574. PL-US Polish
Americal India Pale Ale (Browar Kormoran) 6%
575. I’m so Horny!
Espresso Lager (Pinta) 6,7%
576. Łódź i Młyn
Russian Imperial Stout (Piwoteka & De Molen) 13,8%
577. Ucho od śledzia
Foreign Extra Stout (Piwoteka) 5,5%
578. Pszeniczne
(Browar Largus) 4,8%
Pożegnawszy ostatecznie wredne przeziębienie, które męczyło
mnie prawie dwa tygodnie, mogłem wreszcie wybrać się dzisiaj, w prawie zimowe
przedpołudnie, do zaprzyjaźnionego sklepu Po Robocie, by tam z półek zgarnąć to
i owo. No i zgarnąłem kilka butelek, co do których zawartości bardzom ciekaw. Wśród
nich przede wszystkim PL-US z Browaru
Kormoran. No bo jak nie zaciekawić się piwem w stylu AIPA uwarzonym przez Kormorana?
Kormoran zdołał już dać nam ogrom radości, w ciągu ostatniego roku prawie nigdy
nie zawiódł (no, może poza beznadziejnym 1 na 100, ale i najlepszym zdarza się
upaść; ważne tylko, żeby się za bardzo nie wylegiwać, jak mawiała moja pani od
francuskiego). A jeśli na dodatek ta AIPA chmielona była amerykańskimi
chmielami wyhodowanymi w Polsce? A na dodatek wcale nie jakimś tam szemranym
ekstraktem, tylko mokrymi szyszkami? No nie, to absolutnie i koniecznie
sprawdzić trzeba. Tym bardziej, że – choćby tylko ze względu na zastosowanie
świeżych szyszek chmielu – piwo to produkowane być może tylko raz w roku. Jak
nie teraz, to kiedy?
Zgarnąłem z półki, trochę niejako wbrew sobie, kolejne piwo
Pinty. I’m so horny! to mocny lager,
uwarzony z dodatkiem wybornej (podobno) kawy z Gwatemali. Kawę tę dodawano
tutaj w dwóch etapach – podczas warzenia, a potem podczas rozlewania. Za
cholerę nie wiem po co lagerowi aż 6,7% alkoholu, ale rozumiem, że Pinta
niezmiennie targetuje niedopitą młodzież, pyzatych nieletnich, co to impry organizują
pod nieobecność rodziców. A oni muszą jednak poczuć, że piwo daje w czapę, bo w
przeciwnym razie impreza się nie uda, jazdy nie będzie, do laski odwagi nie
starczy, film się nie urwie, kolejnego nie kupią. No i ta dęta nazwa, naprawdę
żałosna. No ale grupa docelowa swoje wymagania ma, a prawa rynku są
nieubłagane.
Wylawszy jad, ulżywszy sobie (to pewno konieczność zagłuszenia
własnych wyrzutów, że znowu wydałem pieniądze na Pintę) powiem tylko, że ciekaw
jestem po pierwsze tego współgrania akcentów kawy i lageru, a po drugie, jeśli
przy 18 Blg odfermentowano to coś tylko (jednak tylko, w tych okolicznościach)
do 6,7%, to oczekuję, że będzie tam smak. I to nie tylko kawowy. Potencjał
jest, przyjdzie sprawdzić co z nim zrobili piwowarzy Pinty. Z tym potencjałem,
znaczy.
Wreszcie piwo, które zgarnąłem z półki już stojąc przy kasie
– Łódź i Młyn z Piwoteki. Długo się
wahałem, zastanawiałem. No bo wiadomo, Russian Imperial Stout to znowu gatunek
warzony dla mentalnych gimnazjalistów pozujących na piwoszy. Hopheadów,
przepraszam. Tam nie musi być smaku, tam na podniebieniu może się nie dziać
nic. Ważne, żeby był odpowiednio wysoki procent, no i goryczka żeby była. Właściwie
ważna jest goryczka, nic więcej (bo że podczas piwnych zakupów ten i ów na voltaż
zerka, to żaden się oficjalnie nie przyzna). No i ja tu widzę, że owszem, przy
alkoholu na poziomie 13,8%, w łeb to piwo jest w stanie dać ostro, zryje beret,
jak nic. A oni jeszcze do tego wrzucili tam 110 IBU! Rozkosz piwnego
rewolucjonisty. Toż to wągry same wyskoczą ze skowytem, skórę twarzy
pozostawiając gładką jak pupa niemowlaka!
Z drugiej strony, jeśli piwo uwarzone przyzwoicie, to i
alkohol nie przeszkodzi, a przy ekstrakcie 29,7 Blg, to i ciała tam powinno być
tyle, co bicepsów u Arnolda S. w latach świetności. Tym bardziej, że jeszcze
owoców jarzębiny dodali. Co więcej, piwo uwarzono w Holandii, w browarze De Molen.
Oni tam przecież nie mogli go spieprzyć. Po prostu nie mogli. Nie mają w tym
wprawy. No i stało się, piwo do torby ostatecznie trafiło. A za chwilę do
szklanki.
Ciekawostką – ciągle nam jeszcze nieznaną – jest piwo Ucho od śledzia, również firmowane
przez łódzką Piwotekę (choć ani słowa na etykiecie o tym, kto i gdzie je
uwarzył, najpewniej browar Księży Młyn w Łodzi). Piwo warzone z dodatkiem
świeżych i wędzonych śledzi. No, tego jeszcze nie było. Przynajmniej na naszym
stole. A że to nie pierwsza warka, prawdziwi, wytrawni piwosze już dawno je
pili, już opinię o nim wydali, nam tym bardziej nie wypadało aż tak odstawać od
peletonu. A zupełnie poważnie – ciekaw jestem niezmiernie tego piwa. Chyba
najbardziej z całej dzisiejszej stawki.
Wreszcie klasyczne piwo pszeniczne z browaru Largus. Browaru
nie znam, zetknąłem się z nim po raz pierwszy, zapytałem które byłoby
najlepsze, polecono mi Pszeniczne. A
że klasyczne pszeniczne w tym domostwie jest bardzo cenione, tak więc butelka
largusowego Pszenicznego z Po Robocie wyniesiona została. Czas poszerzyć
horyzonty, nowego browaru popróbować.
Powyższe napisane zostało „na sucho”, tylko i wyłącznie na
podstawie etykiet i skumulowanych wrażeń z naszych dotychczasowych piwnych
wędrówek po świecie. Nawet jeśli to akurat świat przyjeżdża, a my rzadko (choć
nie że nigdy) te piwne podróże odbywamy gdzie indziej, niż przy naszym stole.
Teraz czas kapsle zdjąć, szklanki napełnić. Co snadnie czynimy…
Pszeniczne rozczarowało jeśli chodzi o pianę. Co jak co, ale
pszeniczne piwa pienią się. Czasem za bardzo. No i piana na nich zwykle jest
trwała. W tym przypadku, piany było niewiele, a już po chwili nie było po niej
nawet śladu. W przypadku I’m so Horny! i PL-US, piana jest jak należy – obfita
i trwała. Nawet po redukcji na powierzchni piwa zostaje pojedyncza, ale zwarta
warstwa bąbelków, a na ściankach szklanek, apetyczny osad. Ucho od śledzia
spieniło się wzorcowo, beżową, trwałą pianą. Łódź i Młyn również spieniło się galancie
– piana jest gruba, gęsta i trwała.
Pszeniczne (12,1
Blg, pasteryzowane, niefiltrowane) – w aromacie standardowe jak na pszeniczne
piwo akcenty bananów, goździków, drożdży, świeżego chleba. Jest tu troszkę
cytrusowo, jest nutka miodu. Generalnie słabo, płasko, nieciekawie, a nawet
momentami bagienkowo.
W smaku – jest to niezłe piwo pszeniczne. Żadnych
fajerwerków, ale co ma być, to jest – kupa zboża, morele, banany, drożdże,
goździki, jest nawet odrobina słodkiej marchewki (jakby sok marchewkowy).
Wszystko fajnie poukładane, orzeźwiające, idealnie wysycone. Aż żal, że pora na
lekkie, orzeźwiające pszeniczne piwa nie prędzej niż dopiero za jakieś pół
roku.
Kategoria: JESZCZE
RAZ TO SAMO (choć daje się słyszeć głosy, że CUD, MIÓD, MALINA; nie dajmy
jednak ponieść się emocjom)
I’m so horny!
Espresso Lager (18 Blg, IBU 27, pasteryzowane, niefiltrowane, warzone w
Browarze na Jurze, z dodatkiem kawy Adelante i Rio Azul z Gwatemali) – w
aromacie wyraźnie czuć bardzo wyraźnie kawę, coca-colę, gdzieś tam chyba wybija
trochę alkohol, bo akcent jak z Irish coffee, cukierki kukułki, bardzo słodka
ta kawa, taki trochę ulepek. Generalnie słabo, nieciekawie. No bo jak kawa
pachnie, to wszyscy wiemy. Nawet mocno słodzona. A tu poza nią niewiele się
dzieje. Może w smaku…
A w smaku jest… kawa. Całe hektolitry kawy na centymetr
sześcienny. I nic więcej. Zimna, gazowana kawa. Co za porażka…
Kategoria: DO ZLEWU
PL-US Polish American
India Pale Ale (16 Blg, pasteryzowane, niefiltrowane, chmiele CascadePL,
ChinookPL) – w aromacie słód jęczmienny, brzoskwinie, migdały. Są tu oczywiście
amerykańskie chmiele w postaci owoców egzotycznych i akcentów żywicznych, ale
tutaj – a nie zdarza się to często – są one delikatne i bardzo zgrabnie
wkomponowane w całość. Pachnie fajnie – aż się prosi, by je wychylić.
Smak jest pełny, owocowy, grapefruitowy i żywiczny. Wyraźnie
czuć tutaj, że chmiel jest zupełnie innej proweniencji niż w większości piw
typu IPA/AIPA, itp. Wydaje się, że troszkę za dużo go tu wrzucono, bo jego
intensywność przytłacza, przesłania inne akcenty smakowe. A szkoda, bo dzieje
się tam nieźle w smaku. Jeśli ktoś lubi uderzenie goryczy, powinien być
zachwycony. My nie lubimy. A w każdym razie, nie w takim stężeniu. Gdy daliśmy
mu odstać i swoim podniebieniom odpocząć, piwo objawiło się nam jednak
zdecydowanie przyjemnym, przyzwoicie skomponowanym. No i na plus trzeba
zaliczyć jednak tę naturalność chmielenia, które – przy wszystkich
zastrzeżeniach – czuje się na podniebieniu. A do tego rodzaju zalegającej
goryczy podniebienie się dość szybko przyzwyczaja i rozkoszuje się owocowością
smaku. Fajne jest, chętnie wypijemy jeszcze jedno. Choć może niekoniecznie
już-zaraz.
Kategoria: JESZCZE
RAZ TO SAMO
Ucho od śledzia
Foreign Extra Stout (14 Blg, IBU 50, niepasteryzowane, warzone z dodatkiem
świeżych i wędzonych śledzi) – w aromacie jest kawa, trochę gorzkiej czekolady,
no i jest jakiś rybny, wędzony akcent, choć najbliżej chyba byłoby do wędzonych
szprotek, nie do śledzia. I tutaj niewiele się dzieje. Poczekamy, nigdzie nam
się nie spieszy. Niech piwo się ogrzeje, niech bukiet się należycie rozwinie. Czekanie
niewiele dało, więc pijemy.
W smaku jest przyjemnie stoutowo – wszystkie te
kawowo-czekoladowe akcenty tutaj są na miejscu i swoje robią. Dość szybko
pojawia się jakaś nutka – nieoczekiwana, a więc początkowo uznana za
niechcianą, fałszywą – oleju, w którym zatopiono wędzone szprotki (tak,
zdecydowanie smakuje to jak szprotki). Wymaga kilku głębokich łyków i
przemielenia tego na podniebieniu, by się do tej kombinacji przekonać, co do
tego, to nie ma cienia wątpliwości. Jednak z czasem szprotowa wędzoność
przeszkadza coraz mniej, a jakoś w połowie butelki zaczyna się podobać i
smakować. Ostateczny werdykt – fajne, nietuzinkowe piwo.
Kategoria: JESZCZE
RAZ TO SAMO
Łódź i Młyn Russian
Imperial Stout (29,7 Blg, IBU 110, niepasteryzowane, warzone w browarze De Molen,
z dodatkiem owoców jarzębiny) – piwo, które w aromacie nie ma nic. Co za
osiągnięcie! Trochę pieczarek, odrobina plasteliny, jak już człowiek się wwącha
na maksa. Co za koszmar piwosza! Z każdym niuchem plasteliny jest coraz więcej
i jest coraz bardziej wymiąchana, wygnieciona, szaro-brązowa. Niewiarygodnie
spieprzone piwo. To się nie mieści w skali piwnych porażek aromatycznych. Ludzie,
kto to wymyślił, kto to na rynek wypuścił? No dobra, uczciwość nakazuje
odnotować jakąś czekoladę, jakąś goryczkę, jakąś chyba jarzębinę, coś tam się
błąka po peryferiach tej plasteliny. Ale żeby tylko tak? Taka kooperacja,
taaakie (potencjalnie) piwo? Skandal. Spróbujmy posmakować (choć
współdegustantka, która już w gardło wlała pierwszą porcję, krzyczy do mnie,
„nie pij tego!”).
Spróbowałem. W dzieciństwie zdarzyło mi się ugryźć
plastelinę, więc wiem jak smakuje. To samo uczucie, ta sama rozkosz dla
zmysłów. Plus jakaś nafta, zjełczały olej. I jeszcze łyk. I jeszcze jeden.
Szansę dajemy do końca. No, prawie do końca. W połowie butelki zapadła decyzja.
Kategoria: DO ZLEWU
No tak. Popróbowali, wypili. Wypili co się dało, resztę
zgrabnym ruchem nadgarstka do zlewu wylewając. Można powiedzieć, że dzisiejszy
wynik to 3:2. Trzy piwa zaskoczyły, trzy dały gębie dużo radochy. Dwa pozostałe
natomiast powinni w Lidlu sprzedawać. W trakcie tej promocji, co to satysfakcję
gwarantowała. Natychmiast poleciałbym dopominać się o zwrot kasy. Pinta dostaje
u nas kolejnego bana. Przynajmniej na jakiś czas. Za każdym razem, jak
przyjdzie mi do głowy kupić jakieś piwo z Pinty, odpowiednią kasę na WOŚP odłożę.
Niech będzie z tego jakiś pożytek.
Kormoran nie zawiódł, choć w jednej z najtrudniejszych
kategorii wystąpił. Wszelkie odmiany IPA to wszak w wykonaniu rodzimych
piwowarów jakiś dopust boży. A tu bach! Piękne, sympatycznie skomponowane piwo
się pojawia. Szkoda, że to tylko raz w roku. Nie żebym zaraz na AIPA już
całkiem chciał się przestawić. Ale od czasu do czasu – czemu nie? No i
sprawdził się Largus. Jestem za. Następnym razem wezmę coś więcej od nich.
Wreszcie te śledzie z Piwoteki. Co prawda, zdecydowanie szprotki to były w
smaku i aromacie, ale były, swoje zrobiły, nie zawiodły, nie rozczarowały. Ciekawe
piwo, a naszym zdaniem, po prostu fajne. No i uratowały w naszych oczach
Piwotekę. Bo ten jarzębinowo-plastelinowy RIS… Nie, zmilczmy.
Dziś w ranking się nie bawimy – za duży rozstrzał gatunkowy.
Wszystkie próbowane dzisiaj piwa do kupienia w sklepie Po
Robocie, ul. Westerplatte 9, Świdnica. I nawet jeśli ze dwa dzisiaj trafiły do
zlewu, to do Po Robocie warto zaglądać regularnie, do czego serdecznie
zachęcamy mieszkańców okolicy. Niech nam się rozwija i nowych wrażeń dostarcza.
Jestem zaskoczony tym De Molenem. Podobno oni "złych" piw nie robią. Tym bardziej że to nie są tanie "rzeczy".
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
artur996
Też byłem zaskoczony, też byłem pewien, że nie robią złych piw. Cóż, widocznie tak im wyszło tym razem. Już po wylaniu połowy tego RISa i napisaniu tego tekstu, sprawdziłem tu i ówdzie. Okazuje się, że to nie tylko moje wrażenie. A że tanie to nie jest, to fakt.
Usuń