedno zdecydowanie będzie musiało dzisiaj zadowolić się brązem. I obydwoje mamy
ten problem. Musimy się chyba jeszcze napić…
No dobrze, decyzje zapadły. Piwo, które wygrało u mnie,
wygrało rzutem na taśmę przemiłym akcentem owocowej słodyczy, który pojawił się
dopiero pod sam koniec, gdy piwa zdążyły się nieco ogrzać. Oto mój ranking, ale
podkreślam, że miejsca pierwsze i drugie dzieli jedynie włos tej owocowej nutki.
1. Młynarz
2. The Farmer
3. Córka Młynarza
Pytam współbiesiadniczkę co ona o tych piwkach powie, jak
ona je poukłada. A ona mi, że ten Farmer jej bardziej odpowiada. A poza tym, zgadza
się ze mną. No i dyskutuj tu z kobietą…
Co ciekawe, rzecz dostrzeżona dopiero pod koniec
wieczora. Po wszystkich tych narzekaniach na wstępie, po tym sarkaniu na ilość
amerykańskiego chmielu, wyżyłowane poza granice rozsądku IBU – okazało się, że
znowu nie ilość, a jakość ma znaczenie. Patrząc na parametry smakowanych
dzisiaj piw, to właśnie to o najniższej deklarowanej goryczy (IBU) zajęło
bezapelacyjnie ostatnie miejsce. Czyli ewidentnie musi chodzić o coś innego.
Być może o jakość tych chmielowych granulatów, które stosują nasi piwowarzy
(nie wiem jak wyglądają źródła zaopatrzenia), a być może właśnie o umiejętność ich
skomponowania – i to zarówno różnych odmian chmielu ze sobą, jak i całej tej
chmielowej „czapy” z częścią zasadniczą, czyli zasypem i drożdżami. A pewno i
jakość pozostałych składników – w tym wody – wpływa na ostateczny efekt.
Wychodzi na to, że warzenie piwa nie jest tak prostą sprawą, jak mogłoby się
wydawać. Co pod rozwagę wszystkich potencjalnych kraftowców dać pragniemy.