446. Sean Dry Stout
(Browar Wąsosz) 5%
447. Tenczynek
Imperial Stout (Browar Tenczynek) 9%
448. Mała Czarna
Cream Stout (Browar Dukla) 4,8%
Z obserwacji tego, co dzieje się w piwnej blogosferze, na
stronach i fanpejdżach browarów i tzw. browarów, można wyciągnąć wniosek, że
wyznawcy rewolucji piwnej w Polsce, niestrudzeni w poszukiwaniach coraz to
nowych, coraz to innych, coraz to bardziej wymyślnych piw, już dawno przestali
zwracać uwagę na pierwsze-lepsze IPA, sztandarowe wszak piwo wspomnianego
kultu, a znaleźli sobie nowy obiekt westchnień. Otóż okazuje się, że stout, a
najlepiej jak będzie to Imperial Stout (duże litery z szacunku dla gatunku,
zaznaczam również, że pisząc te słowa klęczałem przed komputerem z należytą
rewerencją) to od jakiegoś czasu jest to. Zupełnie jak niegdyś Coca-Cola. Nie
może być inaczej, wszak piwo to spełnia kilka kluczowych kryteriów, czyniących
zeń obiekt pożądania większości piwoszy-smakoszy. Po pierwsze, Imperial Stout
ma z definicji bardzo wyraziste akcenty aromatyczno-smakowe – goryczka w nim
pochodzi nie tylko od zastosowanego w procesie warzenia chmielu, ale wywodzi
się również z zastosowania palonego, z natury gorzkiego słodu w zasypie. A
przecież im bardziej gorzko, tym lepiej, bo przeciętny wyznawca rewolucji nie
będzie sobie zadawał trudu, by doszukiwać się niuansów smakowych w piwach
dobrych, starannie zestawionych, prawidłowo uwarzonych i nachmielonych. Nie,
rewolucjonista potrzebuje silnych wrażeń, a Imperial Stout je zapewnia. Po
drugie, Imperial Stout (zwany czasem Russian Imperial Stout, nazwa z lubością
skracana do RIS – umiejętność skracania i jego częstotliwość rośnie wraz z
rewolucyjnym zaawansowaniem rewolucjonisty) daje w czapę! Zawartość alkoholu w Imperial
Stout oscyluje nawet w okolicach wartości dwucyfrowych, a przecież o to chodzi,
żeby piwo poczuć nie tylko na kubkach smakowych. Po to się piwo pije, by się co
nieco sponiewierać, nieprawdaż? Jasne, że nieprawda! Nikt się do tego nie
przyzna, przecież my tu w sprawie smaku, my degustujemy, prowadzimy poszukiwania,
odkrywamy nowe akcenty, aromaty… I nic to, że współcześnie nie ma śladu
uzasadnienia dla tak wysokiej zawartości alkoholu – piwo nie spędza już
długiego czasu na statkach, którymi wożone było z Anglii do Rosji, więc nie
trzeba go dodatkowo konserwować wysoką zawartością alkoholu. Również spożywanie
tego piwa w nieco bardziej surowym niż brytyjski klimacie nie jest
uzasadnieniem dla wysokiej mocy trunku. Tę sprawę współcześnie załatwia centralne
ogrzewanie. Naprawdę.
Dzisiaj u nas trzy stouty, trzy różne wariacje na temat
gatunku. Mamy na stole kolejne piwo z wąsem z Browaru Wąsosz, a mianowicie Sean
Dry Stout. Mamy Małą Czarną Cream Stout (czyli z dodatkiem laktozy, czasem określane
mianem milk stout) z Browaru Dukla.
Mamy wreszcie Imperial Stout (a co!) z Tenczynka. Wąsosz rzadko kiedy zawodzi,
Dukla jak dotąd zachowywała się poprawnie, natomiast w przypadku Tenczynka na
wiele nie liczymy. Ucieszymy się więc na pozytywne zaskoczenie. Jeśli nam
Tenczynek takowe zechce zgotować, rzecz jasna.
Przy okazji, nie żebym się czepiał jakoś specjalnie, ale
jednolita szata graficzna etykiet wąsatych piw z Wąsosza może niekoniecznie jest
dobrym pomysłem. Naprawdę nie wiem ile razy przechodziłem koło półki, na której
stało sobie grzecznie Sean, i nie zauważyłem, że jest tam jakieś piwo, którego
jeszcze nie piłem. One na pierwszy rzut oka – szczególnie z odległości
klient-półka – wyglądają bardzo podobnie. Albo to ja jestem ślepy, czego nie
wykluczam.
Nalewamy. Piana – poza Tenczynkiem, na którym utrzymała się
w miarę długo – zredukowała się do cienkiej warstwy, składającej się głównie z
drobnych pęcherzyków. Na Wąsoszu dość szybko uległa poszarpaniu i zostawiła
sporą część powierzchni piwa bez przykrycia. Wszędzie co najmniej beżowa, na
Małej Czarnej – zwyczajnie brązowa. Wszystkie trzy piwa są ciemnobrązowe,
niemal czarne, nieprzejrzyste.
Sean Dry Stout
(13 Blg, IBU 25, pasteryzowane) – pachnie gotowaną ciecierzycą, krówkami i
kiepskiej jakości serem żółtym, lekko wędzonym, trochę palonego zboża. Akcenty
sera z czasem łagodnieją i rozpływają się wśród kawowej paloności. Smak dość
lekki, kawowo-zbożowy, z przyjemną nutką spalenizny i bardzo subtelną, jednak
wyraźnie wyczuwalną goryczką – i tą paloną i tą chmielową. Nasycenie na
przyzwoitym poziomie. Bardzo przyjemne piwo.
Tenczynek Imperial
Stout (24 Blg, niefiltrowane) – w aromacie kawa, syrop na kaszel, czekolada,
ciężki, kremowy tort czekoladowy na wskroś
przesączony alkoholem. W smaku ciężkie, zalegająco słodkie, z akcentami
prażonego miodu, karmelizowanego cukru. Słodki, ciężki syrop migdałowy. Akcenty
kwaśne z każdym łykiem coraz mocniejsze i coraz mniej przyjemne. I wszechobecny
alkohol. Kiepski, gorzałkowaty. Plus gorycz – niefajna, ciężka, zalegająca w
przełyku gorycz guajazylu. Wysoki poziom obleśności.
Mała Czarna Cream
Stout (14 Blg, niepasteryzowane, niefiltrowane) – aromat najbardziej kawowy
spośród dzisiejszych zawodników, nutki gumy, jak stary dmuchany materac, który
jednak dość szybko się ulatnia i nie doskwiera, akcenty palone. W smaku kawa i
migdały – coś jak kawa z amaretto. Smak gładki, delikatny, wręcz kremowy. Lekka
kwaskowość, odrobina spalenizny, gorzka, wytrawna czekolada, goryczka. Może
trochę za sucho, za wytrawnie, za gorzko, choć piwo ewidentnie ma potencjał.
No i się wypiło, no i trzeba by jakoś ocenić, w ranking
ustawić – przy zastrzeżeniu (dla rewolucyjnych ortodoksów), że to trzy różne
wersje, że porównywanie wprost nie ma większego sensu, ale że przecież to nie
zawody w łyżwiarstwie szybkim, gdzie jedna tysięczna sekundy robi różnicę, więc
luz wrzucamy. Oto i dzisiejszy ranking, czyli po które z opisywanych dzisiaj
piw najchętniej sięgnąłbym po raz drugi:
1. Sean Dry Stout
2. Mała Czarna Cream Stout
3. Tenczynek Imperial Stout
I stało się, że RIS z gracją omył ścianki zlewu w naszej
kuchni. Nie daliśmy rady wypić tego czegoś do końca. Co nie znaczy, że na
świecie nie istnieją dobre RISy. Tenczynek Imperial Stout po prostu nie jest
jednym z nich. Ale to chyba dla nikogo nie jest wielkim odkryciem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz