(12/08/2015)
211. Kilikia Jubilee Beer (Kilikia) 5,1%
212. Piwo Dawne (Browar Konstancin) 5,3%
213. Kaiserdom Pilsener (Kaiserdom) 4,8%
214. Valdštejn (Pivovar Nová Paka) 7%
W związku z nieustającą, nieprzemijającą i nieubłaganą falą
upałów, u nas znowu lagery. No inaczej się nie da. Człowiek żyć musi. Tym razem
wrzuciliśmy na stół mniej egzotyczne wyroby – jeden z Armenii, jeden z Polski,
jeden z Niemiec i jeden z Czech. Po nalaniu do szklanek okazało się, że
Valdštejn ma najciemniejszą, głęboko bursztynową barwę, podczas gdy pilzner z
Kaiserdom jest blade, co najwyżej słomkowe. Wszystkie cztery piwa pokryły się
uczciwą pianą, przy czym to gość z Armenii pieni się najintensywniej podczas
nalewania. Na powierzchni Dawnego i Valdštejna piany już prawie nie było, a
nalewanie Kilikii ciągle jeszcze trwało. Piana na Kaiserdom Pilsener okazała
się najtrwalsza.
Kilikia pachnie
starym, zleżałym, zatęchłym proszkiem do prania. I niewiele więcej. Jeśli ktoś
pamięta jak za komuny kupowało się ogromny zapas proszku ixi, który potem leżał
w łazience przez długie lata i nabierał wilgoci. To właśnie tak pachnie Kilikia
Jubilee Beer. I jest to piwo bardzo konsekwentne – w smaku jest dokładnie to
samo. Obrzydliwy, chemiczny, mydlany smak wykręca gębę na drugą stronę. I już
się nie chce szukać akcentów słodowych, chmielu, czy czegokolwiek więcej. Nie,
nie, nie. To piwo wyląduje w zlewie. Choć na pewno grzecznie damy mu drugą
szansę po paru chwilach. Daliśmy drugą szansę. W aromacie pojawiła się
syntetyczna oranżada w proszku. No, może też trochę cytrynowego proszku do
szorowania. Próbujemy rozgryźć medyczny posmak, jaki pojawił się teraz –
visolvit, guajazyl? Zaczynamy bać się wylać do paskudztwo do zlewu. A nuż
rozpuści nam kolanko pod zlewem?
Dawne – warzone w
długotrwałym, tradycyjnym procesie warzenia, na bazie naturalnych składników,
które nadały temu piwu niepowtarzalny głęboki smak z bardzo dobrze zarysowaną
goryczką (jak głosi kontretykieta) – pachnie nieprzyjemnym miodem sztucznym,
słodem sztucznym i chmielem sztucznym. Innymi słowy, pachnie sztucznie i
nieprzyjemnie. I nieświeżo. W smaku jest równie sztucznie – słodkie coś, co
może trochę przypomina słód, może trochę lekko nadgniłe owoce, może zwyczajny
roztwór cukru. Jak już pojawia się gorycz, to jest nieprzyjemna, zalegająca,
bardzo kiepska.
Kaiserdom ma w
aromacie akcenty miodu, kwiatu lipy. I trochę siana. Poza oczywistymi nutkami
zbożowymi i chmielowymi. W smaku jest lekkie, świeże, wytrawne, z akcentami
zbożowymi, nieco gorzkiej czekolady i kawy. Po chwili pojawiają się bardzo
wyraźne akcenty świeżego słonecznika. Plus przyjemna, całkiem zgrabnie dobrana,
delikatna chmielowa goryczka. Gdyby tylko miało trochę więcej ciała, byłoby
naprawdę dobrym, godnym polecenia piwem. W tej postaci jest może nieco zbyt
wodniste, za mało wyraziste. Ale pragnienie gasi wyśmienicie. W finiszu lekkie
akcenty agrestowe.
Valdštejn pachnie
słodem. Słodem pokrytym aromatem limonki – najpewniej rodem z chmielu. Głębiej,
pod spodem czai się aromat owocowy – śliwkowy, brzoskwiniowy. W smaku jest
pełne, głębokie, słodowe i owocowe, z natychmiastowym atakiem chmielowej
goryczki. Jest słodko, stanowczo za słodko. No i nie o taką słodycz chyba
chodzi – można odnieść wrażenie, że piwo to dosładzano zwykłym cukrem. Po paru
chwilach z tej słodyczy wyłaniają się akcenty suszonych daktyli, suszonych
śliwek. Niestety, na podniebieniu czuje się też wyraźnie – i wcale nie
przyjemnie – wysoką zawartość alkoholu. Zwyczajnie wali sprytem, jak mawiano u
mnie na wsi.
Ranking na dzień dzisiejszy. Wygrywa – mimo zbytniego
rozwodnienia – Kaiserdom. Na drugim miejscu Valdštejn. Na trzecim Dawne, a na
szarym końcu, 1 pkt. w skali stupunktowej, Kilikia Jubilee Beer. Słońce mego
żywota twierdzi natomiast, że jej zdaniem wygrywa Kaiserdom, na drugim jest
Dawne, na trzecim Valdštejn, a na dalekim końcu Kilikia. Znowuśmy się nie
zgodzili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz